Jacek Salij OP
Co to znaczy, że jesteśmy Kościołem?
Wstęp
Proszę Państwa, korci mnie, aby najpierw wyjaśnić oba te słowa: co to znaczy szkoła i co to znaczy wiara.
Szkoła, nigdy dość przypominania, grecki wyraz "schole" znaczy odpoczynek. Do szkoły się chodzi, żeby odpoczywać. Z tym, że - uwaga - nie po pracy. Żeby odpocząć, nabrać sił do nowej pracy, greka ma termin "anapausis". Schole to jest odpoczywać wśród przyjaciół, w poszukiwaniu prawdy, we wzajemnej życzliwości. Jeżeli są wśród Państwa nauczyciele, to myślę, że warto się przejąć tą pierwotną ideą szkoły.
Wiara natomiast - nie mamy czasu na dłuższy wykład, przypomnę tylko tutaj definicję św. Tomasza z Akwinu, która aż "zatyka" swoją głębią. Wiara jest to początek życia wiecznego w człowieku uzdalniający nas do zawierzenia siebie całych Panu Bogu.
My, na ogół, ulegamy pewnym konstrukcjom myślowym, tworzonym raczej przez niewierzących i skłonni jesteśmy patrzeć na wiarę jako na światopogląd. Wiara ma swój wymiar światopoglądowy, ale wiara jest to coś nieporównywalnie większego niż światopogląd.
Często lubię przypominać sytuację św. Augustyna, który w swoich długich poszukiwaniach doszedł do momentu, kiedy miał absolutną pewność, że prawda jest w Kościele katolickim i z równą pewnością wiedział, że jest jeszcze człowiekiem niewierzącym. To jest ta słynna metafora, przy pomocy której opisał ów moment swojego życia: byłem jak człowiek, któremu nad ranem słońce zaświeciło w oczy. Św. Augustyn czuje, że najwyższa pora "wstawać" ale mu się nie chce. Warto ewentualnie do VIII księgi "Wyznań" zajrzeć, żeby przypatrzeć się ostatniemu momentowi niewiary w życiu Augustyna i można powiedzieć, że w jego przypadku cudownemu powołaniu do wiary. To jest ta słynna scena: "Tolle lege!"
Część I
Co to znaczy, że jesteśmy Kościołem?
Proszę Państwa, tezy, jaką teraz wygłoszę, jestem pewien, ale gdyby przypadkiem okazało się, że nie mam racji, to zawsze, umówmy się, fakty są ważniejsze niż moje lu czyjekolwiek poglądy i pod wpływem faktów natychmiast bym ustąpił. Natomiast z tego co mi wiadomo, chrześcijaństwo jest jedyną religią, której wyznawcy siebie nazywają Świątynią - bo jesteśmy Kościołem, to znaczy że jesteśmy Świątynią. Dlatego się zastrzegam, gdyż w niektórych tekstach tłumaczonych na nasze europejskie języki pojawia się termin kościół w odniesieniu do religii niechrześcijańskich. Jednak, z tego co mi wiadomo, jest to zwyczajne nieporozumienie, tzn. tłumacz nie zauważa, że religie niechrześcijańskie w ogóle nie mają takiego pomysłu, że ludzie mogą być Świątynią.
Co to jest Świątynia?
Świątynia to są trzy następujące wymiary:
1) miejsce szczególnej obecności Boga wśród ludzi;
2) miejsce, w którym składane są miłe Bogu ofiary;
3) miejsce świadectwa, świadectwa wiary, nie tylko wobec niewierzących, ale także wzajemnie wobec siebie, wobec nas wierzących;
Otóż warto sobie uprzytomnić, że jeżeli jesteśmy Świątynią, to przecież nie dlatego żeśmy sobie tak postanowili albo tak nam się wydaje, lecz że w istocie prawdą tak wielką - tysiące ludzi oddawało życie za nią - jest to, że Bóg tak nas umiłował, że dał nam Swojego Syna, a każdy kto w Niego wierzy będzie miał życie wieczne; że prawdą jest to, że Syn Boży na Krzyżu dokonał naszego odkupienia, zmartwychwstał i otworzył nam drogę do życia wiecznego. Jeżeli to jest prawdą, to byłoby kompletnym absurdem, gdyby Syn Boży miał przyjść do ludzi kiedyś tam, dwa tysiące lat temu i gdyby to się miało skończyć, gdyby po tym miała pozostać tylko pamięć. Otóż, być Kościołem tzn. otrzymać od Pana Boga możliwość realnego kontaktu ze Zbawicielem, Jezusem Chrystusem, który jeden jedyny raz historycznie był na ziemi, który za wszystkie ludzkie pokolenia i za każdego człowieka z osobna poniósł śmierć na Krzyżu, i który wszystkich wzywa do życia wiecznego. Chrystus Pan obdarzył nas Kościołem po to, żeby wszyscy bez wyjątku mieli możność bezpośredniego kontaktu z Nim. W jakiejś mierze kontaktu jeszcze większego niż apostołowie, czyli najbliżsi Pana Jezusa, kiedy przebywali z Nim historycznie.
W jakim sensie używam słów: "jeszcze głębszego kontaktu"? Są w ewangeliach takie tajemnicze słowa: Pożyteczne jest dla was moje odejście - mówił Pan Jezus do apostołów - bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel do was nie przyjdzie. Jeżeli odejdę, poślę Go do was (por. J 16,7). To rzeczywiście tajemnicze. To znaczy, że odejście Pana Jezusa było konieczne, żeby przyszedł Duch Święty. Już Ojcowie Kościoła bardzo wnikliwie zauważyli, że kiedy Pan Jezus przebywał z ludźmi - przede wszystkim z apostołami, ale przecież tłumy Go słuchały, oglądały Jego cuda - to można Go było widzieć, można Go było nawet dotknąć, można Go było zapytać... ale to była zawsze sytuacja, że Jezus był "tu", a ja, ty, on, ona, byliśmy "tam". Nie tak jest obecnie. Kiedy Jezus odszedł po swoim Zmartwychwstaniu do Ojca i zesłał Ducha Świętego - zsyła Ducha Świętego w serca nasze nieustannie - zaistniała możliwość jedności z Jezusem bez porównania głębszej. Mianowicie, jedności, którą apostoł Paweł nazywa: my w Nim a On w nas (por. Ef 2, 21-22); Żyję już nie ja, żyje we mnie Chrystus (por. Ga 2, 20). Jest to istota Tajemnicy Kościoła - niepojęcie bezpośredni dostęp do Jezusa Chrystusa i do Jego łaski zbawczej.
Przejdźmy do najważniejszych tez, jakie wiążą się z tą prawdą, że jesteśmy Kościołem, czyli Świątynią Bożą.
Zacznę od przypomnienia, że było jednoznaczną wolą Pana Jezusa Kościół założyć. Wystarczy sobie uprzytomnić fakt, jak wielkie znaczenie miała okoliczność, że apostołów było akurat dwunastu. Widać to bardzo wyraźnie - wszystkie katalogi apostołów jakie mamy, a mamy ich cztery, podają liczbę dwunastu. Najwyraźniej w opisie wyboru apostoła Macieja, kiedy to Apostołowie poczuli się zobowiązani przywrócić swojemu Kolegium liczbę dwunastu, kiedy to Judasz bezpowrotnie ich opuścił. Dlaczego liczba dwunastu była tak ważna? Bo było wolą Jezusa, naszego Zbawiciela, założyć Lud Nowego Przymierza. Tak jak Lud Starego Przymierza pochodził od dwunastu synów Jakuba, tak Jezus chciał założyć Lud Nowego Przymierza i wyraźnie o tym mówił. Przypomnę Jego słowa, jakie wypowiedział do Szymona Piotra, który jako pierwszy z apostołów wyznał Jego boskość: Ty jesteś skalisty - bo "Piotr" znaczy "skalisty" - a na tej Skale zbuduję mój Kościół. Słyszymy: Zbuduję mój Kościół... a bramy piekielne go nie zwyciężą i Tobie dam Klucze Królestwa Niebieskiego (por. Mt 15, 16-19).
Wola Jezusa Chrystusa założenia Kościoła jest także wyraźna we wszystkich czterech końcówkach Ewangelii. Każda z Ewangelii inaczej formułuje przesłanie uniwersalnego głoszenia Dobrej Nowiny, ale każda z czterech Ewangelii takie przesłanie w sobie posiada. Przypomnę tylko: Idźcie na cały świat i czyńcie uczniami wszystkie narody, udzielając im chrztu w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego (por. Mt 28, 18-20; Mk 16, 15-20).
Mam w tej chwili przed sobą liczne wypowiedzi starochrześcijańskie na temat następujący: Kościół jako założony przez Pana Jezusa. Założony, ale znacznie ściślej byłoby powiedzieć "uwidzialniony". Kościół był bowiem w Bożym zamyśle już "przed założeniem świata" (Ef 1,4), a rzeczywistością jest już od stworzenia aniołów. Są to pasjonujące rzeczy, szkoda, żeby takimi rzeczami się nie dzielić.
Św. Justyn, późniejszy męczennik, pierwszy "zawodowy" filozof, który przyjął chrzest, pisał mniej więcej w połowie II wieku czyli około roku150:
"Pouczono nas, że Chrystus to Pierworodny Syn Boży i równocześnie Słowo, w którym uczestniczy cały ród ludzki." Otóż, "Ci którzy prowadzili, życie zgodne ze Słowem - ze słowem przez duże "S"- są chrześcijanami- nawet jeżeli uchodzili za ateistów - jak na przykład wśród Greków Sokrates, Heraklit wśród barbarzyńców, Abraham, Eliasz i tylu innych, których czyny oraz imiona wybierać, zbyt wiele by nam tutaj czasu zająć musiało. Przeto ci, co niegdyś prowadzili życie, o Słowo zgoła się nie troszcząc, byli ludźmi bez wartości i wrogami Chrystusa i mordercami zwolenników Słowa, natomiast ci, których życie było i jest zgodne ze Słowem, są chrześcijanami." (św. Justyn, Dial. 61)
W bardzo wczesnym momencie chrześcijanie uświadomili sobie, że do Chrystusa należy cała ludzka historia, nawet całe dzieje wszechświata. Przypomnę stosunkowo często na ambonę wynoszony przykład z "Pasterza" Hermasa, również z II wieku. Mianowicie Hermas, człowiek świecki, żyjący w Rzymie, ma wizję jakiejś starej kobiety - przypominam to jest rok mniej więcej 150 - i oprowadzający go anioł pyta:
- Owa matrona, od której dostałeś książeczkę, któż to jest, jak ci się zdaje?.
Odpowiedziałem - to Sybilla,
- Mylisz się - mówi - to nie ona,
- Kto to więc? - pytam
- To Kościół - odpowiada
Wtedy spytałem - dlaczego więc ona jest taka stara?
- Ponieważ - mówi - została stworzona przed wszystkim innym, dlatego jest taka stara. Dla niej świat został stworzony. (Hermas, Visiones Pastoris, 2,4,1).
Proszę Państwa, warto wiedzieć, że to ostatnie zdanie jest cytowane w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Dla Kościoła świat został stworzony. Kiedy mówimy o Panu Jezusie, że jest założycielem chrześcijaństwa, to mówimy prawdę, ale mówimy jakoś strasznie niewiele z tej prawdy. Pan Jezus jest nieskończenie więcej niż założycielem chrześcijaństwa, jest kimś absolutnie nieporównywalnym z żadnym Buddą, czy Mahometem. Jest Synem Bożym, przez którego świat został stworzony i którego śmierć na krzyżu jest źródłem życia wiecznego dla tych wszystkich, którzy chcą je przyjąć. Przypomnę prawdę o zstąpieniu Ukrzyżowanego do otchłani. Prawdę, która streszcza w sobie naszą wiarę, że moc Ofiary Chrystusa ogarnęła także tych wszystkich, którzy żyli przed Jego przyjściem, a którzy się chcieli na nią otworzyć.
Co to znaczy, że jesteśmy Kościołem?
Proszę Państwa, zrobimy sobie króciutki przegląd biblijnej idei świątyni, bo na tym tle znowu można zobaczyć rzeczy... ja nie wiem, każdy inaczej słucha, ale mnie dosłownie one dech zapierają... Jak wiadomo, Świątynia Jerozolimska, jedyna na ziemi świątynia Boga Prawdziwego, była proroctwem. Zapowiadała dar Kościoła, którym jesteśmy my, ale też nie tylko my, o czym za chwilę.
Przypomnę jak to się zaczęło. Wykład trzeba by zacząć od prehistorii przebywania Boga wśród ludzi, przebywania życiodajnego, opiekuńczego, przebaczającego - żeby wspomnieć choćby ową Bożą dobroczynną Obecność, jako towarzyszyła ludowi jako słup obłoku w dzień i sług ognia w nocy w czasach Wyjścia. My zacznijmy nasz wykład od Świątyni Jerozolimskiej.
A było to tak. Król Dawid wybudował sobie wielki pałac i zrobiło mu się głupio - to jest zapis w siódmym rozdziale 2 Księgi Samuela (2 Sm 7, 1-20) - mianowicie, uświadomił sobie, że on, człowiek, żyje w takim pięknym pałacu a Arka Przymierza, czyli miejsce najszczególniejszej obecności Boga wśród ludu, gdzie były złożone tablice przykazań, jest gdzieś pod namiotem ze skór jeszcze z czasów Wyjścia. Dawid postanowił więc wybudować Bogu świątynię. Prorok Natan pochwalił ten zamysł, ale w nocy Natan miał widzenie. Ja swoimi słowami opowiem, ale ufam, że nie przekręcam opisu: Ty powiedz Dawidowi, żeby nie był taki mądry, to nie on będzie Mi budował dom, tylko Ja jemu wybuduję dom - i tu następuje słynne proroctwo mesjańskie, że z rodu Dawida narodzi się Król Wieków.
Jeszcze dwa momenty z historii świątyni, tego prawzoru Kościoła, warte są wydobycia, mianowicie dwukrotnie Pismo Święte wspomina, że Dawid podjął wielkie prace przygotowawcze przy budowie świątyni, ale nie było mu dane zbudować świątyni, bo ręce jego były splamione krwią (1 Krn 22,8; 28,3). Założyciel nowej świątyni, Syn Boży Jezus Chrystus, ma nie tylko ręce czyste, nie tylko żadną krwią nie splamione, ale swoją własną krew przelał za tych, których umiłował.
I drugi moment to jest zapis (2 Krn 3, 1), że świątynia została wybudowana na wzgórzu Moria, czyli na tym wzgórzu, gdzie Abraham miał złożyć ofiarę ze swego syna Izaaka, ale Bóg mu na to nie pozwolił. Kościół jest zbudowany na górze Kalwarii. Abrahamowi Bóg nie pozwolił złożyć w ofierze swojego syna, ale pozwolił na to, żeby Jego własny Syn został ukrzyżowany. Z miłości do nas oddał swojego własnego Syna.
Nie ma czasu, żeby kontynuować historię świątyni starotestamentalnej. Wspomnę tylko o ostrzeżeniach proroków (Mi 3,12; Jr 26), że nie pomoże nam dostęp do Świątyni, jeżeli się nie nawrócimy. Jeszcze ważniejsze jest przesłanie proroka Ezechiela, wyrażone w jego tajemniczej wizji wozu ognistego (Ez 1), że obecność Boga bardziej niż z miejscem związana jest z Jego ludem: Bóg jest tam, gdzie Jego lud, toteż jeżeli Jego lud znalazł się w niewoli, Bóg niejako podąża żeby mu towarzyszyć i roztaczać nad nim swą opiekę. Ogromnie ważna (i nieraz wykorzystywana w chrześcijańskiej katechezie) jest historia zbezczeszczenia i odnowienia Świątyni, opisana w 2 Księdze Machabejskiej (10,1-8).
Przejdę od razu do pokazania tego, w jaki sposób to materialne proroctwo, jakim była Świątynia, zostało zrealizowane w Nowym Testamencie. Mianowicie Świątynia Jerozolimska zapowiadała tę jedyną i wiekuistą Świątynię, jaką jest - teraz niech każdy dobrze trzyma się swojego krzesła - sam Pan nasz Jezus Chrystus. To Jezus Chrystus jest Kościołem, Świątynią w całym tego słowa znaczeniu. Jak to się stało, że my, wierzący w Niego, nazywamy się Kościołem - pokażę ja za chwilę. Teraz jednak zatrzymajmy się nad tą prawdą, że Świątynią w najwyższym słowa znaczeniu jest Pan nasz Jezus Chrystus.
W Jezusie Chrystusie otrzymaliśmy dostęp do zupełnie niepojętej obecności Boga wśród ludzi. On jest przecież Synem Bożym. On, Syn Boży, Bóg prawdziwy, stał się jednym z nas. Co więcej, z samego Siebie złożył ofiarę za nas wszystkich, żebyśmy mieli życie. Ponadto, On świadczy o miłości swojego Przedwiecznego Ojca do nas (J 1,18; 14,8n) i mało byłoby powiedzieć, że jest On niedościgłym świadkiem miłości Bożej, On jest jedynym Świadkiem miłości Bożej. Wszelkie inne świadectwa o tyle tylko są prawdziwe, o ile jakoś w Jego świadectwie są zanurzone.
Teraz przedstawię podstawowy katalog tekstów nowotestamentalnych, gdzie nam powiedziano, że prawdziwą Świątynią jest Pan Jezus. Zacznijmy od Jego własnych słów: zburzcie tę świątynię, Ja ją w ciągu trzech dni odbuduję (J 2, 19). I Ewangelista komentuje: A mówił to o świątyni swego Ciała.
Na świątynność Mesjasza wskazuje się również we wszystkich ewangelicznych opisach tajemnicy Wcielenia. I tak Ewangelia Mateusza wydobywa Jego prorocze imię Emmanuel, "Bóg z nami" (Iz 7,14; Mt 1,22n) - obecność Boga wśród ludzi to przecież sama istota świątynności.
Zobaczmy, jak świątynność Mesjasza podkreślona jest w opisie tajemnicy Wcielenia, od którego zaczyna się Ewangelia św. Jana: Na początku było Słowo, Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało. I słuchajmy dalej: A Słowo Ciałem się stało i zamieszkało wśród nas - zatem i w tej Ewangelii podkreśla się, że oto sam Bóg zamieszkał wśród ludzi, a cała Ewangelia nie pozostawia wątpliwości co do tego, że zniżył się tak po to, żeby nas ratować do śmierci i obdarzać życiem wiecznym. Co więcej, zaraz po słowach: Słowo Ciałem się stało, zamieszkało wśród nas - Ewangelista dodaje - i widzieliśmy chwałę Jego, chwałę jaką Jednorodzony ma od Ojca, pełen łaski i prawdy. "Chwała Pańska" jest to przecież techniczny termin świątynny, to jest ta obecność Boża, jaka "unosiła się" nad Arką Przymierza (por. 1Krl 8, 9-11; 2Krn 5, 10-14; 2Krn 7, 1-3). Tak więc sam Jezus Chrystus jest wypełnieniem zapowiedzi widzialnie obecnej nad Arką Przymierza, a pamiętajmy, że Arka Przymierza była samym jądrem Świątyni Jerozolimskiej, jakby jej "tabernakulum".
Tę świątynność Pana Jezusa pokazuje w swoim opisie tajemnicy Wcielenia także Ewangelista Łukasz. Jak to się stanie skoro nie znam męża? (Łk 1,34) - pyta Matka Najświętsza Archanioła Gabriela. Innymi słowy: umówiliśmy się z Józefem, że nasze małżeństwo będzie dziewicze. Jak się to stanie? Anioł jej odpowiada: Duch Święty zstąpi na Ciebie, moc najwyższego Cię zacieni. Zstąpienie Ducha Świętego... a dodatkowo jeszcze greckie słowo: "episkiasei", które niezależnie od tego, czy pochodzi od "skia" - cień, czy też od "skene" - namiot, ma ono niewątpliwie znaczenie świątynne. Sens bowiem jest mniej więcej taki: "Obecność Boża cię zacieni", albo też: "Staniesz się namiotem Obecności Bożej".
Mówił o tym również Apostoł Paweł: W Nim, w Jego Ciele, mieszka cała pełnia Bóstwa (Kol 2, 9). Powtarzam - Kościołem, Świątynią w całym tego słowa znaczeniu jest Pan nasz, Jezus Chrystus.
Jak to się stało, że my się nazywamy Kościołem? Otóż już w Piśmie Świętym tak jesteśmy nazywani, ale o tym za chwilę. Przedtem warto zwrócić uwagę na to, że polski termin "kościół" obsługuje dwa pojęcia biblijne: termin "ekklesia" od czasownika "ekkaleo" czyli - zwołuję. Termin ten podkreśla, że to nie ludzie zorganizowali się w zwolenników Pana Jezusa i nazwali się Kościołem. Jesteśmy Kościołem, bo Bóg nas zwołuje, Bóg nas wybrał i okazał nam Miłosierdzie. To jest trochę tak, jak to napisał Mikołaj Rej: "Dobra żonka darem Bożym jest". W tym sensie, że sam Bóg obdarza męża żoną, a żonę mężem, a ich oboje obdarza dziećmi; sam Bóg "zwołuje" tych ludzi w jedną rodzinę. Analogicznie jesteśmy Kościołem, bo sam Bóg nas "zwołuje" w jeden swój lud.
Natomiast na określenie świątyni Nowy Testament używa terminu "naos"; niekiedy "hieron". Przypatrzmy się zatem podstawowemu kanonowi tekstów nowotestamentalnych, gdzie my, ochrzczeni, jesteśmy nazwani Kościołem, Świątynią. Najpierw wsłuchajmy się w sformułowania z drugiego listu do Koryntian: Jaka jest wspólnota Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym? Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami? Bo my jesteśmy świątynią Boga żywego - według tego, co mówi Bóg: Zamieszkam z nimi i będę chodził wśród nich, i będę ich Bogiem, a oni będą moim ludem (2Kor 6, 15-16).
Zaglądnijmy jeszcze do drugiego rozdziału listu do Efezjan : Chrystus obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur wrogości (Ef 2,14). Chodzi o mur, jaki oddzielał dziedziniec wiernych od dziedzińca narodów. Były na nim umieszczone napisy po hebrajsku, grecku i po łacinie, ostrzegające, że jeżeli nieobrzezany wejdzie na teren dziedzińca wiernych, będzie ukarany śmiercią. Otóż Pan Jezus symbolicznie zburzył ten mur.
Tu się nasuwa uwaga na temat wypędzenia przekupniów ze świątyni. Warto wiedzieć, że Pan Jezus wcale nie występował przeciwko handlowi w świątyni. Ten handel był ze wszech miar usprawiedliwiony, bo jeżeli w świątyni były składane ofiary ze zwierząt, to trzeba było wiernym umożliwić zakup tych zwierzęta. Jeżeli nie wolno było płacić podatku świątynnego w monetach, na których był wizerunek cesarza, to trzeba było wiernym umożliwić wymianę na monety świątynne. Nie przeciwko handlowi Pan Jezus protestował i to najwyraźniej napisane jest w Ewangelii św. Marka. Pan Jezus, który wypędził przekupniów, stoły powywracał, woły powyrzucał, powiada: Mój dom ma być domem modlitwy dla wszystkich narodów, a wyście go uczynili jaskinią zbójców (por. Mk 11, 15-18; Iz 56, 7; Jr 7, 11). Krótko mówiąc, Pan Jezus protestował przeciwko temu, że na te skądinąd potrzebne czynności został zagarnięty dziedziniec narodów, że poganie nie mieli gdzie się podziać, gdyby chcieli przyjść do świątyni. Pan Jezus tu już się upominał o uniwersalny wymiar Świątyni Jerozolimskiej. W swojej Świątyni, w Kościele, Pan Jezus w ogóle symbolicznie zburzył ten mur - i o tym tu mówi Apostoł Paweł.
Jednak czytajmy dalej. Apostoł Paweł tłumaczy wiernym, że w Jezusie Chrystusie wszyscy - i ci z daleka, i ci z bliska, czyli zarówno poganie jak Żydzi - mają jednakowy przystęp do Ojca. I tak konkluduje: A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga. Zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha (zob. Ef 2, 14-22). Zatem już teraz jesteśmy Świątynią, bo już teraz jesteśmy w Chrystusie a Chrystus w nas, ale zarazem ta Świątynia znajduje się dopiero w trakcie budowy. Bo jeszcze nie cali należymy do Boga, bo jeszcze nie do końca jesteśmy uchrystusowieni, nie całkiem jeszcze jesteśmy jedno z Chrystusem.
Apostoł Piotr zwróci nawet uwagę na to, że nasza świątynność polega na składaniu ofiar miłych Panu Bogu: "Odrzuciwszy więc wszelkie zło, wszelki podstęp i udawanie, zazdrość i jakiekolwiek złe mowy (...) zbliżamy się do Tego, który jest żywym kamieniem, odrzuconym wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym i wy również, niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa" (1P 2, 1. 4-5).
Dodajmy jeszcze, że ta nasza świątynność dotyczy ogółu wiernych, ale zarazem każdego z nas poszczególnie. Pan Bóg ma nas miliardy, a przecież każdego z nas kocha szczególnie i w sposób niepowtarzalny. Najwyraźniej pisze o tym Apostoł Paweł w 1 Liście do Koryntian: Czyż nie wiecie, że ciała wasze są świątynią Boga, że Duch Święty w was mieszka, przeto zważajcie, żeby nie bezcześcić tej świątyni, kto by zniszczył Bożą świątynię tego zniszczy Bóg (1 Kor 3,16n; por. 6,19). Świątynią jest również każda rodzina składająca się z ludzi wierzących w Chrystusa i każda społeczność zgromadzona w Jego imię (1 Kor 16,19; Rz 16,5).
Jeszcze i na to zwróćmy uwagę, że to za mało byłoby powiedzieć, że Kościołem jesteśmy wszyscy. Ta Świątynia, którą nazywamy Kościołem Chrystusa, to wszyscy aniołowie i święci, to ludzie wszystkich poprzednich pokoleń, którzy już doszli do życia wiecznego: Wy przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, do Jeruzalem Niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu, do Pośrednika Nowego Testamentu - Jezusa, do pokropienia Jego Krwią, która przemawia mocniej niż krew Abla (Hbr 12, 22-24).
To dlatego w Kościele katolickim mówi się o trzech częściach Kościoła. Jest Kościół triumfujący, czyli aniołowie i święci, ci wszyscy, którzy do Chrystusa należą już bez reszty; Kościół Walczący - walczący, rzecz jasna, nie z ludźmi, tylko z mocami ciemności (Ef 6,10-18), dzisiaj częściej mówimy: Kościół Pielgrzymujący; i wreszcie Kościół Oczyszczający się, czyli ci wszyscy, którzy odeszli z tego świata wprawdzie w łasce uświęcającej, ale muszą jeszcze oczyścić się z tego wszystkiego, co w nich grzeszne.
Jeszcze parę zdań powiedzmy na temat Kościoła domowego, o którym zresztą już wspomniałem. Zacznijmy od tego, że ja, każdy z nas, zacząłem być Bożą świątynią w dniu mojego chrztu. Jeżeli jestem wierny łasce chrztu, to ta świątynność we mnie wzrasta i coraz bardziej dojrzewam do życia wiecznego. Otóż sakrament ślubu ma w sobie coś paralelnego do sakramentu chrztu. Pan Jezus wtedy was dwoje łączy ze sobą, żebyście byli Jego Świątynią... Żebyście się stali Kościołem domowym.
Na czym polega świątynność zwyczajnego życia chrześcijan, życia małżeńskiego i rodzinnego? Jeżeli sam Chrystus założył sobie Świątynię swoją w waszym związku, jeżeli wybrał was sobie, żebyście byli Świątynią Bożą, to znaczy, że On się najszczególniej zobowiązuje do tego, że będzie was obdarzał swoją Obecnością. Obecnością pełną łaski - jeżeli tylko będzie wam na tym zależało. Będzie was uzdalniał do składania ofiar miłych Panu Bogu, czyli do miłości także wtedy kiedy jest to trudne, kiedy to wymaga przezwyciężenia siebie; do miłości, która będzie włączała się w tę jedyną ofiarę miłą Panu Bogu, czyli Ofiarę Jezusa Chrystusa - mamy tu cały Eucharystyczny wymiar małżeństwa - i wreszcie wtedy On będzie was sobie czynił , tak jak Jemu się podoba, nie tak jak wy sobie zaplanujecie, swoimi świadkami, zarówno wobec siebie jak wobec waszych dzieci, także na zewnątrz.
Czasami ludzie żyjący tylko w związku cywilnym zwracają się do mnie z następującym pytaniem: Proszę księdza, co ślub nam daje? Tylu naszych znajomych miało ślub kościelny, ich małżeństwo się rozpadło. My Bogu dziękować, żyjemy już dziewięć lat i bardzo dobrze nasze wspólne życie się układa. Co nam da ślub kościelny? I oczywiście rozmowa jest zawsze zależna od konkretnej sytuacji, ale zarazem mam różne wytrychy, których używam w tego rodzaju rozmowach. Może Państwu kilka takich wytrychów przedstawię.
Wytrych numer jeden to pałac w Wilanowie. Mianowicie w latach 60-tych konserwatorzy wykryli, że on stoi właściwie na słowo honoru, bez dostatecznych fundamentów. Założono fundamenty pod dworek szlachecki, nabudował się pałac i aż trudno wyjaśnić, dlaczego on się nie zawalił. Otóż kiedy to wykryto, założono wreszcie fundamenty takie jak trzeba. Niby nic się nie zmieniło, a przecież zmieniło się bardzo wiele. Otóż dziękujcie Bogu za to - mówię takim ludziom - że wasz związek jest taki udany. Jeżeli jednak zdecydujecie się przyjąć sakrament małżeństwa, to tak jakbyście prosili Pana Jezusa, żeby On sam położył fundamenty pod waszą rodzinę.
Wytrych drugi jest chyba jeszcze lepszy. Mianowicie odwołuję się do wesela w Kanie Galilejskiej, do cudu przemiany wody w wino. Otóż przez sakrament małżeństwa Pan Bóg chce nadać życiu tych dwojga i życiu założonej przez nich rodziny zupełnie nowy sens, nie pozbawiając sensu naturalnego. Mówiąc symbolicznie: jeżeli wy, zwyczajni ludzie, będziecie napełniali swoje stągwie wodą - a napełniajcie je do pełna i starajcie się, żeby to była woda czysta - to a Pan Jezus będzie ją przemieniał w wino. W wino upajające Duchem Świętym - to jest znowu formuła apostoła Pawła z Listu do Efezjan (Ef 5, 18).
w listopadzie 2002
[powrót]
|