Jacek Salij OP
Co to znaczy, że Kościół jest katolicki?


Proszę Państwa, obiecałem wczoraj, że powiem przynajmniej parę słów na temat tego, co to znaczy, że Kościół jest katolicki. "Katolicki" - dokładnie po polsku znaczy "powszechny". Może popatrzmy, jak widzieli to Ojcowie Kościoła. Święty Augustyn się szalenie entuzjazmował tym, że już w dniu Zesłania Ducha Świętego Kościół był katolicki. To nie było tak, że powstał kościół w Jerozolimie, ale Bóg powołał do życia Kościół katolicki, mówiący różnymi językami. Przeczytam Państwu jeszcze, bardzo zresztą znaną, wypowiedź świętego Cyryla z Jerozolimy - to jest ojciec żyjący w IV wieku i znany w gruncie rzeczy wyłącznie z katechez chrzcielnych. Jest to dzieło zupełnie niesamowitej gęstości - na szczęście mamy je po polsku. Przeczytam fragment katechezy osiemnastej:

"Kościół nazywa się katolickim po pierwsze, bo rozszerzył się po całym okręgu Ziemi, od jednego końca do drugiego. Po drugie, bo uczy bez przerwy wszystkiego, co człowiek powinien wiedzieć o rzeczach widzialnych i niewidzialnych, niebieskich i ziemskich. Po trzecie, bo prowadzi do czci Boga cały ród ludzki - władców i poddanych, uczonych i prostaczków (...). Po czwarte, bo zajmuje się i leczy każdy rodzaj grzechów, popełnianych duszą i ciałem. Po piąte, bo posiada i może okazać w czynach i słowach, i wszelkich duchowych charyzmatach, każdy rodzaj cnoty."

Krótko mówiąc, katolickość jest tutaj rozumiana szalenie szeroko. Chodzi Cyrylowi nie tylko o to, że Dobra Nowina jest przeznaczona dla wszystkich ludzi, wszystkich pokoleń i wszelkich narodów, wszelkiej sytuacji społecznej, ale także wszelkiej sytuacji indywidualnej - zarówno dla ludzi żyjących mniej więcej uczciwie, jak dla wielkich grzeszników, dla zdrowych, dla chorych, dla młodych, dla starych, i tak dalej, i tak dalej. I ten wymiar w medytacji nad katolickością Kościoła był zawsze szalenie, szalenie podkreślany.

Ja akurat wczoraj, przed przyjściem do Państwa, natrafiłem u Euzebiusza z Cezarei na taki moment medytacji. Euzebiusz opisuje męczeństwo, jakie się dokonało za jego czasów, ale kilkanaście czy trochę więcej lat wcześniej. W dziełku o męczennikach palestyńskich (konkretnie mówi właśnie o męczennikach z Cezarei), szalenie zafascynowało go to, że ci męczennicy jak gdyby odzwierciedlali strukturę Kościoła. Że byli wśród nich wszyscy: mężczyźni, kobiety, duchowni, świeccy, ochrzczeni, katechumeni, młodzi i starzy. Ja może przeczytam ten tekst, bo co prawda, nie po raz pierwszy w życiu się z nim spotkałem, ale wczoraj szczególnie zwrócił moją uwagę:

"Chociaż liczba tych męczenników nie była znaczna, nie zabrakło wśród nich przedstawicieli żadnej grupy wiernych. Jak bowiem na lirze rozpięte są struny liczne i różne..."

- to jest w ogóle ciekawy temat, jak często w starożytności chrześcijańskiej sięgano po metafory muzyczne -

"Jak bowiem na lirze rozpięte są struny liczne i różne - cienkie i grube, niskie, wysokie i średnie, ale wszystkie dobrane według zasad muzyki, tak i oni - młodzi razem ze starymi, niewolnicy razem z wolnymi, uczeni i prostaczkowie, ludzie uważani za pospolitych i znakomici, wierni i katechumeni, diakoni razem z kapłanami. Wszyscy, jak pod dotknięciem doskonałego artysty muzyka, Jednorodzonego Słowa Bożego, na różne grali tony. A każdy z nich ujawniał drzemiącą w sobie moc, wytrwale znosząc męki. Każdy tam, przed trybunałem, dźwięczał owymi wspaniałymi, pełnymi melodii i harmonii, i zgodnego wyznania głosami, które się w jednym i tym samym łączyły chórze. I wszyscy, przez dokonanie swego męczeństwa, najpobożniejszą i najdoskonalszą ku czci Boga wszechrzeczy pieśń wyśpiewali."

Kiedy medytuje się nad katolickością Kościoła, to podkreśla się zawsze otwartość na różne duchowości w Kościele, na różne obrzędy. Dajmy na to, ja jestem dominikaninem, ale duchowość dominikańska jest tylko jedną z licznych duchowości Kościoła katolickiego, jakby jedną nutą w tej muzyce, zanoszonej do Pana Boga przez Kościół katolicki. Tych duchowości w Kościele katolickim jest bardzo wiele i nie są one związane tylko z zakonami, z obrządkiem zachodnim czy cywilizacją chrześcijańską. Także katolicy, którzy wyznają Chrystusa w krajach cywilizacji niechrześcijańskich, przyłączają się do tej - jeżeli już będziemy się trzymać tej metafory - muzyki, tworzonej na życie wieczne przez Kościół.

Ponadto, trzeba podkreślić, że Kościół katolicki jest to sposób przeżywania chrześcijaństwa polegający na trosce o każdy okruch prawdy Bożej. Proszę Państwa, herezje rzadko powstawały poprzez negowanie jakichś prawd Bożych. Zdarzało się to, ale rzadko. Znacznie częściej powstawały one poprzez takie przejęcie się jakąś częścią prawdy Bożej tak, iż w konsekwencji nie zauważano, czy nawet zaczynano eliminować inne części tej prawdy. Duchowość katolicka polega właśnie na takiej trosce o wszystko, o każdy okruch prawdy. To bardzo wyraźnie widać na przykład w zestawieniu katolicyzmu z prawosławiem. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że ja do prawosławia mam bardzo dużą "miętę" i nie chcę tu nic złego powiedzieć, wręcz przeciwnie, bardzo często wydobywam różne, ogromnie głębokie, bezcenne wątki w tej tradycji. Ale, na przykład - i jest to charakterystyczne - prawosławie wystawia katolicyzmowi stosunkowo długą listę herezji, jakby bez wzajemności. Jeżeli ktoś z Państwa chciałby się z bliska temu problemowi przypatrzeć, to proszę sobie pożyczyć z biblioteki świętego Tomasza z Akwinu Dzieła wybrane i zerknąć na wstęp dziełka Sprostowanie błędów greckich. Bardzo starano się w nim podkreślić tę właśnie asymetryczność. To znaczy, że w Kościele katolickim już w średniowieczu pojawiło się szalenie głębokie i szalenie prawdziwe "tak" dla innej duchowości, jeżeli mieści się ona w wyznawaniu tej samej wiary. Niestety, nie ma to pełnego odzwierciedlenia po drugiej stronie. Można to zaobserwować choćby na następującym przykładzie: ja przed chwilą cytowałem świętego Cyryla z Jerozolimy, zatem ojca tradycji greckiej; ciągle pamiętamy w naszym Kościele o świętym Janie Złotoustym, wielkim doktorze Kościoła, biskupie Konstantynopola, czy świętym Bazylim, świętym Grzegorzu z Nazjanzu, świętym Grzegorzu z Nyssy - wielkich doktorach Kościoła wschodniego. A z tamtej strony nie ma analogicznego otwarcia. Ja nie twierdzę, a tym bardziej nie zarzucam, że nie ma żadnego otwarcia, na szczęście aż tak źle nie jest. Na przykład, papież Grzegorz Wielki cieszy się w Kościele wschodnim całkiem niemałą czcią i rzeczywiście jest czytany. Ale już największy święty, największy doktor Kościoła tradycji łacińskiej, święty Augustyn, jest tam przyjmowany z rezerwą. Nawet nie chcą go nazywać "świętym", nazywają go tylko "błogosławionym".

Ja nie wiem, czy dobrze robię wchodząc w takie szczególiki, ale po prostu, trzeba było parę słów powiedzieć na temat, co to takiego jest ten katolicyzm. Dzisiaj dyskusja nie jest przewidziana, więc gdyby ktoś z Państwa miał wielką ochotę sprzeciwienia się albo zapytania o cokolwiek, to się umówmy, że podnosi rękę i od razu próbujemy nawiązać dialog.

w listopadzie 2002


[powrót]