Nasze dwa dzisiejsze tematy to "Świętość Kościoła i zło w Kościele" oraz "Czy w Kościele musi być papież?". Może zacznę od tego drugiego tematu.
Co to jest prymat papieża w Kościele? Proszę Państwa, warto zwrócić uwagę na to, jak wiele jest w Nowym Testamencie miejsca na temat prymatu Piotra. Piotr jest przedstawiony przede wszystkim jako ten, który jako pierwszy wyznał wiarę w Chrystusa, a ponadto jako ten, który jako pierwszy spotkał się ze Zmartwychwstałym. Jest więc pierwszym, spośród Apostołów, świadkiem Zmartwychwstania. Chrześcijaństwo jest oparte na Zmartwychwstaniu. Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, to chrześcijanie są zwyczajnymi idiotami, którzy wierzą w jakieś bajki. Jeśli chodzi o podkreślanie pierwszeństwa Piotra w spotkaniu z Chrystusem Zmartwychwstałym, to proszę sobie przypomnieć opowieść o uczniach z Emaus. Kiedy wracają oni do Jerozolimy, spotykają się z Apostołami i dowiadują się: "Pan naprawdę zmartwychwstał, już się ukazał Szymonowi". To było jeszcze przed spotkaniem Jezusa z Apostołami (por. Łk 24, 33-36). Analogicznie, w Pierwszym Liście do Koryntian, rozdział piętnasty, Apostoł Paweł sporządza listę spotkań Chrystusa Pana ze swoimi uczniami i wyznawcami po Zmartwychwstaniu, i na pierwszym miejscu wymienia Piotra (1Kor 15, 3-8).
Druga rzecz, która warta jest zauważenia - prymat papieża nie jest tylko efektem jakiejś ewolucji historycznej, ale prymat Piotra jest jednoznaczny i bardzo głęboko obecny w Nowym Testamencie. Proszę Państwa, mamy cztery Ewangelie. Jedna z nich jest tradycyjnie nazywana Ewangelią Piotra, bo jej autorem jest Marek, uczeń Piotra. Jest to jedyna Ewangelia, która nie ma tekstu prymatowego. W każdej z pozostałych Ewangelii, u Mateusza, Łukasza i Jana jest tekst prymatowy i w każdej inny. W Ewangelii Mateusza - to jest szesnasty rozdział - jest ten znany tekst, który nawet wczoraj cytowałem. Kiedy Piotr wyznaje "Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego" (por. Mt 16, 16), Pan Jezus powiada do Szymona: "Ty jesteś skalisty, Piotr. Na tej skale zbuduję mój Kościół. Bramy piekielne go nie zwyciężą. I tobie dam klucze Królestwa niebieskiego. Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, cokolwiek rozwiążesz, będzie rozwiązane w niebie" (por. Mt 16, 18-19). Zatem w Ewangelii świętego Mateusza pojawia się metafora tego pierwszego, ale nie dlatego, że on Piotr, tylko dlatego, że on wyznaje wiarę w boskość Chrystusa. To jest fundament chrześcijaństwa, i Piotr ma być przewodnikiem wiary w boskość Chrystusa Pana.
Słuchajmy dalej: Ewangelia Łukasza. Na Ostatniej Wieczerzy, po łatwych i entuzjastycznych zarazem zapewnieniach Piotra, że "choćby Cię wszyscy opuścili, ja Cię nie opuszczę" (por. Łk 22, 33), Pan Jezus zapowiada Piotrowi upadek, zarazem zapowiadając coś, co się dzieje przez całe wieki, i co się będzie działo do końca świata: "Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę; ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci" (Łk 22, 31-32). Ten tekst, wypowiedziany tuż przed zaparciem się Piotra, zapowiada - a w gruncie rzeczy obiecuje - dwie rzeczy. Po pierwsze, wiara Piotra będzie trwała zawsze. To jest jeden z tych odnośników biblijnych, na który się powołuje, głosząc zasadę nieomylności biskupa Rzymu jako nauczyciela Kościoła powszechnego. Rzecz jasna, to nie jest kwestia tego, że jest on bezgrzeszny, bo każdy człowiek jest grzeszny; nie twierdzimy, że on jest nieomylny, gdyż papież też jest omylny. Twierdzimy tylko, że nauczając wiary, naucza jej nieomylnie. I wreszcie w Ewangelii świętego Jana, to już jest po Zmartwychwstaniu, Pan Jezus, jakby nawiązując do potrójnego zaparcia się, pyta: "Szymonie, synu Jana, czy ty mnie miłujesz?" - "Tak, Panie, miłuję Ciebie" . Po raz drugi Pan Jezus pyta, Piotr już jest trochę zdezorientowany, ale odpowiada: "Oczywiście, Panie, ja Ciebie miłuję". "Czy miłujesz mnie więcej" - pyta Pan Jezus - "niż ci?" - "Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię miłuję" . I za każdym razem Pan Jezus powiada: "Paś baranki moje, paś owce moje" (por. J 21, 15-17).
To jest niesamowite, że wszystkie trzy Ewangelie nie-Piotrowe mają zapowiedź prymatu i każda inną. To musiało być szalenie ważne w Kościele. Proszę Państwa, więcej - Piotr to jest jedyne imię nowotestamentalne, które zostało przełożone z aramejskiego na grecki. Mianowicie, Pan Jezus nie mówił: si ei Petros. Pan Jezus mówił: Ty jesteś Kefas. Natomiast w Nowym Testamencie, już w Ewangeliach jest on nazywany Piotrem, bo najwyraźniej chodziło o posłannictwo, o to, żeby wierni nieznający aramejskiego rozumieli, dlaczego Szymonowi zostało nadane nowe imię. Dalej, mamy w Nowym Testamencie aż cztery katalogi Apostołów, zawsze są to te same osoby, ale wymieniane w różnej kolejności. Piotr jest we wszystkich czterech na pierwszym miejscu. To nie są drobiazgi, to są rzeczy szalenie ważne. Jeden z katalogów nawet zaczyna się od słów: "Pierwszy Piotr..." (por. Mt 10, 2). Dalej mamy ewidentne dowody sprawowania prymatu Piotra w Kościele apostolskim. Kiedy przyszła potrzeba wyboru dwunastego Apostoła w miejsce Judasza, kto przewodniczy temu zebraniu? Piotr (Dz 1, 15-26). W dniu Zesłania Ducha Świętego, kto występuje w imieniu wszystkich zgromadzonych w Wieczerniku i wygłasza pierwsze kazanie do zgromadzonego ludu? Piotr (Dz 1, 14-41). A na soborze jerozolimskim, kto przewodniczy? Piotr (Dz 15, 1-12). I gdyby się dokładnie pochylić nad Dziejami Apostolskimi, to momentów przewodniczenia Piotra znajdziemy więcej. Czy też takie niezwykle charakterystyczne sformułowanie: "Piotr i Apostołowie" . To jednoznacznie wskazuje na prymat Piotra.
Przedstawię teraz Państwu najciekawsze, najbardziej znane świadectwa prymatu biskupa Rzymu w najwcześniejszych czasach chrześcijaństwa, jeszcze w czasach chrześcijaństwa prześladowanego. Ale od razu musimy sobie jasno uświadomić, że czym innym jest to, że Piotr i jego następcy, biskupi Rzymu, są pierwszymi pasterzami Kościoła, a czym innym to, że sposób sprawowania tego prymatu podlega i będzie podlegał różnym ewolucjom. W teologii jest słynne rozróżnienie: p r y m a t   i   p a p i e s t w o. Primatus - papatus. Prymat jest zasadą wiary, natomiast sposób sprawowania prymatu jest czymś, co podlega prawu kanonicznemu, zmianom, modyfikacjom, dostosowaniu do aktualnej sytuacji, aktualnej mentalności.
Jeszcze zanim przedstawię najciekawsze, moim zdaniem, świadectwa prymatu biskupów Rzymu, to takie serdeczne zaproszenie, proszę Państwa. Tam turystów jadących do Rzymu nie prowadzą, ale jeżeli ktoś wie, że warto tam pójść i odpowiednio się zatroszczy, to wpuszczają wszystkich. Przyznam szczerze, że kiedy zwiedzałem to miejsce, czyli cmentarz znajdujący się pod Bazyliką Watykańską, to było to dla mnie potężne, niesamowite umocnienie wiary.
Proszę Państwa, jak to było? Papież Pius XI, który umarł na wiosnę 1939 roku, zażyczył sobie, żeby go pogrzebać możliwie blisko grobu Apostoła Piotra. Różni ludzie, w tym także księża i biskupi, z przymrużeniem oka ustosunkowywali się do tradycji głoszącej, że Apostoł Piotr rzeczywiście jest pogrzebany w miejscu, które się wskazuje. Jeśli Państwo byliście w podziemiach Bazyliki Watykańskiej, to jest tam pokazywany grób Apostoła Piotra. Uważano, że to tradycja, tak się przykleiło, to na pewno nieprawda. I kiedy zaczęto przygotowywać grób papieżowi Piusowi XI, natrafiono na znaki świadczące o tym, że jesteśmy na cmentarzu. Zrobiono tam wykopaliska na szeroką skalę (ja nie rozumiem tej odwagi, że nie bano się o to, że się Bazylika zawali, na pewno się z różnymi architektami konsultowano), ale został odsłonięty naprawdę całkiem duży cmentarz pod Bazyliką Świętego Piotra. I serdecznie namawiam Was, jeżeli będziecie w Rzymie, uprzednio zatroszczcie się o kartę wstępu. Bo, powtarzam, jest to rzecz otwarta dla każdego, tylko siłą rzeczy się tego nie nagłaśnia, bo ilość osób mogących zwiedzać to miejsce jest ograniczona. I co się okazało? Mianowicie, w ramach wykopalisk, pod murem cmentarnym, w miejscu gdzie jeszcze pięćdziesiąt lat temu w Polsce pogrzebano by wisielców, znajdowało się wydrążenie wskazujące na to, że Piotr niewątpliwie był tu pochowany. Bez szacunku, w sposób, w jaki grzebano ludzi, na których wykonano wyrok śmierci. Miejsce to było obite purpurą pochodzącą z IV wieku - wtedy Bazylika była budowana. Ja teraz mówię trochę tak, jak dziadek, bo po prostu opowiadam o swoich własnych doświadczeniach. Ale myślę, że w sumie to się złoży w całość i to będzie bardzo ważne świadectwo.
Mianowicie, były dwa, super ważne powody, dla których Bazylika Świętego Piotra nie powinna być zbudowana w tamtym miejscu. Ja mówię nie o obecnej bazylice, tylko o tej wybudowanej za cesarza Konstantyna. Po pierwsze, starożytni Rzymianie, myślę o poganach, mieli niezwykle ostre tabu w stosunku do cmentarza. Żeby naruszyć cmentarz - to się po prostu w głowie nie mieściło. Za tym musiał stać nie tylko rozkaz cesarski, ale także absolutnie pewne przesłanki, że tu na pewno jest grób Apostoła Piotra. Drugim powodem jest fakt, że ten kościół wybudowano na wzgórzu. Wtedy dźwigów nie było, musiano więc wykonać potężne prace przy równaniu terenu. Jeżeli ktoś z Państwa kiedyś był za Bazyliką Świętego Piotra, to na własne oczy mógł zobaczyć, że tam natychmiast teren idzie bardzo stromo w dół. A od strony Via de la Reconciliacione jest poziomo, płasko, bo już tam te prace, wykonane kilkanaście wieków temu, tak ten teren urządziły. Krótko mówiąc, musiała być szalenie głęboka pewność, że tam jest grób Apostoła Piotra. I co się okazuje? Mamy świadectwa, pochodzące z czasów bardzo wczesnych, jak dobrze mi pójdzie, to nawet znajdę i Państwu przeczytam. Znalazłem. Czytam Tertuliana. To jest pisarz chrześcijański, żył na przełomie II i III wieku, a jego dzieło, z którego będę czytał - Preskrypcja heretykom (De praescriptione haereticorum) - jest datowane na "punktualnie" 200 rok.
"Jeżeli interesuje cię sprawa własnego zbawienia, przebiegnij kościoły apostolskie, wśród których do dnia dzisiejszego przewodniczą stolice Apostołów na dawnym swym miejscu. Wśród których czyta się autentyczne ich listy, odtwarzające mowę i charakter każdego z osobna. Achaja jest ci najbliższa..."
Chodzi o to, że w starożytności chrześcijańskiej, zresztą tak jest po dziś dzień, przywiązuje się ogromną wagę do tego, że jakiś kościół został założony bezpośrednio przez Apostoła. I w starożytności chrześcijańskiej, w momencie, kiedy Tertulian pisze to swoje dzieło, w społeczeństwie funkcjonowało pewno koło dwustu grup gnostyckich. Ten nurt chrześcijański wydawał się tylko jedną ze strużek w tym potężnym, ogromnie skomplikowanym zjawisku religijności tamtych czasów. Wystarczy sięgnąć do wielkiego dzieła świętego Ireneusza, trochę nawet wcześniejszego od Tertuliana, który opisuje tamtą sytuację. I stąd szalenie ważne było dawanie kryteriów, po których można było poznać prawdziwą nauką Chrystusa. Więc, czytam dalej:
"Achaja jest ci najbliższa - masz tam Korynt, założony przez Apostoła Pawła. Jeśli masz niedaleko do Macedonii, masz tam Filipian. Jeśli masz możność jechać do Azji..."
- rzecz jasna, Mniejszej -
"...masz tam Efez. Jeśli zaś jesteś w sąsiedztwie Italii..."
- Tertulian żył w Afryce Północnej i dla niego Italia była najbliższa -
"masz tam Rzym, którego powagę i my uznajemy. Jemu to Apostołowie całą naukę razem z własną krwią przelali. Tutaj Piotr upodobnił się w męce do Pana, tu Paweł został ukoronowany śmiercią Jana Chrzciciela. Stąd Apostoł Jan, skoro nie poniósł żadnej szkody, zanurzony we wrzącym oleju, został zesłany na wyspę..."
Tak, ale ja znalazłem nie to, czego szukałem, znaczy, bardzo ważny tekst, bo... A teraz już znalazłem to, czego szukałem. Proszę Państwa... dziadek, dziadek, ale jeszcze sobie daje radę. Mianowicie, to jest zapis z drugiej połowy II wieku, czyli jeszcze sprzed Tertuliana, Dionizego, biskupa Koryntu, który... Ja przepraszam, że tak się zachowuję, ale za to Wam mówię prawdę. Tak... Mianowicie, ten tekst, który naprawdę mam na myśli, i teraz już ostatecznie, pochodzi od niejakiego Gajusa, który żył w czasach biskupa rzymskiego Zefiryna, czyli mniej więcej współczesny Tertulianowi. I który pisze tak:
"Ja mogę pokazać trofea Apostołów".
Trofea to były znaki zwycięstwa. Kiedy wojska rzymskie wracały do stolicy po wygranej wojnie, wieźli je w swoim zwycięskim pochodzie. I chrześcijanie trofeami nazywali groby męczenników.
"Ja mogę pokazać trofea Apostołów. Wstąp na wzgórze Watykanu albo idź na drogę do Ostii, a znajdziesz tam trofea tych, którzy ten Kościół założyli."
Krótko mówiąc, nie było najmniejszych wątpliwości, że na wzgórzu Watykanu jest grób jednego Apostoła, a na drodze do Ostii grób drugiego Apostoła. Jeśli idzie o owe wykopaliska pod Bazyliką Świętego Piotra, rzecz najciekawsza, że dokopano się do tej wyżłobionej niszy, kogoś wyraźnie pogrzebanego pod murem cmentarnym niby samobójca, niby pies jakiś i ta nisza obita szkarłatem z IV wieku. I to chyba sama Opatrzność Boska sprawiła, że mur zatynkowany w I wieku po Chrystusie, którego niewątpliwie żaden archeolog by nie tykał, że po prostu ten tynk odpadł i odsłonił się napis, wykonany zwyczajnym węglem: "Tu leży Piotr". Coś zupełnie niesamowitego. Szalenie Państwa namawiam, żebyście przy okazji jakiegoś pobytu w Rzymie postarali się o dotknięcie, bezpośrednie dotknięcie śladów Apostoła Piotra. I kiedy nas potem przewodnik wyprowadził z tego cmentarza do podziemia Bazyliki Świętego Piotra, pokazywał mnóstwo drobnych szczegółów, których normalnie by się nie zauważyło, na owym grobie Apostoła Piotra, na tym marmurze. Wyjaśniał, skąd pochodzą pewne asymetryczności, że budowniczy po prostu szalenie starali się o to, żeby uszanować ten grób.
Może, wobec tego, że Państwu obiecałem, zrobię króciutki przegląd najwcześniejszych świadectw prymatu papieża. Pamiętamy, oczywiście, że papież był wtedy człowiekiem bardzo zwyczajnym, niemającym ani swojej kurii, często nieodróżniającym się swoim ubiorem od zwyczajnych ludzi. Często żyjącym w ukryciu - pamiętamy, że prawie wszyscy biskupi Rzymu w pierwszych wiekach ponieśli śmierć męczeńską. Pierwszy, szalenie znamienny dowód prymatu biskupa Rzymu pochodzi z roku 95, czyli jest wcześniejszy od Apokalipsy. Chodzi tutaj o list biskupa Klemensa Rzymskiego do Koryntian. Trzeba sobie uprzytomnić, że w Koryncie pojawiło się jakieś napięcie w gminie kościelnej. W bliskim Efezie mieszka Apostoł Jan. I z dalekiego Rzymu interweniuje biskup rzymski Klemens - interweniuje wyraźnie, jako ktoś władzę mający. Co więcej, tu jest pierwsze historyczne świadectwo tego, co dziś byśmy nazwali legatem papieskim. Wysyła swoich legatów, którzy mają się zatroszczyć o pokój w gminie Korynt:
"Prawdziwą radość nam sprawicie, jeśli usłuchacie tego, co piszemy w natchnieniu Ducha Świętego..."
- biskup Klemens ma poczucie, że pisze w natchnieniu Ducha Świętego -
"...i uśmierzycie grzeszną namiętność swej zawiści, stosownie do napomnienia, jakie o pokoju i zgodzie dajemy w niniejszym liście. Oto posyłamy do was mężów wiernych i roztropnych..."
- właśnie, ja tak anachronicznie nazywam ich legatami -
"...którzy wśród nas żyli nienagannie od wieku młodzieńczego aż do lat swoich. Oni to będą świadkami między wami a nami. To czynimy, bo macie wiedzieć, że wszelkich starań dokładaliśmy i dokładamy, by jak najrychlej u was pokój zapanował."
Drugie, bardzo ważne i znane świadectwo prymatu papieża, które jest jedną z często przypominanych formuł na temat istoty tego prymatu. My na razie dwie formuły sobie uświadomiliśmy, to znaczy, z 16 rozdziału Ewangelii Mateusza tę formułę "tobie dam klucze Królestwa, cokolwiek zwiążesz, cokolwiek rozwiążesz, będzie związane i rozwiązane w niebie". I drugą formułę: "utwierdzaj braci swoich" (Łk 22, 31-32). Misją biskupa Rzymu jest utwierdzanie braci w wierze. Natomiast w roku 108 biskup Ignacy, stary już człowiek, jedzie do Rzymu dopełnić śmierci męczeńskiej. To jest zresztą wielka tajemnica. On był biskupem Antiochii, czyli w Azji Mniejszej. Skazano go na śmierć i dlaczego tam nie wykonano wyroku śmierci, tylko wiozą go aż do Rzymu, żeby tam wykonać wyrok śmierci? Niektórzy historycy się domyślają, że prawdopodobnie wtedy Rzymianie przygotowali i być może obchodzili, (bo nie wiemy) jakieś uroczystości ku czci zakończenia chrześcijaństwa. Zebrano najbardziej ważnych przywódców chrześcijaństwa, wykonano wyroki śmierci i koniec, tak jak u nas, 5 sierpnia 1864, władze carskie urządziły spektakl ku czci końca Powstania Styczniowego. Powieszono pięciu członków Rządu Narodowego, z Trauguttem na czele. I biskup Ignacy płynie na swoją egzekucję do Rzymu, ma sporo czasu, pisze listy do różnych kościołów, z którymi czuje się związany. Wszystkie te listy zachowały się, i co najciekawsze, list do Kościoła rzymskiego ma wyjątkowo uroczysty wstęp:
"Kościołowi, który zajmuje pierwsze miejsce, a leży w miejscowości przez Rzymian zamieszkałej, który jest godny Boga, godny czci, godny chwały, godny uwielbienia..."
- tu już mamy te nastroje przyszłego bizantynizmu -
"...godny powodzenia, godny świętości, który pierwsze zajmuje miejsce w związku miłości. Który posiada prawo Chrystusowe i nosi imię ojcowskie".
Proszę Państwa, Ignacy pisze wyraźnie, że Kościół rzymski zajmuje pierwsze miejsce w związku miłości. Przewodniczenie w miłości to jest też ta myśl, która często się pojawia w nauce Jana Pawła II.
Jeszcze przeczytam niesamowite zupełnie świadectwo świętego Ireneusza, pochodzące z roku 180. Wspomniałem przed chwilą jego wielkie, pięciotomowe dzieło Adversus haereses, przedstawiające wielość różnych grup gnostyckich. I w księdze trzeciej, rozdziale trzecim, pisze Ireneusz rzecz następującą. Logika jest ta sama, którą widzieliśmy w nieco późniejszym tekście Tertuliana, to znaczy:
"Jeżeli chcesz wierzyć zgodnie z prawdą Bożą, to kieruj wzrok na kościoły, założone przez Apostołów. I też pytaj się, czy w tych kościołach zachowano sukcesję apostolską, czy rzeczywiście przewodzą tym kościołom następcy Apostołów".
I, rzecz ciekawa, Ireneusz wymienia wyłącznie sukcesję Kościoła rzymskiego:
"Dwu najchwalebniejszych Apostołów, Piotra i Pawła, Kościoła założonego i ustanowionego w Rzymie, Kościoła, który posiada tradycję od Apostołów, wiarę, opowiadaną ludziom, a dochodzącą aż do nas drogą kolejnego następstwa biskupów. I zawstydzamy tych wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób, ale nie tak, jak trzeba, gromadzą wokół siebie zwolenników, czy to dla swego upodobania, czy dla próżnej chwały, czy zaślepienia, czy fałszywych przekonań".
I teraz słuchajmy:
"Z tym, bowiem Kościołem, dla jego naczelnego zwierzchnictwa, musi się zgadzać każdy kościół, to znaczy wszyscy zewsząd wierni, bo w nim, przez tych, co są zewsząd, zachowała się tradycja Apostołów".
Ja mam tutaj, nawet przy sobie, bardzo dużo tekstów tego typu, świadectw następnych, także w czasie soborów powszechnych starożytnych. Może tylko przeczytam tekst soboru powszechnego w Efezie:
"Nikt nie wątpi, i całemu światu jest znane, że święty i błogosławiony Piotr, Głowa i Książę Apostołów, Filar wiary, Fundament Kościoła katolickiego, otrzymał od Pana Jezusa, rodu ludzkiego Zbawcy i Odkupiciela, klucze Królestwa oraz władzę odpuszczania i zatrzymywania grzechów. On to do tej chwili i na zawsze, w osobach swych następców, żyje i sprawuje władzę sądzenia".
Proszę Państwa, w soborze powszechnym w Efezie, wbrew nazwie "sobór powszechny", uczestniczyli praktycznie wyłącznie biskupi Wschodu. Nawet papieża tam nie było, byli jedynie legaci papiescy.
Prymat papieża jest szalenie ważnym zabezpieczeniem dla wolności kościołów partykularnych. Ja to pokaże na przykładzie naszego, polskiego Kościoła. Na pewno prawie każdy z Państwa był w krypcie w katedrze warszawskiej. Przypomnijcie sobie, proszę, groby tamtych biskupów. Praktycznie wszyscy przeszli przez Sybir: Arcybiskup Fijałkowski, błogosławiony biskup Feliński. Biskup Popiel też swoje lata przebył na Sybirze. Biskup Feliński na Sybirze był dwadzieścia lat i przez ten czas Warszawa nie miała swojego biskupa. Proszę Państwa, i na tym polega wartość prymatu papieża dla Kościoła. Car był wszechmocny, car mógł biskupa usunąć, mógł go zabić, mógł go otruć (tak, jak na przykład biskupa sejneńsko-augustowskiego skazał na Sybir i prawdopodobnie wydał rozkaz, żeby w trakcie drogi go otruć, bo on zginął otruty, w deportacji na Sybir). Jednego, wszechmocny car nie był w stanie zrobić. Car nie miał takiej mocy, żeby Kościołowi katolickiemu narzucić swojego biskupa. Owszem, mogło się zdarzyć, że Stolica Apostolska obliczała plusy i minusy, i mogła się czasem zgodzić na biskupa niekoniecznie najlepszego, ze względów politycznych. Lepiej taki, niż inny. Ale car takiej władzy nie miał. I ten moment odegrał wielką rolę jeszcze w cesarstwie bizantyjskim, w czasie dwóch zwłaszcza, wielkich sporów: monoteleckiego i sporu o kult obrazów, kiedy to cesarze opowiedzieli się po stronie herezji. I tutaj właśnie cesarz - taki starożytny car wszechmocny - wszystko mógł, a nie był w stanie nakazać Kościołowi katolickiemu, prowadzonemu pod przewodnictwem Piotra, żeby zmienił swoją wiarę, żeby swoich biskupów narzucić.
I ostatnia myśl, którą chciałbym się podzielić w związku z prymatem papieża. Mianowicie, chodzi o pewien komentarz na temat nieomylności papieża. Taka jest nasza mentalność, że sama idea nieomylności nas zraża. Jak to? Człowiek, i nieomylny? Proszę Państwa, nigdy dość powtarzania, że my, każdy z nas, w różnorodny sposób również jesteśmy zobowiązani do nieomylności. I to nie tylko w sprawach wiary. Ja lubię mówić: "jeżeli wybierasz się do lasu na grzyby, masz absolutny, najabsolutniejszy obowiązek prawidłowego odróżniania grzybów jadalnych od trujących". I takich sytuacji, kiedy jesteśmy zobowiązani absolutnie do nieomylności, jest wiele. Pielęgniarka, która wstrzyknie choremu kwasu solnego zamiast glukozy, niech się nie usprawiedliwia, że błądzenie jest rzeczą ludzką. Pielęgniarka jest absolutnie zobowiązana do tego, żeby glukozę wstrzyknąć, jeżeli takie otrzymała zalecenie. Proszę Państwa, bo my bardzo podkreślamy: "błądzenie jest rzeczą ludzką". Tak, i w poszukiwaniach naukowych błądzenie jest szalenie ważnym elementem naszego poszukiwania prawdy. Często naukowiec, badacz, który stawia błędne hipotezy, też się przyczynia do rozwoju nauki. Bo ta hipoteza będzie obalona, przy okazji problem jest więcej zgłębiany, gdzieś tam się droga ku prawdzie przetrze i więcej zbliżymy się do prawdy. Ja myślę, że mentalność współczesna za słabo widzi różnicę między tym, co bym nazwał prawdą rzeczową, a prawdą osobową. W zakresie prawdy rzeczowej, rzecz jasna, pomyłka jest rzeczą ludzką, i często właśnie ci, co mylą się, bardzo istotnie służą prawdzie, przyczyniają się do poznawania prawdy. W zakresie prawdy osobowej - tej prawdy, od której zależy czyjeś "być" lub "nie być" - jesteś absolutnie zobowiązany do nieomylności. Proszę Państwa, wiara to jest prawda, dotycząca życia wiecznego. Wiara to nie jest rzecz [taka], że każdy może mieć swoje poglądy. Jeżeli my nie chcemy bawić się w ludzi wierzących, ale chcemy być naprawdę wierzącymi, to dla nas jest rzeczą najwyższej doniosłości, żeby wierzyć zgodnie z tym, jak nauczał Pan nasz, Jezus Chrystus. Krótko mówiąc, w wierze wszyscy, każdy z nas, jesteśmy zobowiązani do nieomylności. Jeżeli nauczamy nasze dzieci, często bełtamy im w główkach, i mówimy: "no tak, jesteś ochrzczony, bo chcemy cię tak wychować, jak dorośniesz, to sam sobie wybierzesz". Z góry nastawiamy nasze dzieci na to, że wiara to nie jest nic na serio, tylko rodzaj zabawy, jakichś wyborów, i tak dalej. Natomiast, jeśli wiarę praktykujemy na serio, to jesteśmy zobowiązani, każdy z nas, do nieomylności. Na ambonie nieraz zdarza nam się usłyszeć herezję. Ale to nie jest w porządku, żeby ksiądz na ambonie głosił rzeczy niezgodne z wiarą. Proszę Państwa, charyzmat nieomylności biskupa Rzymu to nie jest jakiś przywilej, który biskupa Rzymu czyni nadczłowiekiem czy nie wiadomo kim. To jest dar, udzielony nam wszystkim, to jest jakby latarnia morska. Jeżeli mniej więcej w tym kierunku się nastawiamy, to mamy moralną pewność, że nie zbłądzimy. Mnie się wydaje, że trzeba uświadomić sobie naszą powinność nieomylności w sprawach absolutnie najważniejszych, w sprawach dotyczących nie jakichś tam poglądów, tylko dotyczących samego życia. W sprawach, od których zależy nasze życie lub śmierć. Jeżeli tę rzecz dobrze przemyślimy, to wtedy też zrozumiemy, na czym polega nieomylność w wierze biskupa rzymskiego - dar, udzielony nam wszystkim, ze względu na nas wszystkich.
Aż mi głupio, że tak tylko mówię, mówię... może ktoś z Państwa chce o coś zapytać, zaprotestować? O, proszę bardzo:
(Po pytaniu z sali:)
Proszę Państwa, w encyklice Ut unum sint, to jest dokument bardzo wysokiej rangi, pojawiła się myśl, którą nieraz Papież formułował. Ja, niestety, tej encykliki nie mam przy sobie, ale sprawa jest o tyle prosta, że encyklika ta jest powszechnie dostępna. Papież pisze tam tak: my, katolicy, wierzymy, że zachowana została w naszym Kościele prawda o prymacie biskupa Rzymu. I fakt, że w innych Kościołach ta prawda nie jest uznawana, wydaje się bardzo wielką przeszkodą w drodze ku zjednoczeniu. I Papież zaprasza teologów, zarówno katolickich, jak i niekatolickich, zaprasza Kościoły, również niekatolickie, do dyskusji nad samą zasadą prymatu i nad ewentualnymi takimi modyfikacjami w realizowaniu zasady prymatu, które byłyby do przyjęcia dla Kościołów niekatolickich. Krótko mówiąc, propozycja papieska oparta jest na tym rozróżnieniu, o którym Państwu wspominałem. Prymat biskupa Rzymu jest zasadą wiary, a sposób realizowania tego prymatu jest kwestią prawa kanonicznego. Dajmy na to, obecnie biskupi są mianowani przez Stolicę Apostolską, ale tak nie było zawsze, i tak być nie musi zawsze. Jeśli idzie o zasadę wiary, to, co zostało sformułowane na Soborze Watykańskim I (bo tam nie tylko dogmat o nieomylności papieża został sformułowany), jest zasadą wiary, wiary nieomylnej. Wiary, która nie podlega żadnemu majsterkowaniu. Zasada sposobu realizowania prymatu, rzecz jasna, podlega zmianom, tak, jak papież Paweł VI zrezygnował z tiary i żaden z papieży w tiarze już nie chodził. To jest gest symboliczny. Wiele innych rzeczy może można sobie wyobrazić, jeśli idzie o ewentualny kierunek zmian.
(Pytanie z sali, dotyczące "nieszczęsnych antypapieży i Borgiów na tronie Stolicy Apostolskiej, i jak wytłumaczyć te wydarzenia w świetle zasady prymatu i nieomylności papieża").
Proszę Pani, Pani pyta: jak wytłumaczyć? No, strasznie prosto: Boskim dopustem. Na temat Boskiego dopustu nauka wiary jest prosta. Mianowicie, jeżeli Pan Bóg dopuszcza zło, to nie dlatego, że nie mógłby mu przeszkodzić, ani nie dlatego, że Mu na nas nie zależy, tylko dlatego, że tak bardzo nas kocha i naprawdę jest wszechmocny, tak, że dopuszczając zło, ma moc wyprowadzić z tego zła jakieś dobro. Ja ufam, że już gorszych epizodów w historii Stolicy Apostolskiej nie będzie. Ale wszystko może się zdarzyć, po prostu. Boża Opatrzność prowadzi świat w sposób tajemniczy. Ufajmy, módlmy się, żeby już żadnej wielkiej schizmy nie było. Pani akurat Borgiów wymieniła, ale kolejni papieże - figuranci, ludzie kompletnie pozbawieni zasad moralnych, którzy jak w kalejdoskopie, zmieniali się na przestrzeni X wieku - to też straszne upokorzenie Kościoła. Ale, co ciekawe, że do jakiegoś zła Pan Bóg dopuścił, ale nie dopuścił (i ufajmy, że nigdy nie dopuści), żeby nawet taki Aleksander VI Borgia głosił coś niezgodnego z wiarą, jako nauczyciel Kościoła powszechnego. To tyle.