Mirosław Pilśniak OP
Doświadczenie ludzkiej samotności.
Przyznam, że myślałem, że ten wykład już trwa, bo był zaplanowany na godzinę 16.15 [Wykład rozpoczął się z półgodzinnym opóźnieniem]. To są takie ćwiczenia praktyczne z etyki: trzeba umieć czekać, trzeba umieć się czymś zająć wtedy, kiedy człowiek czeka; czyli etyka dotycząca seksu to UMIEĆ CZEKAĆ.
Na początku chciałbym wyjaśnić, dlaczego zdecydowałem się akurat na ten temat, chociaż mam wrażenie, że zaszło co do niego nieporozumienie. To jest wykład dotyczący etyki, a nie techniki seksu w XXI wieku. Na temat techniki można sobie znaleźć wystarczająco dużo literatury, a ja chciałbym powiedzieć o etyce, i etyka jest zawsze znacznie mniej ciekawa niż technika. I jeszcze jedno - te wykłady naprawdę nie będą w ogóle o seksie, ponieważ ja się tym nie zajmuję - tylko będą na temat wizji relacji osobowej mężczyzny i kobiety, do jakiej wydaje się, że my jako ludzkość, w tym momencie, na progu XXI wieku, dorastamy. Wykład zawężony ponadto zostanie do wizji, jaka się znajduje w takiej grubej i okropnie uciążliwej do czytania książce, którą przeczytałem dla Państwa - to jest jakby moja ofiara, którą ponoszę... Chodzi o "Teologię małżeństwa" Jana Pawła II, zapisaną w postaci katechez, które odbywały się w latach 79'-83' lub 85' przy okazji środowych audiencji. Jest to pasjonująca lektura, ale uciążliwa w czytaniu, jak już mówiłem. Krótko mówiąc: temat, jaki chciałem Państwu spróbować przedstawić, to byłoby znaczne zawężenie wizji etycznej do katolickiej etyki seksu w XXI wieku. Podkreślam to słowo etyka, ponieważ wykład ten naprawdę nie będzie o seksie.
Rozpocznę od genezy papieskich katechez o małżeństwie, które są jakąś próbą syntezy myślenia chrześcijańskiego na temat relacji mężczyzny i kobiety, o czym jestem głęboko przekonany, a utwierdza mnie w tym amerykański myśliciel George Weigel, autor biografii papieża. Wspomina on w swojej książce te papieskie katechezy i nazywa je "bombą zegarową" XXI wieku. Tłumaczyłbym tą metaforę w taki sposób: mamy cały XXI wiek na odkrycie tego, co tak naprawdę te teksty zawierają. Być może także na doświadczenie tego w praktyce, ale z całą pewnością na odkrycie, dokąd to nas prowadzi. Myślę, że to jest dobry punkt, w którym możemy zacząć, czyli skorzystać ze źródła, którym są te katechezy. Właśnie zaczynamy XXI wiek, i obyśmy się nie obudzili w XXII wieku i nie stwierdzili, że jesteśmy w punkcie wyjścia. Czas leci! Obliczyłem sobie, że jak będę miał 90 lat to będzie 2049 rok, i wtedy już najprawdopodobniej kompletnie się nie będę orientował, jak ten świat jest skonstruowany, jak on funkcjonuje, jakie są relacje między ludźmi. Kiedy byłem całkiem mały to obliczałem w głowie czy dożyję do 2000 roku, i wyglądało na to, że są pewne szanse, ale w bardzo zgrzybiałej starości. Przestrzegam więc przed zmarnowaniem XXI wieku.
Przechodzę zatem do omawiania katechezy papieża.
Zacznę od przykładu, który wydaje mi się krótkim streszczeniem całości tych czterech wykładów. Zdarzyła się ta historia przed kilkoma laty. Jeden z redaktorów "Tygodnika Powszechnego" znalazł się w Ameryce na stażu czy stypendium, w czasie którego miał poznawać tamtejsze instytucje socjalne. Jednym z zadań stażysty było poznanie funkcjonowania policji na najniższym szczeblu. Jeździł więc razem z patrolem policyjnym po ulicach. Policjanci - prości, a zarazem bardzo zaangażowani w swoją pracę chłopcy - chętnie go wprowadzali we wszystkie tajniki, a przy okazji bliżej się z nim zapoznawali. Amerykanie lubią wypytać o wszystko i oczekują bardzo otwartej odpowiedzi. Między innymi pada oczywiście pytanie: "A z jakiego jesteś Kościoła?". "No jestem katolikiem". No i tu już mieli problem, zaczęli się w głowę drapać: "Katolicy...katolicy...którzy to są katolicy? No znam tam jakichś, ale co to są katolicy?". W końcu jakieś olśnienie, i jeden z nich mówi: "A tak! Katolicy to są ci, co kondomów nie używają!"
Myślę, że to jest dobre streszczenie etyki seksualnej XXI wieku... Jeżeli pójdziemy tym tropem, to jakoś się w katechezach papieża odnajdziemy.
Najpierw jednak chciałbym wspomnieć o tym, kiedy zaczęto traktować relację między mężczyzną a kobietą jako wymagającą jakiejś specjalnej uwagi. Natrafiłem na tekst, będący dość radykalną próbą opisu zjawiska seksualności w starożytności, który próbuje właśnie poprzez ową radykalność pokazać istotną zmianę wprowadzoną przez objawienie judeochrześcijańskie w myśleniu o człowieku, w szczególności zaś w relację mężczyzny i kobiety. Pisze na ten temat Denis Preger, Żyd z Ameryki. Relację mężczyzny i kobiety wynikającą z objawienia judaizmu pojmuje on jako rewolucję w ówczesnym pogańskim świecie. Jego wizja jest mniej więcej taka: poza objawieniem judaistycznym, które będę tutaj nazywał judeochrześcijańskim, ponieważ zdecydowanie się w nim odnajdujemy (jako w początku naszego myślenia o Bogu). W starożytności, poza światem judeochrześcijańskim, seks był postrzegany w zupełnie odmienny niż w tymże objawieniu sposób. Seks był przede wszystkim aktywnością mężczyzn, która za swój przedmiot mogła przyjąć w zasadzie wszystko. To mógł być seks z kobietami, z mężczyznami, z dziećmi, ze zwierzętami, z przedmiotami, czy z czymś tam jeszcze. Nie miało większego znaczenia, wobec kogo to się dzieje, był to tylko pewien przejaw aktywności mężczyzn, mający potrójną rolę: prokreacyjną - co jest zupełnie zrozumiałe; ludyczną - czyli przeżywanie przyjemności; a także rolę społeczną w postaci demonstracji dominacji. W różnych kulturach ta demonstracja dominacji jest różnie wyrażana, ale bardzo często wyrażana była właśnie przez akt seksualny, albo przez gotowość do takiego aktu. Seks był jednym z elementów kultury, ale miał zupełnie inną rolę niż ta, którą my mu chcielibyśmy przypisać.
Więcej jeszcze. Seks w różnych religiach - odwołam się tu jedynie do mitów babilońskich dotyczących stworzenia świata, które są mitami podstawowymi, sankcjonującymi różnie inne działania ludzkie - był sakralny, to znaczy był działalnością, czynnością bogów. W wyniku uprawiania seksu stworzony był świat, i seks ma w tym świecie sankcję religijną, do tego stopnia, że czymś przyjętym i zupełnie normalnym był seks przy świątyni jako pewien rodzaj religijności. Żeby zaznaczyć, że to nie było wcale tak dawno powiem, że do 48' roku XX wieku istniała instytucja prostytutek przy świątyniach hinduistycznych. Judaizm ze swoim objawieniem Boga stwarzającego świat z niczego, wyraźnie proponuje zerwanie z tymi przyjmowanymi powszechnie poglądami, w myśl których świat jest stworzony w wyniku seksu, i w związku z tym seks jest przedłużeniem czynności stwarzania świata. Judaizm desakralizuje seks. Bóg nie uprawia seksu. W dodatku judaizm proponuje zasadę, że seks jest spotkaniem tylko mężczyzny i kobiety, i to w dodatku tylko związanych ze sobą w jakiś szczególny sposób. To pierwotne opowiadanie z Księgi Rodzaju ewidentnie odwołuje się tylko do stworzenia mężczyzny i kobiety jako początku, jako wzorca istnienia człowieka. Człowiek zostaje stworzony jako mężczyzna lub kobieta, a w wyniku ich wzajemnego spotkania pojawiają się na ziemi nowi ludzie. I nie chodzi tu o wiedzę historyczną, ponieważ to opowiadanie jest przede wszystkim refleksją teologiczną nad człowieczeństwem, nad światem, nad Bogiem, który ten świat stwarza. Seks jest dziełem człowieka, który coś ma realizować. To pierwotne opowiadanie z Księgi Rodzaju przedstawia zamiar Boga względem świata i człowieka zapisany w takiej właśnie postaci. Jest to też próba wyjaśnienia człowiekowi jego sensu: kim jestem, skąd się wziąłem, jaki jest cel mojego istnienia. Judaizm proponuje, że seks nie będzie działalnością mężczyzn, tylko relacją mężczyzny i kobiety. Jest to zmiana całkowita, do tego stopnia, że autor, o którym mówimy, proponuje nazwać ją rewolucją seksualną, to znaczy zupełnie nowym patrzeniem i nowym myśleniem na temat seksu - ja za chwilę powiem o kolejnej rewolucji seksualnej, której my jesteśmy uczestnikami i świadkami.
Seks ma być relacją mężczyzny i kobiety. Nie ma być tak, jak to jest przyjęte w kulturach pogańskich: czynny i bierny - ten, który coś robi, i ten, który to umożliwia. W judaizmie partner nie jest wymienny seksualnie, to znaczy, że jest ważne kto i z kim w tym spotkaniu uczestniczy. Płeć obiektu jest ważna. To jest seks mężczyzny i kobiety. Wszelkie inne formy seksu są traktowane w Biblii jako coś wyjątkowo obrzydliwego w oczach Boga. W judaizmie płeć obiektu jest ważna i uzasadniona ze względu na jakąś normę. To mają być mężczyzna i kobieta związani ze sobą w jakiś sposób, mający wobec siebie jakieś wzajemne zobowiązania, i w jakiś sposób do siebie przynależący. Homoseksualizm cała Biblia traktuje jako coś, czego Bóg nie chce, w dodatku jako pewien rodzaj bałwochwalstwa, czyli w ogóle uprawianie jakiejś innej religii. W judaizmie istnieje radykalna sankcja: jeżeli ktoś dopuściłby się takiego czynu, ma być karany śmiercią. Kara śmierci w Starym Testamencie jest próbą obrony społeczności przed czymś, z czym nie jest ona w stanie sama sobie poradzić, a zarazem radykalnym ukazaniem ukrytego sensu popełnionego czynu - jeśli ktoś jest karany śmiercią, to znaczy, że tak naprawdę umarł już wcześniej przed Bogiem.
Próbuję to wyjaśnić, żeby zwrócić uwagę nie tylko na okrucieństwo zwyczajów starożytnych. Nasze myślenie o starożytności jest anachroniczne. Jesteśmy przyzwyczajeni do delikatności, do praw człowieka, do tego, co uważamy za zdobycze cywilizacji, do szacunku, godności. To były pojęcia nieznane w starożytności. W ogóle nie było wtedy wiadomo, kto jest do końca i w pełni człowiekiem. Pojawiały się, pokrótce o tym opowiem, takie poglądy, że osobą ludzką jest władca, król, bo on jest odbiciem boga, a bóg jest osobą. Ale do tego, że ktoś inny, mniejszy od króla, także jest osobą - to jest jeszcze długa, długa droga. Do tego stopnia, że nawet współcześnie nie mamy pełnego przekonania, że osoby głęboko upośledzone są osobami ludzkimi. Do dzisiaj w potocznym języku spotyka się określenie "potworek" na nowonarodzone, dotknięte chorobą dziecko. Takie określenia to odbicie tamtej starożytnej, pogańskiej wizji człowieczeństwa.
Idee pojawiające się w objawieniu żydowskim są następujące: Jest Bóg, który jest uniwersalny; Bóg, który jest jeden, jedyny; Bóg, który jest moralny, czyli odwołuje się do pewnych praw i kieruje się pewnymi prawami; Bóg kochający, i w dodatku ktoś, kto chce nawiązać z nami jakiś kontakt. Ten kontakt nazywa się przymierzem z człowiekiem. Bóg, który daje przykazanie monoteizmu i przykazanie świętości człowieka - człowiek ma czcić jedynego Boga i ma być święty, żeby być odbiciem, odzwierciedleniem, obrazem Boga. W judaizmie przejawem świętości, czyli podobieństwa człowieka do Boga, była afirmacja życia. Człowiek miał spotykać się z tym, co żyje, co daje życie, co niesie w sobie życie. Miał tak żyć, żeby to życie przekazywać dalej. W ten sposób znowu dochodzimy do tej podstawy, że przecież Bóg jest Stwórcą wszystkiego. Człowiek, który także uczestniczy w życiu, jest w kontakcie, w bliskości z Bogiem, źródłem życia. Przejawem życia jest oczywiście także wspólnota ludzka, a w szczególności ta najmniejsza wspólnota mężczyzny i kobiety, która przekazuje życie nowemu istnieniu.
Warto jeszcze wspomnieć na marginesie, jak daleko idące konsekwencje wnosi ta wizja, w której człowiek jest powołany do wzajemnej relacji i do świętości, a która to wizja znajduje źródło w przymierzu z Bogiem. Seks w judaizmie ma mieć miejsce tylko w małżeństwie. Co z tego wynika? Tego typu zasada, przestrzegana przez osoby próbujące w myśl niej żyć, niezwykle podnosi wartość kobiety. Kobieta będąca jednym z przedmiotów domowych (ja bardzo przepraszam kobiety, ale odwołuję się do historii sprzed 3,5 tysięcy lat), kobieta będąca jednym z obiektów własności mężczyzny, nagle uzyskuje rolę żony, osoby, która ma być obdarzona miłością. To jest radykalna zmiana. Kobieta ma być przedmiotem miłości mężczyzny, a nie jego pożądliwości. Istniała wyraźna sankcja na to, żeby nie stała się przedmiotem pożądliwości.
W świecie pogańskim najbardziej pożądanymi wartościami, jakie był w stanie osiągnąć człowiek, było przeżycie i uczucie. Takich treści pełna jest filozofia grecka, choć oczywiście byli filozofowie mówiący o przeżyciu i uczuciu wzbogaconym przez mądrość. Przeżycie i uczucie mędrca - to było szczęście godne człowieka. W judaizmie inna kategoria jest dobrem najwyższym człowieka - jest to prawda, za którą kryje się etyka. Jak postępować, żeby postępować dobrze, jaka jest prawda moich czynów, jaka jest prawda o mnie; czyli etyka i świętość człowieka w relacji z Bogiem są najwyższym dobrem. Teza wspomnianego przeze mnie amerykańskiego myśliciela [Denis Preger] jest następująca: zmiana w myśleniu na temat człowieka - mężczyzny i kobiety - proponująca ich wzajemną relację w miejsce świata mężczyzn, którzy w jakiś tam sposób uprawiali seks, jest fundamentem cywilizacji zachodniej. To wizja świata, w którym mężczyźni i kobiety pozostają we wspólnej więzi ze sobą i ponadto w wyjątkowej relacji miłości z Bogiem, która ma sankcję Przymierza. Wniosek ten jest bardzo daleko idący, ale być może tak rzeczywiście jest, że zmiana ta ufundowała to myślenie na temat człowieka, w którym my dzisiaj jesteśmy zakorzenieni. Jest to myślenie na temat wartości i godności człowieka, równości osób, wolności jako czegoś niezbywalnego. Fundamentem cywilizacji zachodniej byłaby więc godność człowieka, wymagania etyczne, które stawiamy sobie nawzajem i poszukując ich źródła, religijny sens wspólnoty ludzkiej - w szczególności wspólnoty małżeństwa - i afirmacja życia. Zasady judaistyczne dotyczące rytualnej czystości rozgrywały się mniej więcej według zasady: nieczystym czyniło człowieka to, co miało związek ze śmiercią, a nie to, co miało związek z życiem. Zasada jedzenia niektórych zwierząt, a nie jedzenia innych była następująca: te, które są drapieżnikami, które żywią się śmiercią, są czymś, co powoduje rytualną nieczystość.
Te wszystkie zasady rytualne mają charakter przewodnika, uczącego pewnego sposobu myślenia, wyrażającego się w szacunku dla życia. Kiedy Pan Jezus w objawieniu chrześcijańskim wypowiada się na temat relacji mężczyzny i kobiety, to mężczyźni przychodzą do niego i pytają, czy wolno oddalić żonę z jakiegoś powodu. Powody mogą być różne. Każdy, kto żyje w małżeństwie, takich powodów ma wiele. Ja akurat w ruchu spotkań małżeńskich obracam się na co dzień i uczy mnie to zdumienia nad cudem wspólnoty, którą oni tworzą. Tym, że potrafią, chcą i próbują być ze sobą. Jest to fascynujące. Kiedy przychodzą mężczyźni i pytają, czy można oddalić kobietę z jakiegokolwiek powodu, oczywiście mają w głowie milion powodów, dla których wypadałoby kobietę oddalić, a Pan Jezus mówi, że na początku Bóg chciał zupełnie czegoś innego. Na początku Bóg nie proponował zadawania sobie takich pytań. Do tego, jak Chrystus odpowiada na ten temat oczywiście powrócę, ale w tym miejscu spróbuję wprowadzić drugi wątek jako punkt, w którym znajdujemy się dzisiaj w myśleniu o etyce w relacji pomiędzy mężczyzną i kobietą. Chciałbym powiedzieć jeszcze o drugiej rewolucji seksualnej, w której chcąc nie chcąc uczestniczymy, ponieważ jesteśmy dziećmi XX wieku i uczestniczymy w określonym myśleniu na temat człowieka i seksualności.
Na marginesie opowiem następującą historię. Przez pewien okres czasu miałem taką tezę, że seks to jest jednak strasznie potężna siła w człowieku, popychająca go do mnóstwa różnych działań i zabiegów. Moi bracia, którzy mnie lubią, słowa "seks to wielka siła" znaleźli w tytule jakiejś książki, więc mi ją podarowali. Ale nie była to książka zbyt fajna, uczyła mianowicie tego, w jaki sposób ćwiczyć technikę pobudzania ciała ludzkiego, żeby doznawać maksymalnej przyjemności erotycznej. Nie mam już tej książki, gdyby ktoś chciał ją pożyczyć, tylko podaję jej tytuł dla zabawy, ale temat wcale nie jest zabawny, ponieważ chcąc nie chcąc jesteśmy uczestnikami czy kontynuatorami tego, co się nazywa rewolucją seksualną. To są lata 60-te i 70-te. Wspominamy je z rozrzewnieniem: boski Elvis i Beatlesi, dzieci kwiaty i Woodstock, The Doors, klimat nirwany, coś bardzo, bardzo fascynującego i ciekawego. Dla mnie to jest moje dzieciństwo, w tym się odbijam. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to jest rewolucja seksualna. Moja mama przestrzegała mnie przed złym wpływem "tych wszystkich muzyk", a one mi się strasznie podobały. Co to był za okres? Spróbuję przedstawić pokrótce poglądy jednego z autorów tej rewolucji seksualnej, Pascala Brucknera.
Lata 60-te XX wieku to jest taki czas - przynajmniej tak postrzega to Bruckner - kiedy okres wojny i odbudowy Europa ma za sobą, osiąga pewną stabilizację i dobrobyt. Panuje pacyfistyczny nastrój rodzący się stąd, że najlepiej by było, gdyby świat poza Europą przestał istnieć, a została tylko Europa i Ameryka w swoim dobrobycie. Takie pragnienie raju tutaj na ziemi, towarzyszyło oczywiście każdemu człowiekowi w każdej epoce, ale wydaje się, że właśnie w latach 60, 70-tych w Europie ten typ myślenia szczególnie się nasilił. Dobrobyt, postęp moralny, postęp techniczny, postęp medycyny, wielkie osiągnięcia, pierwsze sukcesy w leczeniu zawałów serca, przeszczepy serca, leczenie raka, uporanie się z ospą, zaprzestanie szczepień dzieci na ospę, bo już jej nigdy nie będzie na świecie - wydawało się, że ludzkość dosięga szczytu swoich możliwości. Panował optymizm związany z osiągnięciami technicznymi i postępem technologicznym, plus myślenie jak zrobić, żeby nasze życie tutaj było już rajem na ziemi. Czymś, co przeszkadza w ogłoszeniu czy ustanowieniu raju na ziemi jest oczywiście Kościół Katolicki, ciągle przypominający o tym, że ludzie są grzesznikami, że mają się nawracać, mają kierować się zasadami życia, które wcale nie idą z postępem, w ogóle się nie rozwijają, tylko ciągle powracają do zupełnie pierwotnych pojęć. Krótko mówiąc, nastrój kultu przyjemności był w wyraźnym dysonansie z tradycyjnym nauczaniem Kościoła, w szczególności Kościoła Katolickiego. Ja jeszcze ten Kościół Katolicki pamiętam, służyłem do łacińskiej Mszy jako ministrant, nic z tego nie rozumiałem i bardzo mi się to podobało, chociaż miałem wtedy poczucie, że Pan Bóg jest jednak straszny. To się pojawia we wspomnieniach, w obrazach rodziców: z Panem Bogiem nie było lekko, wymagania wiary były radykalne. Ja byłem wtedy małym chłopcem, niewiele pewnie rozumiałem, dodatkowo byliśmy w tak zwanym "obozie", więc kontakt z Europą mieliśmy ograniczony. W każdym razie nastrój sprzyjający kultowi przyjemności, pokoju, dobrobytu i ziemskiego raju był wyraźnie zakłócany przez istnienie Kościoła Katolickiego i przez jego tradycyjne nauczanie. Do tego doszły dodatkowo poglądy społeczne: dobrze żeby wszyscy ludzie byli braćmi. Francuzi zmieniają gramatykę języka francuskiego, przechodzą na "ty" w języku, dokonuje się bardzo ważna kulturowa zmiana. Ten nastrój gloryfikowania wolności indywidualnej człowieka jest psuty przez Kościół, który ma jakieś zasady, nakazy, zakazy z religijną sankcją, straszy ponadto strasznymi karami już teraz i w przyszłości. Przejawem kultury stała się proklamacja prawa człowieka do zaspokajania swoich pragnień. W tym się kryje oczywiście pewne ziarno dobra, ponieważ idea zupełnie fałszywa nie znalazłaby takiego odbicia w sercu człowieka, jednak wydaje mi się, że to prawo do zaspokajania wszystkich ludzkich pożądań, męskich i kobiecych, budowane na odrzuceniu tego, co było dotąd, jest bardzo ryzykowną zasadą rewolucyjną. Konsekwencją odrzucenia dawnych tradycji rodzinnych, odrzuceniem ciężaru tego, że rodzice nie akceptują moich poglądów na to, kim jestem i jak powinienem żyć, idzie decyzja, żeby skosztować wszystkiego. Idea, że można skosztować wszystkiego, i w końcu doktryna, że należy skosztować wszystkiego. Seks i seksualność jawi się jako realizacja wyczekiwanego raju. Mówi tak sam Bruckner, ideolog takiego myślenia - seks jawi mu się jako najprostsza i powszechna zdolność powrotu do raju. Właśnie tutaj pojawia się nudyzm jako przejaw tego rajskiego życia, bez ograniczeń i bez zahamowań, realizacja powszechnej miłości. To brzmi dobrze. Przecież chrześcijaństwo też głosi ideę powszechnej miłości. Powstaje pytanie, w jaki sposób można by ją zrealizować?
Rewolucja seksualna proponuje nowe dogmaty. Przyjemność jest zdolnością człowieka, a więc jest obowiązkiem człowieka. Nie wolno unikać seksu. Jeżeli ktoś w towarzystwie unika seksu to znaczy, że demonstruje arogancję wobec innych ludzi. W imię czego? Jak to? Jak można unikać seksu? Na dodatek, tutaj cytuję, zasadą, wręcz dogmatem, było doznawanie w ramach seksu odpowiedniej przyjemności, która mu towarzyszy, czyli za ideą powszechnego seksu kryje się jednak doktryna seksu męskiego, osiągającego zamierzony rezultat. Jeżeli ktoś nie chciał tego robić, był reakcjonistą wobec rewolucji, kimś wyraźnie aroganckim wobec współczesnego świata. Ilość partnerów nie mogła być z góry ograniczana. Pojawiają się także pomysły, że nie można być zazdrosnym o współmałżonka, przecież zazdrość jest anachronizmem, przejawem przywłaszczania sobie drugiego człowieka, deklaracji, że posiadam kogoś i nie oddam go nikomu innemu. W imię wolności i miłości człowieka nie należało być zazdrosnym.
Dziś Bruckner, analizując to zjawisko - mimo że uważa samą ideę rewolucji seksualnej i jej skutki za dobre - mówi, że pod hasłami rewolucji kryje się jednak tzw. stary świat, brutalność i selektywność. Jeśli ktoś był wewnątrz rewolucji, był kimś akceptowanym, a jeżeli nie sprostał wymaganiom nowoczesności, to odpadał. Bruckner twierdzi - myślę, że jest to bardzo ciekawy punkt widzenia - że ofiarą rewolucji seksualnej i tego typu myślenia są kobiety, które czuły się wprzęgnięte w męską wizję seksualności bez zahamowań, bez odpowiedzialności. Mówi dalej, że reakcją na tego typu sytuację są niektóre przynajmniej feministyczne hasła domagające się szacunku do ciała kobiety, uznania jej prawa do własnego ciała. Za tym oczywiście kryje się postulat aborcji, który jest skutkiem tego, że kobiety czuły się zmuszane do roli, która im nie przystawała, czuły, że ta rewolucja nie uwzględniała potrzeb kobiety.
Jesteśmy w punkcie, w którym się zatrzymuję, próbując powiedzieć, że jeżeli coś się dzieje z człowiekiem, to tam gdzieś powinien też być Pan Jezus, zbliżający się do człowieka. Tym głosem Pana Jezusa powinien być Kościół, który ma człowiekowi pokazać sens jego istnienia i drogę. W latach 60-tych Kościół próbuje taką odpowiedź na współczesny nurt myślenia dać. Jest nią encyklika "Humane Vitae" Pawła VI, która jest próbą całościowego spojrzenia na zasady, mające kierować ludzką seksualnością. Powstał jednak problem, który omówię za Georgem Weiglem, analizującym tą sprawę. Mówi on, że encyklika "Humane Vitae" , pomimo tego, że jest wykładnią prawdy nauczania Kościoła na temat człowieka i relacji, a w szczególności relacji mężczyzny i kobiety, zawiodła w sensie duszpasterskim i katechetycznym. Weigel mówi, że wierni odczytali ją jako odrzucenie i zignorowanie ich doświadczenia wolności, poszukiwania szczęścia, poszukiwania tego szczęścia także w seksualności, które człowiekowi towarzyszyło. Bruckner nazywa tamten czas - od rewolucji seksualnej do dzisiaj - błogosławioną chwilą pomiędzy rewolucją seksualną a AIDS (gdyż skutkiem tego typu myślenia o seksualności mamy epidemię AIDS przynajmniej na obszarze europejskim). AIDS zakończyło całkowicie liberalne poglądy na temat seksu. Mówi się teraz o pewnych normach, o tym, że trzeba się chronić. Jednak w latach 60 - 70-tych wierni katolicy uczestniczący w myśleniu ówczesnego nowoczesnego świata czuli, że Kościół ignoruje ich poszukiwanie szczęścia, ich doświadczanie szczęścia, dlatego odrzucili nauczanie Kościoła na temat etyki seksualnej, łącznie z prawdą, która tam się kryła. Próby kontaktu pomiędzy nauczaniem Kościoła a wiernymi były rozmową na dwóch zupełnie różnych płaszczyznach. Niezrozumienie i wzajemna wrogość kryły się także w haśle rewolucyjności. Kościół nigdy nie zaakceptuje pojęcia rewolucji jako podstawy budowy jakiegokolwiek społeczeństwa, ponieważ Kościół z założenia trzyma się pierwotnej prawdy objawionej, idea przewrotu jest zatem w Kościele w ogóle niezrozumiała. Dlatego też doświadczenia człowieka, sposób mówienia i myślenia na ten temat, bardzo wyraźnie mijały się z nauczaniem Kościoła na temat małżeństwa, czego owoce widzimy i dzisiaj. Bardzo wielu naszych braci chrześcijan, w szczególności w Kościele niemieckim, w swoich poglądach etycznych bardzo bliskich Kościołowi protestanckiemu, zadaje sobie bardzo gruntowne pytania na temat istnienia sakramentu małżeństwa jako takiego, jego trwałości, podstaw i sensu. Encyklika Pawła VI, była nieudaną próbą odpowiedzi na to pytanie, nieudaną w sensie komunikacji, gdyż język użyty przez papieża był niezrozumiały dla ludzi, myślących zupełnie innymi kategoriami.
Przechodzę teraz do odpowiedzi, która wydaje mi się bardziej udana, a zarazem jest kopalnią wiedzy, na przetrawienie której mamy całe stulecie. Jan Paweł II jeszcze jako Karol Wojtyła napisał książkę, którą jak widzę część uczestników tego spotkania przetrawiała wspólnie ze mną przez cały rok [ "Miłość i odpowiedzialność" ]. Jest to znów niezwykle uciążliwa lektura, wydana po raz pierwszy na KUL-u w 1960 roku. Wtedy Wojtyła w ramach duszpasterstwa akademickiego KUL-u, łącznie ze środowiskiem małżeństw, z osobami doświadczającymi już życia małżeńskiego a zarazem słuchającymi, co się na ten temat mówi, próbuje wypracować współczesny język dla opisu doświadczenia miłości mężczyzny i kobiety, umieszczając go w chrześcijańskiej wizji człowieka i miłości, do której jest zdolny człowiek. Papież dla opisu tego stosuje strasznie trudne w czytaniu kategorie, gdyż posługuje się językiem fenomenologii. Fundamentem jest wizja tomistyczna człowieka, czyli punktem wyjścia jest doświadczanie człowieka. Doświadczanie człowieka w działaniu, doświadczenie człowieka jako samego siebie, i człowieka wobec kogoś. Ponadto papież do opisu zjawiska miłości mężczyzny i kobiety stosuje optykę personalistyczną Kanta: człowiek, osoba ludzka nie może być PRZEDMIOTEM jakiegokolwiek działania, ale zawsze ma być CELEM. W książce "Miłość i odpowiedzialność" Wojtyła proponuje taką zasadę, że człowiek jest kimś niepodzielonym. Oznacza to wizję człowieka, który pomimo doświadczania siebie na bardzo wielu płaszczyznach: pożądliwości, uczuciowości, relacji ludzkich, życzliwości, przyjaźni, na płaszczyźnie daru osoby, itd., tylko wtedy doświadcza miłości jako uszczęśliwiającej, kiedy wszystkie płaszczyzny jego osoby będą istniały równocześnie. To jest teza, którą będę próbował później jeszcze rozwinąć.
Człowiek istniejący we wszystkich wymiarach nie unika niczego, włącznie z tym, co nazywamy niższymi formami miłości: miłości dążącej do czegoś, miłości odbierającej wrażenia, miłości zmysłowej, miłości łączącej się z pożądliwością, czyli z pragnieniem posiadania czegoś. Taka miłość, kiedy jest zintegrowana z całym systemem możliwych w człowieku płaszczyzn miłości, jest doświadczana jako przynosząca szczęście. W związku z czym, miłość mężczyzny i kobiety wtedy będzie przynosiła szczęście, jeżeli będzie wyrazem spotkania całej zdolności człowieka do miłości i przyjmowania całej zdolności do miłości, a nie tylko jakichś jej przejawów. W "Miłości i odpowiedzialności" papież podaje główne tezy, które później rozwinie, o relacji czystości w miłości mężczyzny i kobiety, o tajemnicy wstydu, który coś chroni a zarazem coś objawia, o wychowaniu człowieka do pełnej miłości, i o małżeństwie jako jedynym miejscu, gdzie miłość ludzka może wyrazić się w sposób pełny.
w grudniu 2002
[powrót]
|