Mirosław Pilśniak OP

Moralność seksualna.



Mówiliśmy o tym, że sakrament stworzenia, czyli tajemnica i sens w ogóle istnienia człowieka jako mężczyzny i kobiety, może być jakoś przedłużona i odkrywana także dzisiaj. I tym, gdzie może być odkrywana jest właśnie małżeństwo, sakrament Chrystusa, który - cytuję - "przenosi na dalsze pokolenia ludzi sakrament stworzenia, czyli nadprzyrodzone owoce odwiecznego wybrania człowieka przez Ojca w przedwiecznym Synu, jakim człowiek był obdarowany przez Boga w samym akcie stworzenia". Czyli sens istnienia człowieka jako mężczyzny i kobiety w spotkaniu z Bogiem zostaje odtwarzany. Odtwarzany, ponieważ małżeństwo jest drogą, a nie jest kresem doskonałości.

W tym sakramencie Kościoła, mówi też Papież jakby przypominając sobie tą tajemnicę w odwołaniu do św. Pawła, dzieje się coś takiego: gdzie rozlał się grzech, tam jeszcze bardziej rozlała się łaska. Sugeruje w ten sposób, że Bóg jest tak, że przywraca w sakramencie to, co utracił człowiek w skutek grzechu na samym początku. W dodatku więcej jeszcze daje niż było możliwe na samym początku. Mówi w ten sposób Papież: żona żyje miłością męża, a ta miłość męża to jest przecież łaska boża, udzielona mu przez sakrament małżeństwa. Z tej miłości żona, ( obraz Chrystus - Kościół tutaj nadal jest jakoś ważny), z tej miłości żona czerpie swoją duchową płodność i duchowe macierzyństwo.

Chrystus w tej rozmowie z faryzeuszami, czy wolno oddalić żonę, odpowiada: "Nie, na początku Bóg inaczej chciał". Pan Jezus potwierdza istnienie tego pierwotnego sakramentu w człowieku, tego stworzenia jako mężczyzny i kobiety, powołanych do zjednoczenia w ciele, zjednoczenia całych osób. W tym pierwszym sakramencie widzi wzorzec i początek wszystkich sakramentów. Tzn. wszystkie znaki bożej obecności mniej więcej, jakby w inny sposób, ale tą samą tajemnicę pokazują, że człowiek wtedy doznaje szczęścia, kiedy jest zjednoczony w miłości i w dodatku - cały zjednoczony w miłości. Chociażby taki dominikanin Towler na temat Eucharystii, kiedy mówi, że człowiek jednoczy się z Chrystusem w Eucharystii, to przecież my zjadamy Chrystusa, ale tak naprawdę to my przez Niego jesteśmy spożywani. Właśnie dostrzega tą tajemnicę, że W CIELE dokonuje się zjednoczenie. W małżeństwie, w tym pierwotnym sakramencie, znajduje się także zapowiedź tej tajemnicy zjednoczenia z Bogiem. W dodatku małżeństwo, czyli związek mężczyzny i kobiety, Chrystus ustanowił jakby taką częścią Jego ekonomii, to co się nazywa ekonomia zbawcza, czyli całego tego planu doprowadzenia wszystkiego do tego upragnionego celu, tego pełnego zjednoczenia z Nim w Bogu. Ta nowa ekonomia skierowana jest do człowieka pożądliwości, który łatwo upada, czyli łatwo traci z oczu całość drugiego człowieka. Ale sprawia to Chrystus w ten sposób, że daje małżeństwu przywilej nierozerwalności. Ja to tak specjalnie podkreślę to słowo "przywilej", ponieważ nierozerwalność dyskutowana jest dzisiaj w taki sposób: "No jak to? Dlaczego nakładać na człowieka takie zobowiązania, kajdany, ktoś mi wczoraj powiedział, jeszcze owinięte kwiatami, żeby ładnie wyglądały, do końca życia. Właśnie dzięki temu, że małżeństwo jest nierozerwalne, może być ten związek obrazem miłości bożej nie do zakwestionowania. Boża miłość jest nieodwołalna, tak samo właśnie jak nierozerwalna jest ta więź. I chociaż nie zmieniła się nasza grzeszność, jednak małżeństwo może być miejscem osiągania świętości. I tą etykę, która jest budowana na wizji małżeństwa, jednego, monogamicznego, nierozerwalnego, otwartego na życie, jakby jaka etyka tutaj by miała prowadzić tą wspólnotę do szczęścia? To jest pragnienie pełni, niezgoda na to, że jest w naszej miłości jakiś brak, pragnienie pełnego zjednoczenia. Tutaj na marginesie, zobaczcie, jak brzmią nam w uszach takie rzeczy: "A co przeszkadza, jeżeli oni się kochają? No, prawda, to nie chodzi o rzeczy na zawsze, to chodzi tylko o seks." Takie opinie się wygłasza, ale czasami ludzie też takie mają poczucie: "To naprawdę nie było nic istotnego, to był tylko seks." Tylko? A przecież tam drugi człowiek jest w to zaangażowany? Jak można powiedzieć, że to był tylko seks? Przecież dotknięcie człowieka, to jest dotknięcie całego człowieka, a nie tylko kawałka jego osoby. Nie da się w ten sposób. Czyli etyka małżeństwa sakramentalnego, czyli tej drogi do pełnego możliwie doznawanego szczęścia tutaj na ziemi to pragnienie pełni, niezgoda na jakiś brak, przyjęcie odkupienia w Chrystusie, czyli przyjęcie tego nowego etosu miłości i etosu działania. Mąż niech będzie taki jak Chrystus wobec Kościoła, żona niech będzie tak jak Kościół wobec Chrystusa. To jest etos miłości małżeńskiej, przyjęcie daru, przyjęcie daru bezwarunkowego i w sposób bezwarunkowy. Takiemu człowiekowi, jakim jesteśmy tutaj na ziemi, drogą do zrealizowania tej etyki małżeństwa, czyli pełni pierwotnego daru i przyjęcia odkupienia poprzez życie, w takiej relacji jak Chrystus-Kościół, jest małżeństwo, które chroni godności tych osób. Że można nie posiadać człowieka, że można go nie pożądać w tym związku. To jakby strukturalnie jest ochronione sacrum tej drugiej osoby. I ten związek będzie miejscem realizacji przymierza z Bogiem, zadane sercu sumienia i które będzie dla niego samego znakiem szczęścia utraconego, ale które Bóg nam pragnie udzielić i jeszcze przeobficie.

Ja bym chciał zacytować na koniec tej części o sakramencie małżeństwa z słów Papieża, który próbuje to wszystko w takim zgrabnym, nazwijmy to językiem naukowym, zdaniu umieścić. Mówi tak: "Sakrament zrodzony z tajemnicy odkupienia (ja tu kawałki będę opuszczał) małżeństwo jest skutecznym wyrazem zbawczej mocy Boga, który urzeczywistnia swój odwieczny plan również po grzechu, również pomimo trojakiej pożądliwości człowieka, która ukryta jest w sercu i mężczyzny i kobiety. Jako sakramentalny wyraz owej zbawczej mocy (czyli bożej) jest małżeństwo słowem wyzwalającym do przezwyciężenia pożądliwości. Owocem tego zwycięstwa jest jedność i nierozerwalność małżeństwa." Zobaczcie, jakie to jest myślenie, że nie nierozerwalność jest ciężarem, który jest nałożony na człowieka, ale nierozerwalność jest darem. Nikt mi tego nie może zepsuć. Nawet chociażby mnie zamknęli w więzieniu, chociażby mnie wysłali gdzieś, nie wiadomo, gdzie, nikt nie może mi rozerwać mojego małżeństwa. Nawet mój grzech nie może mi rozerwać mojego małżeństwa, czyli jakby ja sam nie mogę tego sobie samemu zepsuć tego daru. Jest nim ponadto pogłębione poczucie godności kobiety w sercu mężczyzny, jak również godności mężczyzny w sercu kobiety. I to zarówno w obcowaniu małżeńskim, czyli tym zjednoczeniu w ciele, czyli osób, jak też w każdym zakresie wzajemnego odniesienia. Małżeństwo jest dane człowiekowi pożądliwości jako łaska i zadane mu jako etos. Odkupienie ciała oznacza w tym wypadku również nadzieję przyszłego życia. Że kiedyś wszystko, czego doświadczamy, pragniemy tutaj i jakoś już doznajemy, że to się w końcu naprawdę stanie już w sposób godny, trwały, w pełni zjednoczenia w miłości w Bogu, i jeszcze bardziej niż możemy sobie wyobrazić. To jest małżeństwo jako etos człowieka, tutaj, w tym świecie, który pozwala mu osiągnąć to, czego mógłby nie osiągnąć gdzieś indziej i który nie mógłby osiągnąć w jakikolwiek inny sposób.

A teraz chciałbym przedstawić tę ostatnią, czwartą część, która zresztą w dziele Papieża, które próbuję tutaj jakoś przedstawić, zajmuje mało miejsca, a jest częścią tutaj w tym naszym przedstawieniu także jakby najmniejszą, a jest nią próba odniesienia się do encykliki "Humane Vitae". Tej encykliki, o której mówiłem, że była próbą odpowiedzi na rewolucję seksualną, ale która nie była zrozumiała i wydaje się, że nie była w sposób łatwy, czyli odpowiedni do wrażliwości tego współczesnego człowieka, podana. Papież próbuje się odnieść do niej i w zasadzie odnosi się tylko do jednej jej części. Mówi, że założeniem etyki już w detalach, w konkretnych gestach, czynach relacji mężczyzny i kobiety, zjednoczonych w małżeństwie, będzie to, żeby ich spotkania zawsze były spotkaniem całych osób. I szczególnie w tych uprzywilejowanych momentach, którymi jest ich współżycie seksualne, które, jak mówiłem, jakoś odwołuje się do tego sensu ludzkiego ciała, sensu osoby w spotkaniu mężczyzny i kobiety, czyli zjednoczenia osób, gdzie stają się jednym ciałem, czyli są nową jakością, ich osoby celebrują tę nową jakość. Założenie jest takie, żeby dążyć do tego, żeby przyjąć siebie nawzajem w pełni. W pełni, czyli łącznie z tajemnicą płodności i niepłodności, tzn., żeby znak ich współżycia seksualnego był zawsze pełny i żeby był i jednoczącym i otwartym na życie. Podkreślam słowo "otwarcie na życie", bo zarzucają nam katolikom, że my jesteśmy tacy, że uważamy, że sens seksu jest tylko prokreacyjny, czyli tylko wtedy, kiedy jest płodny to ma swój sens, i tylko wtedy, kiedy służy powołaniu do życia dzieci. Nieprawda, w ogóle tak nie myślimy. Ale, mówimy tak, ale sensem seksu są zawsze te dwie rzeczy. Nie można powiedzieć, że ma pełny sens seks, który jest zamknięty na życie, bo przecież mężczyzna i kobieta zostali stworzeni do jedności, która owocuje właśnie tym wybuchem zupełnie nowego stworzenia. Czyli jakby sensem współżycia seksualnego jest także to, że tą drogą powołuje się do istnienia zupełnie nowego człowieka. Ale etyka życia małżeńskiego, która jest zapisana w "Humane Vitae" byłaby taka: Jak być ze sobą w tym wzajemnym obcowaniu, zjednoczeniu mężczyzny i kobiety, żeby to było pełnym darem i pełnym obrazem daru, żeby nic nie brakowało. Ja powiem tak na marginesie, już wchodząc we własne doświadczenie - ja się zajmuję, zajmuję się to może za dużo powiedziane, interesuję się troszeczkę, odkrywam, tajemnicę dialogu małżeństw, dialogu męża i żony, który jest czasami rzeczywiście źródłem ich bardzo wielkiej, głębokiej przemiany. I często, stosunkowo często, rozmawiamy także z takimi małżeństwami, które mają ze sobą kłopoty, które nie spotykają się ze sobą i nie wiedzą, co się stało. I bardzo częstym powodem tego jest to, że jakiś okres swojego życia stosowali jakąś antykoncepcję. Świadomie, no bo nie wiedzieli w ogóle, jak z tego wybrnąć, nawet nie wydawała im się taka zła. Można powiedzieć, że ich sumienie było w tym momencie bardzo zaciemnione. Nie mieli takiej pełnej świadomości nawet, jaką to ma wagę tego typu działanie. I bardzo często, kiedy rozmawiają ze sobą, po jakiś latach odbudowywania naprawdę zrujnowanej jedności, kiedy ich więź wydawała się już nieistniejąca i całkowicie pozbawiona sensu, odkrywali, że źródłem tej obecnej trudności jest to, że kiedyś ulegli takiemu podszeptowi lęku, że zastosowali antykoncepcję jako lekarstwo na lęk w ich wzajemnym spotkaniu. Lęk przed poczęciem dziecka, lęk przed w ogóle tym trudem rodzicielstwa, lęk przed sobą, lęk przed tym, żeby nie być kimś nieopanowanym nadmiarem wobec tego drugiego, albo lęk przed tym, żeby nie powiedzieć "nie". To były bardzo różne rzeczy. Ale lęk przed drugim człowiekiem gdzieś zaowocował, bardzo często właśnie po kilku latach, jakimś naprawdę załamaniem zupełnie więzi. Ja przyznaję, że wobec wszystkich argumentów, które się przytacza - medyczne, nie wiadomo jakie jeszcze, psychologiczne, że dla mnie te znaki, że więź małżeńska się załamuje w skutek stosowania antykoncepcji jest to najważniejszy powód, dla którego widzę sens tej nauki Kościoła na temat niestosowania antykoncepcji. I pytanie, jakie chrześcijanie sobie zadają, nie jest takie, czy wolno, czy nie wolno. Właśnie, czy wolno oddalić żonę, czy wolno zastosować antykoncepcję. To nie jest pytanie, czy wolno. Jest pytanie, jak okazać temu drugiemu moją miłość, żeby to była pełna miłość i żeby ten drugi doznawał miłości. Czyli jest pytanie w ogóle nie co wolno, jak dużo można zrobić temu drugiemu, żeby nie było jeszcze grzechu ciężkiego. To jest zadanie. Jak długo wolno się całować, żeby nie było jeszcze grzechu. Czy to jest pytanie, które wypływa z miłości? No właśnie, wydaje się, że jednak nie. Pytanie jest, co powinienem zrobić, żeby drugiemu okazać miłość taką, jaką w tej chwili mam. Jeżeli nie jestem mężem, to miłość taką, jaką nie-mąż ma wobec tego drugiego. A czułość taką, która nie udaje małżeństwa. To jakby takie pytanie: co powinienem zrobić sobie zadaniem w miłości, a nie co mi wolno zrobić, żeby jeszcze tego drugiego nie zniszczyć. I w tym sensie pojawia się pytanie, co jest naturalne a nienaturalne. Mówią: "Wy katolicy, to stosujecie naturalną antykoncepcję". No bo rzeczywiście, to niestety, ale są nawet zupełnie naturalne sposoby badania płodności i niepłodności, które służą właśnie antykoncepcji. Takie, żeby było wiadomo, kiedy dziecka być nie może. W myśleniu teologicznym, naturalne to jest to, co odpowiada godności tego człowieka, jakim on jest, czyli takiego, który jest wolny, który posługuje się swoim rozumem, który pragnie dojrzałej miłości, który potrafi odpowiadać, czyli ma jeszcze ten wymiar moralny. I takim fundamentem antropologii myślenia o człowieku w chrześcijaństwie jest właśnie próba dotarcia do całości jego istnienia a nie zatrzymanie się na wyrywkowych fragmentach jego osoby. Patrzenie na człowieka jako na całość. Właśnie na ciało, które wyraża osobę, a nie ciało, które może być przedmiotem do czegokolwiek. W ten sposób też Kościół jako wspólnota odpowiada sobie na pytanie, jaki ma być seks. Taki, który by obejmował całą osobę tych, którzy w tym zjednoczeniu uczestniczą. Czyli, co zrobić, żeby seks był zjednoczeniem osób? On ma być w małżeństwie, bo tu jest ta deklaracja, decyzja i rzeczywiste oddanie osób. Żeby on dotyczył całej tej osoby, czyli, żeby nie było tego momentu wykluczenia. Antykoncepcja wyklucza możliwość, że możesz stać się ojcem, wyklucza możliwość, jakby z założenia swojego, że mogłabyś stać się matką. W kobiecie wyklucza jej cykliczność. Temu służą te pomysły na hormonalne antykoncepcje. Nie masz być cykliczna. Integralne widzenie całości, czyli małżeństwo mężczyzny i kobiety, integralne widzenie drugiego człowieka, takiego, jakim on jest i jeszcze widzenie człowieka, jako otwartego na Boga. Czyli zjednoczenie osób to jest przyjęcie tego drugiego jako daru od Boga, jako kogoś, kto mnie w jakiś sposób odnosi do Boga. To jest udział także w stworzeniu. Niewykluczanie poczęcia dziecka. Papież pisał, że szczytem tego zjednoczenia ciała w sensie osoby, mężczyzny i kobiety, jest poczęcie nowego ciała, czyli osoby. W tym człowiek odkrywa, że stał się jak Bóg, bo właśnie tu realizuje się takie najgłębsze pragnienie człowieka. I można powiedzieć, że w ten sposób wszystkie gesty zjednoczenia mężczyzny i kobiety, współżycie seksualne, w jakiś sposób odnoszą się do tego aktu, który jest szczytem ich w ogóle możliwości zjednoczenia tutaj na ziemi, gdzie powołują nową osobę. W tym naprawdę stają się jak Bóg. Prawdziwość znaku, czyli pełne oddanie i pełne przyjęcie. Temu oczywiście z założenia sprzeciwia się antykoncepcja, która nawet jest przedstawiana w wersji takiej zza kwiatów, która mówi: "Nie, ja naprawdę ciebie akceptuje, tylko drobnej rzeczy nie akceptuje w tobie." A tak naprawdę, czy jest drobna rzecz w osobie drugiego człowieka? Wydaje się, że nie. I tutaj, dopiero kiedy pozostawimy ten moment antykoncepcji, zapytamy się o tą metodę tzw. obserwacyjną płodności i niepłodności. Papież mówi, że tą metodę obserwacyjną też można zastosować antykoncepcyjnie, z nastawieniem - nie może być dziecka, nie będziesz ojcem, nie będziesz matką. Co leczy z tej postawy antykoncepcyjnej? Otwarcie na życie, które nie musi być deklaracją - zawsze i wszędzie tyle dzieci, bo człowiek ma się kierować rozumem, ma mieć jakieś pojęcie, ile jest w stanie dzieci przyjąć i zatroszczyć się o nich, ale nie ma być z założenia zamknięty na życie. Nie ma mieć w sobie deklaracji: nie może być, nie ma prawa być dziecka. Jeżeli taką decyzję człowiek podejmie otwarcia na życie, wtedy korzystając w sposób rozumny z tego cyklu płodności i niepłodności tej pary małżeńskiej, nie będzie odrzucał jakiejś części ich miłości, czyli miłość będzie rosła, będzie pełna.

Czyli jakie są normy bezpośrednio dotyczące seksu w małżeństwie? Bo ja wiem, że też Państwo chcielibyście to usłyszeć, to wynika zresztą z tych pytań, które się pojawiają. Takie detaliczne czasami, że jakby trochę za detaliczne w stosunku do tak szerokiego tematu, jaki tutaj wzięliśmy. Byłyby takie, że ta obserwacyjna metoda jakoś kierowania swoją płodnością także, że ona jest tym, co jest dobre, co jakby gwarantuje tą pełnię zjednoczenia. Ten akt zjednoczenia mężczyzny i kobiety, on jakoś odwołuje się, odnosi się do zjednoczenia w Bogu, ale ma być wyrażany w sposób cielesny. Tutaj, co to znaczy? Są takie pytania, o to, że jest pewna fizjologia stosunku seksualnego. Ona w różny sposób przebiega w mężczyźnie i w kobiecie. I tutaj normy Kościoła byłyby takie: Jeżeli zachowana jest ta podstawowa wartość otwarcia osób w całości i otwarcia na życie, to nawet jeżeli ta fizjologia stosunku seksualnego w kobiecie nie zostaje dopełniona poprzez to współżycie seksualne, to można ją dopełnić, ale w sposób, który gwarantuje zachowanie godności osób. W czasie płodnym czułość, jeżeli w danym momencie małżonkowie nie chcą mieć dzieci, Papież bardzo podkreśla i wielokrotnie o tym mówi, należy pielęgnować znaki miłości, znaki czułości, znaki jedności. Takie, które nie imitują współżycia seksualnego, ale które są zadane małżeństwu jako pielęgnowanie ich miłości. I tutaj powiem o tym, ponieważ wydaje mi się, że warto o tym wspomnieć właśnie przy tej okazji. Małżeństwa, które zbudowały ze sobą głęboką jedność, doświadczają czegoś takiego, że pragną współżycia seksualnego w czasie płodnym, a w czasie niepłodnym zupełnie nie. To znaczy, że po prostu są bardzo dobrymi, kochającymi siebie nawzajem mężczyzną i kobietą, ale zupełnie nie mają ochoty na seks. I jakby zadaniem ich miłości jest pielęgnowanie i uczenie się takich znaków czułości i miłości, także w tym czasie, kiedy nie mają na to ochoty. To jest jakby oczywiste z punktu widzenia miłości, a co nieoczywiste jest z punktu widzenia ludzkiej seksualności, która też ma jakby ten język inny, innym językiem chce się posłużyć. Czyli pielęgnowanie tych gestów miłości, znaków obecności, znaków ciała, osoby, miłości, która się za ciałem przejawia w tym czasie niepłodnym. To jest zadanie małżonków, a nie jakiś tam przywilej jakiejś tam ulgi w seksie, jak to się czasami mówi.

I chciałbym zakończyć to przedstawienie słowami, którymi kończy Papież swoją Teologię Małżeństwa, na temat postępu cywilizacyjnego. Bo myślę, że to jest odpowiedź na te wszystkie pomysły rewolucyjne. Mówi: na czym polega prawdziwy postęp i rozwój człowieka? "Istnieje bowiem w całej cywilizacji współczesnej, zwłaszcza w cywilizacji zachodniej ukryta, zarazem dość wyraźna tendencja, aby postęp ten mierzyć miarą rzeczy, czyli dóbr materialnych". Tutaj Papież nie wziął pod uwagę tych wszystkich perspektyw na przełomie wieku XX/XXI. Były takie futurystyczne wizje, jak będzie wyglądał seks w przyszłości. I oczywiście tutaj wydaje się, że znakomitym narzędziem seksu będzie połączenie internetowe, czyli technologia, która zastępuje kontakty osobowe. I to jest też jedna pewnie z tych tendencji, żeby jakby jakość człowieka mierzyć miarą dóbr materialnych. Analiza aspektów personalistycznych nauki Kościoła zawartej w encyklice Pawła VI, czyli Humane Vitae, wskazuje, że jest w niej wyrażone zdecydowane wezwanie, aby postęp człowieka mierzyć miarą jego osoby, czyli dodajmy, z tego całego wywodu, miarą jakby rozumienia człowieka w całości jego osoby. Czyli tego, co jest dobrem człowieka jako człowieka, co odpowiada jego istotnej godności. Analiza aspektów personalistycznych pokazuje, że w encyklice chodzi o sprawę istotną z punktu widzenia prawdziwego rozwoju człowieka. Ten bowiem mierzy się zasadniczą miarą etyki a nie techniki. To jest słowo Ojca Świętego dla nas wszystkich. Chociaż Papież nie wie o tym, że w ten sposób wykorzystujemy dzisiaj jego obecność.

Chciałbym jeszcze bardzo krótko odpowiedzieć na pytania, które się pojawiły jeszcze w zapowiedziach tego naszego spotkania na stronie internetowej Szkoły Wiary.

Dlaczego seks tylko w małżeństwie? Dlaczego Kościół sprzeciwia się takim praktykom przed wstąpieniem w związek?

Bo seks przed małżeństwem nie ma sensu. Nie ma tego sensu, który chce mieć. Nie ma sensu zjednoczenia osób.

Dlaczego seks tylko heteroseksualny?

Bo seks homoseksualny jest bez sensu. Właśnie nie jest na miarę tego, kim jest człowiek. Człowiek jest jako mężczyzna i kobieta w tym świecie. Ja wiem, że odpowiadam bardzo skrótowo, ale wiem, że w perspektywie tego, o czym mówiliśmy tutaj, to jest po prostu oczywista odpowiedź. Mówiliśmy o sensie osoby, że on w zjednoczeniu dopełniającym właśnie na miarę zjednoczenia ciała się dokonuje. Ja powiem, żeby nie było to gołosłowne - wg amerykańskich statystyk pomimo niezwykłych zupełnie deklaracji, jak fantastyczna jest więź homoseksualna, jak głęboka, jak trwała, jak rozwijająca... Nie będę się pastwił. Statystyka jest taka, że pomimo deklaracji w tych całych związkach homoseksualnych, które mają prawie te same prawa, co małżeństwa i w niektórych krajach już zupełnie te same prawa, co małżeństwa, chętnych do wstępowania w te związki jest 1 procent. To znaczy, że jakby nie o to chodziło tak naprawdę w całej tej kampanii, że nietolerancja wobec tego. Bo nie ma chętnych do małżeństwa homoseksualnego. Tak wygląda statystycznie. A wg statystyki amerykańskiej przeciętny homoseksualista ma pięćset głębokich, trwałych, pełnych więzi w ciągu swojego życia. Bardzo długo trzeba żyć, żeby tyle nadążyć. Ja naprawdę wiem, że mam taką niechęć do tego, przepraszam bardzo za to z góry. Tzn. mam niechęć do tej ideologii po prostu, która się za tym kryje, bo uważam, że ona rzeczywiście zagraża jakoś, ludziom, którzy tutaj są. To jest jeden z elementów rewolucji, której ofiarą są osoby ludzkie. Zawsze tak jest w rewolucji.

Dlaczego nie antykoncepcja? Czym się różnią metody naturalne od sztucznych?

To jakby nie jest rozróżnienie na metody naturalne i sztuczne, tylko na antykoncepcyjne i nie-antykoncepcyjne. I myślimy, że nie-antykoncepcyjna postawa może prowadzić do szczęścia, a antykoncepcyjna chyba do nie-szczęścia.

Jeszcze pytanie zupełnie z innej dziedziny, które warto, żeby się tutaj pojawiło. A jak to jest, ktoś zapyta, że małżeństwa, które są ze sobą w miłości, pragną mieć dzieci, nie ma medycznych znaków, że nie mogą mieć dzieci, tych dzieci nie mają. Czy ich małżeństwo nie ma sensu?

To jest tak, że nie warto na takie pytanie odpowiadać tak ogólnie. Jasne, że ma sens, mogą sobie zaadoptować dzieci. Bo to jest pytanie o życie konkretnego człowieka zawsze. Czyli mówi tak: czy moje życie ma sens, kiedy moje pragnienie, które jest bożym pragnieniem, które myślę, że jest także pragnieniem Boga, nie może się zrealizować w moim małżeństwie, które buduję najlepiej, jak potrafię i wierzę, że Pan Bóg też jego chce. Czyli takie pytanie o brak dzieci, ono naprawdę dotyka jakiejś bardzo ważnej dziedziny w części ludzkiej osoby, czy jakby bardziej wartości całej osoby, jego własnej godności. I odpowiedź jest podwójna. Nie wiemy, dlaczego nie mogą mieć dzieci osoby, które tego naprawdę pragną. Jeżeli medycyna będzie robiła postępy i będzie to leczyła - dobrze. Kościół przypomina tylko, żeby nie robić tego technologią czystą, właśnie produkcją dzieci, tylko żeby zachować tą godność przekazywania życia także w związku z powoływaniem do życia. Jakby człowiek ma prawo być poczętym w zjednoczeniu osób, mężczyzny i kobiety - jego rodziców, a nie w jakikolwiek inny sposób. Tak Kościół mówi, że tu gdzieś w nas jest to zapisane - chcę być w miłości stworzony. I to właśnie w ciele, a nie gdzieś tam w miłości, która się przekłada przez milion różnych technologicznych zabiegów. Gdzieś mogłaby się utracić godność tego poczętego. Zobaczcie, że taka technologia wprowadzana w to owocuje gdzieś tam też tymi pomysłami na to, od kiedy jest człowiek, pomysłem na aborcję, jako na rozwiązywanie jakiś ludzkich lęków i czasami bardzo wielkich kłopotów. Ale powiem tak, z takiego doświadczenia tego ruchu Spotkania Małżeńskie, że wcale nierzadko bywa tak, że małżeństwa, które przygotowują się do adopcji dziecka, mają później swoje dzieci naturalne. Że właściwie nie było wiadomo, dlaczego nie mogą. I nagle takie odkrycie w sobie decyzji, że możemy mieć nawet takie dzieci, adoptowane, czasami coś otwiera zupełnie nowego. Cud się staje, że także mają swoje dzieci biologiczne. Osobiście znam takie małżeństwo, które po adopcji iluś tam dzieci, mają także swoje dzieci biologiczne. To jest taki cud, czasami się dzieje. I chciałbym to dać jako odpowiedź, że otwarcie na dzieci jest dobrą myślą. Otwarcie na życie jest jednym z tych wymiarów szczęścia, którego człowiek może doświadczać. A realizacja tego także się może dziać w tą stronę, chociaż nie ma takiego przymusu ze strony Kościoła, nie jest tak, że jeżeli ktoś nie ma dzieci, to ma obowiązek zaadoptować dzieci. Jeżeli nie, to jest złym małżeństwem chrześcijańskim. Nie ma czegoś takiego. Otwarcie na życie, to jest to zadanie dla małżeństwa, a jak ono się zrealizuje? Także może się w ten sposób zrealizować. Czasami się realizuje w jeszcze inne sposoby, także przez jakieś bycie dla innych. To tyle mam odpowiedzi na te pytania.



w grudniu 2002


[powrót]