Wojciech Prus OP

Wykład I i II - Święty Augustyn: droga do wiary.



Wytłumaczę się najpierw z pomysłu, dlaczego dziś spotkanie ze świętym Augustynem, a jutro ze świętym Hieronimem. Otóż dlatego, że człowiek poszukuje miłości, takiej, która rozumie, która potrafi wysłuchać, a najbardziej poszukuje przyjaźni. Jestem przekonany, że istnieje możliwość zaprzyjaźniania się również z ludźmi, którzy są z nami obecni nie fizycznie, ale w inny sposób - świętymi. Dzięki nawiązaniu relacji z nimi możemy zostać zrozumiani z tym, co jest naszym przeżyciem, drogą poznania, rozterką, poszukiwaniem, cierpieniem, radością i szczęściem. Możemy zostać zrozumiani, wysłuchani, a na dodatek odkryjemy, że to, co jest nasze, jest nie tylko nasze, że inni ludzie przeżyli to samo doświadczenie, które my nosimy w naszym sercu. Dlatego podczas tego spotkania nie będziemy mówić o filozofii, a przede wszystkim o przyjaźni, o miłości i o wierze.

W przyjaźni istotne jest słuchanie. Kiedy dostajemy list od kogoś nam bliskiego, często czytamy go kilka razy. Słowa, czytane kolejnego dnia, brzmią trochę inaczej, nagle dostrzegamy, że zmienił się kolor atramentu, jakim list był pisany, zastanawiamy się, co by to mogło znaczyć. Może zabrakło atramentu w jednym piórze i trzeba było wziąć drugie? A może list był pisany przez kilka dni? Kiedyś dostałem taki list, gdzie jedno słowo w tytule zostało dopisane innym atramentem do dwóch pozostałych. Ktoś najpierw napisał list, a potem przeglądał go, zastanowił się i dopisał słowo, bo coś jeszcze chciał dopowiedzieć. Przyjaźń wymaga poszukiwań przypominających niekiedy te dokonywane przez archeologów, zwracania uwagi na szczegóły, na ton głosu czy właśnie na kolor atramentu.

Odtąd będę rozważał cuda Twojego Prawa. Znasz moją niewiedzę, słabość moją, poucz mnie i uzdrów mnie. Przecież Syn Twój jedyny, w którym ukryte są wszystkie skarby mądrości i wiedzy, odkupił mnie krwią własną. Niechże mnie nie oczerniają pyszni, bo pamiętam o cenie, jaką za mnie zapłacono. Pożywam ją i piję, i udzielam jej innym. Biedak, pragnę się nią nasycić! - pośród tylu innych, którzy jedzą i są nasyceni, i chwalą Pana, dążąc do Niego1.

I kiedy rozpoczynamy rozmowę ze św. Augustynem, kiedy czytamy napisane przez niego "Wyznania" - z tego dzieła pochodzi fragment, który przed chwila usłyszeliśmy - pierwsze, najprostsze pytania, które przychodzą nam na myśl, są najlepsze: kto mówi, kiedy mówi, dlaczego mówi.

Trwa właśnie 401 rok i mówi do nas człowiek, który ma wówczas czterdzieści siedem lat. Jeśli ktoś z państwa osiągnął właśnie ten wiek, to może poczuć wspólnotę doświadczeń ze świętym Augustynem. Czterdzieści siedem lat to, jak twierdzą niektórzy, połowa życia, a zatem czas, kiedy zadajemy sobie pytania o to, co było za nami i o to, co jest przed nami, kiedy zaczynamy podsumowywać nasze życie.

Jeśli nie mamy jeszcze czterdziestu siedmiu lat, możemy próbować w inny sposób zaprzyjaźnić się ze świętym Augustynem. Kolejne elementy, które wydają się mało znaczące, również okazują się ważne. Ten człowiek jest od czternastu lat chrześcijaninem - łatwo policzyć, że został nim mając trzydzieści trzy lata. Jeżeli kogoś z tu obecnych ochrzczono w wieku dorosłym, po długim poszukiwaniu Chrystusa, albo przeżył doświadczenie nawrócenia, albo też cały czas jeszcze poszukuje, to również może znaleźć jakąś bliskość, jakiś wspólny element łączący go z Augustynem.

Co więcej, Augustyn, który do nas mówi w 401 roku, ma czterdzieści siedem lat i od lat dziesięciu jest księdzem. Niecałe trzy lata krócej kapłanem aniżeli ja, ale ma jedną małą znaczącą przewagę nade mną - od siedmiu lat jest biskupem. Na tym też polega wspaniałość Kościoła. Augustyn został biskupem po trzech latach bycia kapłanem, podczas, gdy niekiedy w diecezji bardzo długo się czeka, żeby zostać choćby proboszczem. Kariera Augustyna nie była w każdym razie najszybsza; o krótszej historii biskupstwa opowiem jeszcze podczas tego wykładu.

Człowiek w wieku czterdziestu siedmiu lat, od czternastu lat chrześcijanin, od dziesięciu lat kapłan, od siedmiu lat biskup - dlaczego te daty są ważne? Dlatego, aby usłyszeć, jak Augustyn postrzega samego siebie. W "Wyznaniach", które pisze jako biskup Kościoła, mówi o sobie, że jest chorym człowiekiem:

Rozliczne bowiem i ciężkie są te moje choroby. Rozliczne są i ciężkie. Lecz nad nimi mają przewagę Twoje lekarstwa.2

Podobne słowa Augustyn powtarza wielokrotnie. Okazuje się, iż nie jest wcale tak, że chrzest załatwił sprawę, świecenia kapłańskie rozwiązały problemy a bycie biskupem sprawiło, że Augustyn mógł powiedzieć: ja jestem zdrowy, a teraz wy, którzy jesteście moimi owcami, słuchajcie, bo teraz będę do was mówił, to wy jesteście chorzy. Nie, jeżeli staję przed wami, jeżeli zaczynam mówić do was jako biskup Kościoła, jako kapłan - mówię jako wasz brat, jako ten, który również potrzebuje Chrystusa, po to, żeby nieustannie był uzdrawiany. To jest zupełnie fascynujące wyznanie, że Augustyn pomimo już odbytej drogi cały czas z wielką pokorą mówi o sobie: ja jestem słabym człowiekiem, ja jestem chorym człowiekiem, ja jestem tym, który nieustannie potrzebuje Jezusa Chrystusa. Do tego stopnia, że - mówi - tak bardzo biłem się z myślami, tak mi było ciężko, że chciałem uciec na pustelnię. Moglibyśmy zapytać: Augustynie, w którym to było momencie? Czy przed chrztem, czy po chrzcie, a może już po święceniach biskupich?

Możemy próbować zadawać sobie pytanie, jaki to rodzaj choroby, o której święty mówi. Współczesna epoka, wychowana na reportażach z miejsca akcji albo na komisjach parlamentarnych, od razu żądałaby konkretnych odpowiedzi, z kim Augustyn rozmawiał, zapytałaby o biling jego rozmów telefonicznych. Tutaj mamy zaś do czynienia człowiekiem w pewien sposób bardzo oszczędnym w odsłanianiu swojego serca. Możemy powiedzieć tylko tyle i to wystarczy, że każdy święty mówił o sobie: Ja jestem wielkim grzesznikiem. I nie chodziło o to, że mieli rzeczywiście jakieś wielkie grzechy, ale im bardziej człowiek zbliża się do miłości, im bardziej wzrasta w prawdzie, tym bardziej nawet najmniejsze rzeczy staja się dla niego niezwykle wielkim ciężarem. A zatem jeżeli nie kocha się tak, jakby pragnęło się kochać, to jest tak ciężkie, że rzeczywiście rozdziera serce. Właśnie w takim stanie duszy Augustyn zasiada do pisania.

Czym są "Wyznania"? Augustyn bardzo często będzie mówił: piszę, żeby dziękować, piszę, żeby wychwalać, piszę, żeby pokazać, jak Ty jesteś wierny i jak Ty jesteś wspaniały. Właściwie moglibyśmy powiedzieć, że to zapis rekolekcji. Rekolekcje to nic innego - przynajmniej tak sam je rozumiem i myślę, że wielu z was się z tym zgodzi - jak przeglądanie kalendarza. Jest trochę tak, że bierzemy jakiś wycinek naszego czasu, otwieramy kalendarz po to, żeby sobie przypomnieć wydarzenia, przypomnieć sobie ludzi, spotkania, próbujemy uchwycić sens, odpowiedzieć na pytanie, po co to wszystko było? Gdzie byłem wtedy? Gdzie byłem rok temu? Gdzie jestem dzisiaj? Co się zmieniło? Jakich ludzi już przy mnie nie ma? Dzięki jakim ludziom jestem taki, jaki jestem?

Augustyn spogląda na całość swojego życia, tak jakby otworzył kalendarz i zaczął go przeglądać, i opowiada. Co ciekawe, nie ma drugiej takiej książki w historii chrześcijaństwa, ani drugiej takiej książki napisanej przez któregoś z Ojców Kościoła, gdzie by tak bardzo ktoś odsłaniał swoje serce, do tego stopnia, że opowiadałby na przykład o tym, jak był nieznośnym niemowlakiem i płaczem wymuszał to wszystko, co chciał otrzymać.

Gdyby nie było by tej perspektywy: dziękuje, wychwalam, uwielbiam, powiedzielibyśmy, że "Wyznania" to trochę opowieść egocentryka, który odsłania swoje serce, aby z lubością mówić o swoich słabościach. Właściwie tam na każdej stronie jest mowa o tym jaki Augustyn był słaby, co przydarzało się jemu i jego przyjaciołom, ale tak naprawdę on nie opisuje tego celem wywoływania sensacji, tylko po to, aby powiedzieć "dziękuję", a przez to ocalić całość swojego życia dla samego siebie.

"Wyznania" (w oryginale "Confessiones") mogą być również nazywane spowiedzią świętą, zresztą sam Augustyn to w którymś miejscu tekstu potwierdza. Najgłębszy sens tej spowiedzi, czy w ogóle każdej spowiedzi, to odzyskanie całości życia, próba powiedzenia o całości moich wydarzeń, że one są moje. Pokażę to na przykładzie. Jak się przydarzy człowiekowi zło, konsekwencją jest bardzo często próba zapomnienia, wyparcia tego doświadczenia, tak jakby go wcale nie było, bo trudno się patrzy na te sytuacje, kiedy nie byliśmy bohaterami, kiedy ujawniała się w nas ta ciemna strona księżyca.

Augustyn, kiedy zaczyna opowiadać w czterdziestym siódmym roku swojego życia, to po to, żeby móc powiedzieć, że również wtedy był sobą, gdy szedł z kolegami do ogrodu sąsiada, żeby kraść gruszki i że to jest cząstka jego życia. Opisuje tę sytuację, aby pokazać ludzką skłonność do czynienia bezinteresownego zła: kradzież dla samej przyjemności kradzieży. Opowiada, nie po to, aby nas zaszokować, ale żeby powiedzieć: ja, Augustyn, też miałem i mam tę skłonność w sobie. Nie aby się nad sobą użalać, ale by powiedzieć: To również jest moje życie i ja dziękuje za to Panu Bogu. To jest oczywiście paradoks, bo nie powinno się dziękować za zło. Zło jako takie nigdy nie będzie dobrem. Jednak przez mówienie: Panie Boże, że Ty byłeś ze mną, chociaż ja nie byłem z Tobą, można próbować spojrzeć również na to, co jest najciemniejsze, aby odzyskać swoje życie dla samego siebie. Ten refren, Ty byłeś ze mną, chociaż ja nie byłem z Tobą, ciągle powtarza się w tej opowieści:

Późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna a tak nowa, późno Cię umiłowałem. W głębi duszy byłaś, a ja się po świecie błąkałem i tam szukałem Ciebie, bezładnie chwytając rzeczy piękne, które stworzyłaś. Ze mną byłaś, a ja nie byłem z Tobą. One mnie więziły z dala od Ciebie - rzeczy, które by nie istniały, gdyby w Tobie nie były. Zawołałaś, krzyknęłaś, rozdarłaś głuchotę moją. Zabłysnęłaś, zajaśniałaś jak błyskawica, rozświetliłaś ślepotę moją. Rozlałaś woń, odetchnąłem nią - i oto dyszę pragnieniem Ciebie. Skosztowałem - i oto głodny jestem, i łaknę. Dotknęłaś mnie - i zapłonąłem tęsknotą za pokojem Twoim.3

Przytaczam ten tekst, żeby pokazać zmysłowość świętego Augustyna. To jest człowiek, który smakuje, to jest człowiek, który czuje, to poeta: "zabłysnęłaś", "zajaśniałaś", "rozlałaś woń", "odetchnąłem", "łaknę", "pragnę", "rozerwałeś moja ślepotę". Nie ma takiego drugiego opisu przeżywania swoich stanów wewnętrznych, jak ten i inne, zawarte w "Wyznaniach". Prawdopodobnie dlatego, że późniejszy święty wychowywał się w Afryce Północnej, nazywanej "spichlerzem żywych", z racji, że była ona głównym dostawcą zboża, oliwy i wina dla całego imperium rzymskiego. Piękno tych krajobrazów musiało głęboko zapaść Augustynowi w pamięć. Kiedy myśli on o Bogu i zadaje sobie kolejne pytania, pisze w taki oto sposób:

Lecz co ja właściwie miłuję, kiedy miłuję Ciebie? Nie urodę cielesną ani urok życia doczesnego. Nie promienność światła tak miłego moim oczom. Nie melodie słodkie pieśni rozmaitych. Nie woń upajającą kwiatów, olejków, pachnideł. Nie mannę ani miód. Nie ciało, które pragnąłbym uścisnąć.

Nie takie rzeczy miłuję, gdy miłuję mojego Boga. A jednak kocham pewnego rodzaju światło, pewnego rodzaju głos, woń i pokarm, i uścisk, gdy Boga mego kocham jako światło, głos, woń i pokarm, uścisk we wnętrzu mojej ludzkiej istoty, gdzie rozbłyska dla mej duszy światło, którego nie ogarnia przestrzeń, gdzie dźwięczy głos, którego czas ze sobą nie unosi, gdzie bije woń, której wiatr nie rozwiewa, gdzie doświadcza się smaku, którego nie psuje sytość, gdzie się trwa w uścisku, którego nasycenie nie rozerwie. To właśnie kocham, gdy kocham mojego Boga. 4

Augustyn to zatem człowiek, który czuje, który oddycha, który smakuje, opowiada o Panu Bogu, ze jest światłem, ze jest głosem, że jest wonią, pokarmem, uściskiem dla wewnętrznego człowieka.

Jednak wcześniej czekała go jeszcze bardzo długa droga. Trzydzieści trzy lata upłynęło, zanim zdecydował się na przyjęcie chrztu. Augustyn pisze też, że urodził się z imieniem Jezusa Chrystusa, chociaż nie został ochrzczony. Oznacza to, że jest katechumenem - w bardzo wczesnych latach przygotowywano go do chrztu ponieważ był śmiertelnie chory, ale jednak wyzdrowiał i w końcu chrztu mu nie udzielono. Taka była praktyka ówczesnego Kościoła, że chrzczono raczej dopiero osoby dorosłe, a dzieci i ludzi młodych raczej w wyjątkowych sytuacjach.

To, co cały czas prowadziło Augustyna, to tęsknota, jedno z kluczowych słów w jego tekście, tęsknota za mądrością, za czymś, co jest trwałe, za czymś, co nie przemija. Sam potem powie: całe życie prawdziwego chrześcijanina jest święta tęsknotą, za czym zaś tęsknisz, tego jeszcze nie widzisz, gdy jednak tęsknisz, stajesz się podatny do przyjęcia tego co zobaczysz, gdy nadejdzie. Augustyn zastanawia się, co jest źródłem tej tęsknoty. Wie tylko, że ma ją w sobie od samego początku, że cały czas nie zadowala go to, co odkrywa i to czego doświadcza. Zawdzięcza ją innym ludziom. Właściwie "Wyznania" są wypełnione obecnością innych, którzy ciągle z Augustynem rozmawiają, którzy ciągle mu coś opowiadają, którzy na niego wpływają, prowadza go dalej i dalej w jego drodze tęsknoty. Najważniejszą osobą jest bez wątpienia jego matka, która ma na imię Monika, i która jest również świętą Kościoła katolickiego. To bardzo ważna postać, dla mnie kluczowa w historii nawrócenia świętego Augustyna.

Zacznę od tego, że dom Augustyna jest klasycznie dysfunkcyjny - matka jest bardzo, wręcz dewocyjnie wierząca, wierząca w sposób prosty, pozbawiony jakiegokolwiek intelektualizmu, natomiast ojciec jest niewierzący. Augustyn może z mamą rozmawiać o sprawach duchowych, w jej języku, w języku prostym, języku zwykłej pobożności. Natomiast z ojcem, o którym krótko wspomina, że nie był wierzący (o tacie zresztą pisze bardzo mało, wspomina jeszcze, że dbał on o wykształcenie syna), Augustyn nie pójść w rozmowie w obszary dotyczące życia duchowego.

Jedyną rozmówczynią była zatem Monika i to stanowi problem, ponieważ Augustyn jest nie tylko mężczyzną, ale również intelektualistą poszukującym racjonalnych odpowiedzi. Podejrzewam, że Monika, kiedy syn z nią rozmawiał, nie była w stanie odpowiedzieć mu na pytania, które go dręczyły: Jaka jest natura zła? Jak zdefiniować zło? Czy istnieje coś innego poza materią? Jaka jest kwestia odpowiedzialności za własne czyny, za moje własne zło? To są rzeczy, które dręczą Augustyna, zwłaszcza, że nie umie on poradzić sobie z własna cielesnością. Monika nie proponuje mu odpowiedzi, nie potrafi udzielić jakichś wskazówek czy przekonywująco argumentować, dlaczego powinno być właśnie tak, a nie inaczej.

W związku z tym symbol, którego bym użył opisując drogę świętego Augustyna to jest droga od Moniki do Moniki. Dlaczego? Augustyn w pewnym momencie Monikę zostawia. Jej wiara jest dla niego niewystarczająca, ona nie potrafi mu pokazać drogi, nie jest dla niego światłem. Równocześnie paradoksalnie ta Monika, o której on powie, ze jej miłość była zbyt zazdrosna, bo ona chciała mieć swojego syna zawsze przy sobie, cały czas z nim jest. Pojedzie z nim do Rzymu, kiedy Augustyn ma trzydzieści lat i jest dorosłym mężczyzną, pojedzie z nim również do Mediolanu, kiedy Augustyn zostanie w tym mieście retorem, będzie chodziła na kazania świętego Ambrożego i rozmawiała z nim na temat swojego syna, płacząc tak bardzo, że Ambroży w pewnym momencie się zdenerwuje i powie: Przestań już mnie wreszcie męczyć! Monika, która jest taka, jaka jest; właśnie dzięki niej Augustyn staje się tym, kim jest.

Właściwie cała historia spotkania Augustyna z Bogiem daje się streścić jako droga od Moniki do Moniki. Augustyn w pewnym momencie odchodzi od Moniki, zostawia ją, może w ramach młodzieńczego buntu, zakwestionowania tego, co widział w domu, wyrusza własną drogą. Paradoksalnie to właśnie Monikę na końcu swojej drogi znajdzie. Można przedstawić to symbolicznie, że Augustyn w pewnym momencie swojego życia usiądzie w jednej ławce z Moniką i stwierdzi, że Chrystus w którego ona wierzy w taki sposób, w jaki wierzy, to jest ten sam Chrystus, którego on znalazł na sposób intelektualny w wyniku swoich rozlicznych poszukiwań.

W tym znaczeniu opowieść o Augustynie i o Monice jest opowieścią o równowadze między intelektualnym wymiarem wiary, a tym wymiarem, który nazywamy pobożnością ludową. Ta równowaga jest w Kościele potrzebna. Ten problem bardzo mocno dotknął kościoły na Zachodzie, w szczególny sposób Kościół we Francji, który poszedł w kierunku pogłębienia wiary, takiego prawdziwego wierzenia, a nie katolicyzmu tylko z nazwy, jaki wyznaje według badań (podobno dzisiaj drukowanych w "Rzeczypospolitej") 95% Polaków. Otóż we Francji po soborze intelektualiści katoliccy stwierdzili, że tacy katolicy są nic nie warci, ze ważny jest prawdziwy katolicyzm, prawdziwa wiara, quintesentium intellectum, która potrafi znaleźć uzasadnienie. W konsekwencji wylano dziecko z kąpielą i Kościół francuski stał się bardzo, bardzo mały. Do tego stopnia, że kiedy byłem w Carcasanne, jednym z pierwszych miast, gdzie święty Dominik głosił Ewangelię (kręcono tam "Robin Hooda" ponieważ zachował się tam średniowieczny układ architektoniczny miasta i średniowieczna zabudowa), widziałem taką scenę, że do kościoła weszło małżeństwo Francuzów z psem. Jeden z naszych francuskich braci zwrócił im uwagę, że pies powinien zostać na zewnątrz. Para odpowiedziała mu: przepraszamy bardzo, ale ten pies też jest wierzący, został ochrzczony. Wykorzenienie ludowej pobożności doprowadza właśnie do czegoś takiego, że tkanka życia społecznego zostaje gdzieś pozbawiona tradycji, tego, co jest odruchem.

Kiedy opowiadam o Augustynie, robię to również, aby ocalić katolicyzm ludowy, prostą, zwykłą wiarę, która jest nierefleksyjna, i pokazać, że chodzi w niej dokładnie o to samo, o co w pogłębionej intelektualnie religijnej refleksji. Augustyn, odchodząc od Moniki, wraca do niej. Opisze to w bardzo pięknych słowach jako scenę w oknie w Ostii, kiedy już jego po chrzcie mieli razem wrócić do Afryki i oczekiwali na statek. Monika jednak tam zmarła. Krótko przed jej śmiercią przeprowadzili rozmowę, którą Augustyn częściowo zacytuje. To jedna z piękniejszych rozmów syna ze swoja mamą. Monika mówi: Synu, mnie już nic nie cieszy w tym życiu. Niczego się już po nim nie spodziewam, więc nie wiem, co ja tu jeszcze robię i po co tu jestem. Jedno tylko było życzenie, dla którego chciałam trochę dłużej pozostać na tym świecie: aby przed śmiercią ujrzeć ciebie chrześcijaninem katolikiem. Obdarzył mnie Bóg szczęściem ponad moje życzenie, bo widzę, jak wzgardziwszy szczęściem doczesnym stałeś się Jego sługą.5

Pełnia szczęścia. Augustyn mówi o tym w takich słowach: Gdy zbliżał się dzień w którym miała odejść z tego życia - ów dzień, który Ty znałeś, a my nie wiedzieliśmy o nim - zdarzyło się, jak myślę, za tajemnym Twoim zrządzeniem , że staliśmy tylko we dwoje, oparci o okno, skąd się roztaczał widok na ogród wewnątrz domu, gdzieśmy mieszkali - w Ostii u ujścia Tybru. Tam właśnie, z dala od tłumów, po trudach długiej drogi nabieraliśmy sił do czekającej nas żeglugi. W odosobnieniu rozmawialiśmy jakże błogo.6 Rozmawiali o tym, jaki jest Pan. Na tę rozmowę Augustyn czekał właściwie trzydzieści trzy lata życia. Czekał na taki moment, żeby podziękować i powiedzieć, że jeżeli znalazłem Pana Boga, jeżeli w jakiejś mierze zostałem uzdrowiony, to jest dzięki tobie, mamo. Dzięki tej prostej wierze, która kazała ci płakać nade mną, na przykład w rozmowie ze świętym Ambrożym. Kiedy Monika przyszła porozmawiać z nim o Augustynie, kiedy płakała, tak się zniecierpliwił, że powiedział: Ufaj kobieto, bo syn takich łez, na pewno nie zginie.

Mówię o Monice, bo "Wyznania" to jest również niezwykła opowieść o matczynej miłości ze świadomością nadopiekuńczości. Monika jest nadopiekuńcza i sam Augustyn powie, że ta jej miłość wobec syna była zbyt zazdrosna. Monika chciała mieć syna cały czas przy sobie, nie potrafiła go wypuścić. Ale równocześnie to jest tak bardzo piękne i normalne. Monika została świętą Kościoła i być może również patronką nadopiekuńczych mam. Można się do niej uciekać zawsze wtedy, jak mama czuje niepokój, bo nie wie, co dzieje się z synem, nie wie, co się dzieje z innymi dziećmi i nie wie, co w ogóle dzieje się z tym całym światem. Tu zacytuję wiersz, który moim zdaniem opowiada o tym w sposób genialny, autorstwa świętej pamięci księdza Janusza Pasierba. Nosi tytuł: "Stare kobiety w kościele":

Młodzi maja tyle na głowie

Choćby włosów

poza tym szkołę, miłość i konflikt pokoleń;

stare kobiety mają przede wszystkim

choroby i wnuki,

a ponadto mają na sercu kościół.

Stare kobiety lubią być w kościele,

są najwierniejszą publicznością Pana Boga

nie od święta, ale na co dzień;

stare panny i samotne wdowy

przychodzą rano, w południe, wieczorem.

Klęczą, ślęczą w półmroku cierpliwie

Tyle się naczekały w życiu

Na życie, na koniec którejś wojny, na szczęście,

Na dzieci ze szkoły, na męża z pracy albo knajpy.

One wiedzą, że miłość to czekanie.

One czuwają: panny wierne

w niemodnych kapeluszach, gubiąc zniszczone torebki.

Świat widzi tylko staruszki siedzące w kościele,

czasem proboszcz ofuknie je z konfesjonału,

nawet wikary nie ma dla nich czasu.

Tylko Jezus, który jest wiecznie młodzieńcem

widzi w nich ciągle swoje narzeczone.

Widzi w nich te piękne dziewczyny,

które w czerwcowe wieczory stroiły w klonowe wieńce,

w peonie i jaśminy, girlandy i wstążki

Feretrony na Boże Ciało na procesję
.7

Podsumowując to, co mówiłem wcześniej, powiem, że ta scena w oknie w Ostii miała miejsce w 387 roku i Augustyn miał wtedy trzydzieści trzy lata. To było chwilę po chrzcie. Natomiast Monika miała pięćdziesiąt sześć lat - jeszcze całkiem młoda niewiasta - i w tym wieku umarła. To znowu tak, żeby spróbować zobaczyć konkretnie tych ludzi. Augustyn w taki sposób opowiada o tym, jak to było, kiedy Monika już umarła: Cały czas się starałem, aby nie uronić ani jednej łzy. Cały czas trzymałem się załatwiając różne sprawy, podtrzymując innych ludzi. I dopiero jak znalazłem się sam i nie mogłem zasnąć, wtedy dopiero się rozpłakałem. Tak bardzo pięknie o tym opowiada, mówi, że jeżeli ktoś czytając jego słowa będzie uważał, że nie był prawdziwie chrześcijaninem, niech mu wybaczy tę słabość, że nie potrafił inaczej, ponieważ było mu ogromnie żal, że Moniki już nie ma.

Motyw łez nieustannie przewija się w "Wyznaniach", jest też kluczem do zrozumienia momentu ostatecznego nawrócenia Augustyna. Zanim jednak do tego momentu doszło, opowiem o kolejnych etapach, nie zagłębiając się zbytnio w szczegóły.

W wieku dziewiętnastu lat Augustyn przeczytał książkę Cycerona zatytułowaną "Hortensjusz" i ona rozpaliła w nim pragnienie znalezienia mądrości. Nieustannie szedł za tym pragnieniem i poszukiwał. Tak trafił pod skrzydła manichejczyków, ludzi, którzy mu jak wydawało, znali racjonalne odpowiedzi na jego pytania. Jedno z tych pytań brzmiało: Kto jest odpowiedzialny za zło, jakiego dokonuję? Manichejczycy podpowiadali rozwiązanie, które jest obecne w kulturze od bardzo bardzo dawna, między innymi w myśli gnostyckiej, zwane dualizmem. Według niego istnieje dwóch bogów, czy dwóch demiurgów, czy dwie siły kosmiczne. Jedna jest odpowiedzialna za to, co jest dobre, związane z duchem, tym, co intelektualne. Druga siła jest odpowiedzialna za to, co złe i to złe jest związane z materią.

Augustyn, przebywając wśród manichejczyków, czuł się zwolniony z odpowiedzialności za zło (skoro odpowiada za nie demiurg), jednak nie rozproszyło to jego wątpliwości. Augustyn ciągle próbował zrozumieć. Ci, którym zadawał pytania, radzili mu poczekać na przyjazd Faustusa, mistrza i nauczyciela manichejczyków, cieszącego się wśród nich ogromnym autorytetem. Jednak spotkanie z Faustusem rozczarowało Augustyna, mimo, że Faustus był doskonałym mówcą, pięknie się wysławiał i umiejętnie dyskutował. Augustyn zrozumiał, że manichejczycy nie byli tak racjonalni, jak mówili, wbrew swoim twierdzeniom nie znali też odpowiedzi na wszystkie pytania, a nie potrafili się do tego przyznać.

Kolejny etap w życiu Augustyna to pobyty w Rzymie i w Mediolanie. W Mediolanie zostaje retorem - nauczycielem retoryki. Retoryka to, tak najkrócej mówiąc, połączenie bycia prawnikiem z byciem rzecznikiem prasowym i jednocześnie z tym, co dzisiaj nazywane jest public relations oraz z elementami filozofii. Retor to był taki człowiek, który powinien umieć odnaleźć się w każdej sytuacji. Augustyn naucza retoryki również innych. Później będzie bardzo krytycznie wyrażał się o swoim zajęciu:

W owych latach nauczałem zasad retoryki. Ponieważ panowało nade mną pożądanie pieniędzy, sprzedawałem innym tę sztukę, która miała im umożliwić panowanie nad przeciwnikami w dyskusjach. Ale wiesz, Panie, że wolałem uczyć ludzi uczciwych, jakich dziś można spotkać, i bez żadnych podstępnych zamiarów uczyłem ich retorycznych podstępów.8

Kiedy Augustyn znajdzie się w Mediolanie, to znowu nazwalibyśmy to Opatrznością, ponieważ w całym cesarstwie zachodnim i w całym Kościele zachodnim nie było wtedy innego człowieka, który byłby mądrzejszy od Augustyna i posiadałby wyczucie duchowe tak odpowiadające jego potrzebom, jak Ambroży, biskup Mediolanu, później również uznany przez Kościół za świętego. Augustyn zaczyna chodzić na kazania Ambrożego; to kolejny etap w drodze nawrócenia. Sam tłumaczył to potem tak: Przylgnąłem do Ambrożego, wcale nie ze względu na jego odpowiedzi, wcale nie ze względu na jego racjonalność, ale przede wszystkim dlatego, ze był dla mnie życzliwy i dobry a dopiero potem dlatego, że był sławny, że w całym mieście o nim mówiono i wszyscy chodzili na jego kazania. Chodzi słuchać Ambrożego także po to, aby go sprawdzić, tak jak faryzeusze, którzy w Ewangelii sprawdzali pana Jezusa - jeżeli jesteś mistrzem, jeżeli jesteś naprawdę nauczycielem, to udowodnij to nam.

Augustyn podziwia kunszt oratorski Ambrożego. I dalej, stwierdza Augustyn, kiedy Ambroży tak doskonale mówił, stopniowo zaczęła do mnie docierać treść i zaczynałem widzieć coś, czego dotychczas nie potrafiłem dostrzec i uznałem, że wiara katolicka jest oparta na solidnych argumentach. Równocześnie Ambroży pokazał Augustynowi sposób odczytywania Pisma Świętego. Wprawdzie Augustyn czytał je wcześniej w ramach swoich poszukiwań duchowych, ale odrzuciła go "słaba miara stylu", a poza tym rozumiał je nazbyt dosłownie (na przykład Księgę Rodzaju - sześć dni stwarzania świata, Pan Bóg który się męczy i odpoczywa, historia o grzechu pierworodnym) i to nie wytrzymywało próby.

Dopiero Ambroży pokazuje Augustynowi sposób nazwany alegoryczną lektura Pisma Świętego - taką lekturą, która poza sensem dosłownym widzi sens głębszy, duchowy. Ambroży, wielki mistrz duchowy, który ma zarazem rzadki dar, nazwany w Kościele darem rozeznawania duchów. Kiedy do Ambrożego przychodzi Monika i bardzo prosi, żeby się spotkał z Augustynem, Ambroży wyraża swoją niechęć, mówiąc, że nie będzie z nim rozmawiał, ponieważ Augustyn nie jest jeszcze gotowy na przyjmowanie pouczeń. Przez pewien czas trzyma Augustyna na dystans, jakby wiedząc, że to doprowadzi Augustyna do wzrostu pragnienia i do jeszcze większych poszukiwań.

Rzeczywiście. Augustyn poszukuje dalej i styka się z filozofią neoplatoników. Czyta ich dzieła i odkrywa coś, z czym miał dotychczas trudności. Jest to przez historyków filozofii nazywane iluminacją augustyńską albo augustyńskim uwewnętrznieniem - czytając, nagle w sobie samym odkrywa światło, ponieważ te książki zwracają jego wzrok na siebie samego. Gdy patrzymy na ten świat i spoglądamy na nas samych to odkrywamy, że jesteśmy wszyscy skończeni, tacy bardzo delikatni, bo w jednej chwili nasze życie może nam zostać zabrane. Przyszliśmy na ten świat nie sami z siebie i tego istnienia nie możemy utrzymać. Mówi Augustyn: Nagle zobaczyłem w sobie światło, które dawało mi istnienie, to światło było samym istnieniem, z którego ja byłem i te wszystkie piękne rzeczy istniejące na świecie o tyle były, o ile były zanurzone w tamtym istnieniu. I dalej pisze, że wreszcie zrozumiał, kim jest Bóg. Odnosi się tu do słów Boga ze Starego Testamentu, "Ja jestem, który JESTEM". Pan Bóg to jest ktoś taki, komu nikt nie daje istnienia, i nikt mu nie może zabrać istnienia, który jest po prostu samym istnieniem i czystym istnieniem. To są sformułowania filozoficzne, ale one są ważne w życiu Augustyna; dzięki nim on nagle odkrywa substancję duchową.

Dotychczas wydawało mu się, że istnieje tylko to, co jest materialne, to czego można dotknąć, to, czego można posmakować, to co można opisać i nagle zobaczył, że jest również coś takiego, co jest samym istnieniem. To ważny moment. Później będzie o tym opowiadał, że neoplatonicy potrafili mu pokazać ojczyznę, a nie potrafili mu pokazać drogi. To jest taki klucz do opisywania augustynowej drogi do Boga, kiedy on używa łacińskich słów "via et patrum". Oni pokazywali patrię, czyli ojczyznę, że to te miejsce, ta przestrzeń, ten ktoś który istnieje i jest samym istnieniem. Natomiast nie potrafili mu powiedzieć jak tam dojść. Jak dojść tak, żeby cały czas być w istnieniu, żeby cały czas żyć w szczęśliwości, żeby cały czas być z Panem Bogiem.

I mówi w innym miejscu, że problem, jaki nagle się pojawił w jego sercu, nazywa się pycha. Tego problemu nie miała Monika, ona była pokorna. On zaś musiał się z tym zmagać. Posłuchajmy zresztą samego Augustyna: Wiedziałem, ze Ty naprawdę istniejesz. Będąc zawsze ten sam, nie zmieniając się w żadnej części , ani w żadnym poruszeniu. Wiedziałem też, iż z Ciebie wszystkie rzeczy czerpią istnienie, a niezachwianym tego dowodem jest już sam fakt, że istnieją. Tych prawd byłem całkowicie pewny, lecz jeszcze byłem zbyt słaby aby radować się Tobą. Wymownie o tym rozprawiałem, jakbym to wszystko już rozumem ogarnął, ale gdybym nadal nie szukał drogi do Ciebie przez Zbawiciela naszego, Chrystusa, nie ja te sprawy, lecz mnie zagarnęła by zagłada. Zaczęła mi pochlebiać opinia, że jestem mądry. Była to kara jaka sam sobie wymierzyłem Zamiast płakać - nadymałem się pychą: jakiż to ja jestem uczony.9

Wtedy następuje seria niezwykłych spotkań, które rzeczywiście doprowadzą Augustyna do radowania się swoim własnym odkryciem. Pierwsze z nich to było spotkanie z Ambrożym. Drugie to spotkanie z Symplicjanem, ojcem duchowym świętego Ambrożego. Można by go przyrównać do biskupa Stanisława Dziwisza, sekretarza Papieża, albo do mojej ulubionej postaci literackiej - subiekta Rzeckiego z "Lalki". Taka szara eminencja, człowiek, który wszystko robi, od którego praktycznie wszystko zależy, a o którym historia nie będzie mówiła. Augustyn też poświęca Symplicjanowi ledwo kilka zdań. Dla mnie Symplicjan jest patronem asystentów i patronem rodziców. O rodzicach też się najczęściej nie mówi, natomiast mówi się, że dzieci wyrosły na wielkich ludzi, a przecież to rodzice złożyli ofiarę z siebie. Symplicjan również złożył z siebie taką ofiarę. Taki człowiek drugiej linii, człowiek cienia, schowany za tym, który jest wieki - za świętym Ambrożym. Mówię też, że był ojcem duchowym świętego Ambrożego, żeby pokazać piękno tamtego Kościoła.

Jak wspominałem, kariera biskupia Augustyna nie jest najszybszą z karier w Kościele - zostanie biskupem zajęło mu siedem lat. Z Ambrożym było natomiast tak, że w pewnym momencie swojego życia był prefektem w Emilifiligurii, krainie, gdzie robią parmezan (stamtąd jest też drużyna Param, z którą wygrała Wisła Kraków) i jego rządy obejmowały także Mediolan. W Mediolanie właśnie zmarł biskup, a że w tym czasie, w czwartym wieku zamieszkiwały tam dwie grupy chrześcijan, katolicy i arianie, mogło dojść do rozruchów podczas wyborów nowego biskupa (w owym czasie biskupów jeszcze wybierano). Dlatego potrzebna była obstawa policji (podobnie jak teraz podczas meczów piłkarskich Polonii czy Legii Warszawa). Dowodził nią Ambroży i po dobrych kilku dniach, kiedy nadal nie było zgody, ktoś wysunął właśnie jego kandydaturę.

Z tą propozycją wszyscy się zgodzili, Ambroży z racji pełnionego urzędu cieszył się bowiem ogromnym autorytetem. Problem polegał na tym, że kandydat na biskupa nie był chrześcijaninem, a tylko katechumenem Kościoła. Dlatego przeszedł najszybszy cykl wtajemniczenia chrześcijańskiego - osiem dni, od chrztu do biskupstwa. Tym kimś, kto Ambrożego prowadził i wprowadzał w tajemnice Kościoła, był właśnie Symplicjan. Mówię to, żeby pokazać, jak wspaniały jest Kościół w swojej historii, jak jest niezwykły, choć wcale nie twierdzę, że tak ma być dzisiaj.

Ponieważ Ambroży nie jest za bardzo skłonny rozmawiać z Augustynem, Augustyn zaprzyjaźnia się z Symplicjanem. Odwiedza go kiedyś wieczorem w domu i rozmawiają. Jest to ich drugie spotkanie, które okazuje się później być kluczowe. Augustyn opowiada Symplicjanowi swoją drogę, wspomina o wszystkich swoich duchowych odkryciach, przyznaje się, iż pochlebia mu, że już wszystko wie i czuje się taki mądry. Symplicjan, który podobnie jak Ambroży ma dar rozeznawania duchów, opowiada mu historię, która poniekąd jest także historią Augustyna. Trochę tak jak Pan Jezus, który ważne prawdy wiary przekazuje za pomocą analogii. Kiedy rozmawiamy z ludźmi o wierze, nie należy im mówić o tym wprost, aby nie czuli się atakowani, tylko trzeba im opowiadać przypowieści, bo najłatwiej się w tym odnajdują. Dlatego Symplicjan opowiada Augustynowi historię innego człowieka.

Ten inny człowiek to Mariusz Wiktoryn. Można porównać go dzisiaj z kimś z pierwszych stron gazet. Był najbardziej znanym filozofem pogańskim cesarstwa w owym czasie, wielkim autorytetem. Mariusz Wiktoryn przyjaźnił się z Symplicjanem, dużo razem rozmawiali. Pewnego dnia przyszedł do Symplicjana, mówiąc, że jest już chrześcijaninem, ponieważ wszystko wie, przeczytał całe Pismo Święte, wszystko rozumie, wszystko potrafi wytłumaczyć. Symplicjan odpowiedział, że nie uwierzy mu, dopóki nie zobaczy go w kościele. Wiedział on bowiem, że wiara nie jest tożsama z wiedzą, bo potrzebuje czegoś, co byśmy nazwali krokiem w ciemność. Decyzji, albo inaczej rzecz biorąc, ofiary, czegoś, co człowiek rzeczywiście daje z całego siebie. To nie jest tylko kwestia siedzenia za biurkiem i rozważania, chociażby te rozważania faktycznie były genialne, tak jak rozważania Augustyna - to nie jest jeszcze to. I kiedy Symplicjan mówi Mariuszowi Wiktorynowi, nie uwierzę dopóki nie zobaczę cię w kościele, to ma na myśli coś, co musiał zrobić Mariusz Wiktoryn, a mianowicie narazić się swoim przyjaciołom, pogańskim filozofom i rzymskim intelektualistom. Narazić się przez to, że on podejmie decyzje wejścia do kościoła, gdzie w pierwszej ławce siedzi taka Monika, która nie rozumie niczego z tych jego intelektualnych rozważań. I Mariusz Wiktoryn stanie obok niej i powie: Ja jestem twoim bratem, ty jesteś moją siostra. Wtedy wszyscy wielcy intelektualiści cesarstwa popukają się w głowę, stwierdzą, że Mariusz Wiktoryn zwariował. Ten, który jest tak rzetelnym intelektualistą, robi rzecz, której się nie da do końca wytłumaczyć.

Symplicjan wie, że dokładnie o to chodzi. Mariusz Wiktoryn dojrzewa do tej decyzji i w pewnym momencie, kiedy dalej się spotykają, postanawia w końcu, że pójdzie do kościoła. Gdy o tej decyzji dowiadują się prezbiterzy kościoła mediolańskiego, proponują, żeby Mariusz udał się do nich potajemnie, może do jakieś mniejszej kaplicy, ale nie przy ludziach, aby nie było skandalu. Jednak Wiktoryn, który już zdążył zrozumieć znaczenie gestu, jaki ma uczynić, postanawia publicznie złożyć wyznanie wiary, wchodzi do bazyliki pełnej ludzi. Można sobie wyobrazić, jakie szepty poszły po wszystkich nawach na jego widok. Całą tę historię Symplicjan przytacza Augustynowi, ponieważ odkrywa, że tak jak w przypadku Mariusza Wiktoryna problem polega na tym, że wiara pomyliła się Augustynowi z filozofią.

Teraz o najbardziej przełomowym akcie w życiu Augustyna - jego nawróceniu, które dokonało się podczas tak zwanej sceny w ogrodzie mediolańskim. Ogrodzie rozciągającym się przy domu w Mediolanie, w którym Augustyn mieszkał ze swoimi przyjaciółmi. Tam Augustyn podejmuje Pontycjana, przyjaciela będącego wysokim urzędnikiem cesarstwa, Pontycjan, będąc świeżo po powrocie z Afryki, opowiada o Antonim Pustelniku, który po nawróceniu zostawił wszystko co miał, i zamieszkał na pustyni. Augustyn słucha tej opowieści i czuje, że:

Ty zaś, Panie, jego słowami odwracałeś mój wzrok, abym wreszcie spojrzał na samego siebie. Bo ja samego siebie umieściłem gdzieś za swoimi plecami, aby siebie nie dostrzegać.10

Dalej następuje piękny opis walki wewnętrznej, tego wszystkiego, co działo się w sercu Augustyna, wątpliwości, czy on da radę żyć Ewangelią. Tutaj ma na myśli bardzo konkretną rzeczywistość, a mianowicie wymiar seksualny. Na to wszystko wskazuje - w innym miejscu "Wyznań" powie, że gdy przyjechał do Kartaginy na studia i potem pracować, zanurzył się we wrzącym kotle erotyki. Ta sfera w jego życiu niezbyt łatwo poddawała się uporządkowaniu. Dlatego zadaje sobie pytanie, czy da rade wypełnić to wszystko, o czym mówi chrześcijaństwo. I za każdym razem odpowiedź brzmi: Nie, nie dam rady, bo jestem człowiekiem zbyt słabym. Zresztą bardzo pięknie w innym miejscu "Wyznań" jest powiedziane, jak to zmaganie rozgrywało się w sercu Augustyna. Przez cale życie, do tego momentu, pamiętajmy, że ma trzydzieści dwa - trzydzieści trzy lata, jak już poszukuje Pana Boga, modli się takim słowami: Daj mi czystość i umiarkowanie, ale jeszcze nie w tej chwili. To jest niezwykła uczciwość, tak opowiedzieć o samym sobie, bo przecież proszę zobaczyć, że to bardzo często jest nasza modlitwa. Daj mi czystość i umiarkowanie, ale jeszcze nie teraz.

Był we mnie lęk, że mógłbyś zbyt rychło mnie wysłuchać i od razu mnie uleczyć z choroby pożądania, które chciałem raczej nasycić niż zgasić.11

Gdy Pontycjan odchodzi, w Augustynie zaczyna się walka. Jest przy tym obecny Alipiusz, jeden ze współlokatorów Augustyna. Nadal są w ogrodzie. Augustyn tak to opisuje: Targałem włosy, gniotłem czoło pięściami, splecionymi dłońmi ściskałem kolano12 Można to sobie wyobrazić. Wyrywa włosy, gniecie czoło splecionymi dłońmi, ściska kolana. On rzeczywiście cierpi. To jest ten moment kiedy jakby się znajdował na granicy życia i śmierci. Opowiada o tym, że w pewnym momencie zaczynają już w jego sercu brzmieć takie słowa, sam do siebie mówi: Niech się stanie. Niech to już będzie w tym momencie, niech to już będzie teraz. Na progu decyzji, zarówno w ogrodzie w Mediolanie, jak i wcześniej trzymają go przyzwyczajenia, które nazywa starymi przyjaciółkami. Śpiewają mu one piosenkę, czy dasz sobie rade bez nas, czy jesteś w stanie wyobrazić sobie życie bez nas, i tak mu ten głos brzmi w uchu, że nie potrafi pójść do przodu, wyobrazić sobie życia bez tego wszystkiego co jest związane ze słabością w sferze zmysłowej. Jednak dzięki różnym poszukiwaniom i spotkaniom z ludźmi te glosy brzmią coraz słabiej, a równocześnie coraz silniej brzmi głos: Czemu na sobie samym się opierasz i upadasz? Rzuć się ku Niemu, nie obawiaj się, On się nie cofnie. Rzuć się z całą ufnością, a On przygarnie cię i uleczy. Właściwie to jest definicja łaski, kluczowa dla świętego Augustyna, zresztą w taki sam sposób o wierze będzie mówiła święta Teresa od Dzieciątka Jezus.

No i tutaj zaczyna się - będę na bieżąco komentował tekst - zmaganie się człowieka z Panem Bogiem, które można przyrównać do walki Jakuba z Aniołem. Walka na śmierć i życie, kiedy całość życia jest zaangażowana, bo wiąże się to z ogromnymi kosztami. Dlatego pokazałem ten moment kiedy Augustyn na targa włosy, ściska czoło, kolana, możemy sobie wyobrazić, że na pewno ze stresu miał też wszystko ściśnięte pod mostkiem. Augustyn mówi dalej tak: A skoro dociekliwa myśl zgarnęła z najskrytszych ostępów duszy całą moją nędzę i wyciągnęła ją na powierzchnię, przed oczy mego serca, wtedy się wreszcie zerwała we mnie burza, niosąc deszcz łez rzęsistych.13

Augustyn zaczyna płakać. Opowiadam o tym również dlatego, abyśmy pamiętali, że to jest opis nawrócenia filozofa i intelektualisty. Augustyn nie przestaje być tym, kim jest, a zaczyna płakać. Ta ekspresja jest niesamowita. Aby się wypłakać, podniosłem się i odszedłem od Alipiusza. Wydało mi się, że najlepiej jest płakać w samotności. Odszedłem więc dostatecznie daleko, aby nawet jego obecność mi nie przeszkadzała. Musiał się domyślać, co się ze mną dzieje, bo zdaje się, że odchodząc coś do niego powiedziałem i głos mój już wtedy się łamał wzbierającym we mnie płaczem. A ja rzuciłem się gdzieś na ziemię, u stóp drzewa figowego. Już nie powstrzymywałem łez, które zaraz popłynęły z moich oczu strumieniem - ofiara, jaką Ty łaskawie przyjmujesz. 14

Łzy nazwane są ofiarą na rzecz Pana Boga. To jest moment, kiedy Augustyn zaczął się poddawać. Wcześniej cały czas się bronił, cały czas trzymał w rękach tę kierownicę swojego życia, wszystko miał pod kontrolą:

I nie takimi wprawdzie słowami, ale w takiej myśli przemawiałem do Ciebie: " O Panie, czemu zwlekasz? Dokądże, Panie? Wciąż gniewać się będziesz? Zapomnij o dawnych nieprawościach naszych!" Czułem, że to one, te nieprawości, mnie więżą, więc krzyczałem z głębi niedoli: "Jak długo, jak długo jeszcze? Ciągle jutro i jutro? Dlaczego nie w tej chwili? Dlaczego nie w tej chwili? Dlaczego nie teraz już kres tego, co we mnie wstrętne?" 15

Przypominam słowa, którymi Augustyn modlił się całe życie: nawróć mnie, ale jeszcze nie teraz. W tym momencie z pretensją zaczyna krzyczeć w niebo: dlaczego ciągle jutro i jutro, dlaczego nie w tym momencie? I to jest chwila, kiedy zaczyna mówić: Teraz. Nie interesuje go, jak będzie wyglądała przyszłość, on chce teraz, w tym momencie. W tej chwili niech się stanie, cokolwiek ma się stać. Znowu można by czytać ten tekst, mając obok tekst zwiastowania Najświętszej Marii Panny: niech mi się stanie według słowa Twego. W tym momencie. Teraz.

Dalej Augustyn opowiada, że leżąc, płacząc i krzycząc, dlaczego ciągle jutro i jutro, słyszy nagle głos. Głos dziecka, nie wie, czy chłopca, czy dziewczynki, z sąsiedniego domu, który co chwilę powtarza: Weź to czytaj, weź to czytaj. Augustyn opowiada dalej, że się ocknął, przestał płakać i usiłował sobie przypomnieć czy w jakimkolwiek rodzaju zabawy dzieci śpiewają taka piosenkę. Musiał znać dziecięce piosenki, skoro się zastanawia, czy zna taki tekst. Nie zna. Nigdy nie słyszał czegoś takiego. Znajduje więc tylko takie wytłumaczenie ze musi być to nakaz Boży:

Dowiedziałem się bowiem, że Antoni poprzez lekcje ewangeliczną, którą przypadkiem usłyszał w kościele, otrzymał tak wyraźne pouczenie, jakby bezpośrednio do niego były zwrócone słowa: "Idź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie, a przyjdź i pójdź za mną". I dzięki tej wyroczni nawrócił się do Ciebie. 16

Ja bym powiedział, że nie ma nic mniej racjonalnego w całej tej historii, niż ta chwila. Augustyn leży na ziemi, płacze, krzyczy, nagle słyszy dziecko bawiące się za płotem i śpiewające piosenkę, której nigdy nie znał, weź to, czytaj, weź to, czytaj. Wstaje, idzie tam, gdzie zostawił wcześniej tom pism apostoła Pawła, otwiera książkę na chybił trafił, i natrafia na słowa:

Nie w hulankach i w pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom. (Rz. 13,13-14)

Pewnie czytał ten tekst nie raz, ale nigdy wcześniej te słowa nie dotarły do niego z taką mocą: Ani nie chciałem więcej czytać ani nie było to potrzebne. Ledwie doczytałem tych słów, stało się tak, jakby do mego serca spłynęło strumieniem światło ufności, przed którym cała ciemność wątpienia natychmiast się rozproszyła. 17

Światło ufności przyszło. Już nie musiał czytać więcej, już wszystko wiedział, wszystko mu się nagle poukładało. To jest ten moment, o który chodziło, tekst przemówił do Augustyna, Augustyn wiedział, że niezależnie od tego, jak to ma wyglądać, co się wydarzy, on chce teraz, w tej chwili. Zaznaczywszy fragment idzie do Alipiusza i Alipiusz odczytuje mu, wraz z dalszym ciągiem:

A tego, który jest słaby w wierze, przygarnijcie życzliwie, bez spierania się o poglądy. (Rz. 14,1)

I właściwie tyle bym chciał pokazać, że w nawróceniu chodzi dokładnie o ten moment padnięcia na ziemię i poddania się. O tyle jest to ciekawe, że kiedy poszukuje się różnych analogicznych historii, to można znaleźć podobne do tych opowiedzianych przez Augustyna, jak ta o Antonim Pustelniku, który wszedł do kościoła, usłyszał tekst Ewangelii, odniósł go do siebie i postanowił zmienić całe swoje życie.

Ostatnio czytałem nieznany mi wcześniej tekst francuskiej filozofki Simone Weil, "List pożegnalny do ojca J. M. Perrin" napisany w 1942 roku. Weil w końcu nie zdecydowała się przyjąć chrztu, ale tak naprawdę stała na progu chrześcijaństwa. Zresztą ona sama mówi, że jej miejsce w Kościele jest właśnie na progu kościoła, ale przed Najświętszym Sakramentem - tak tłumaczyła ojcu Perrin, który był dominikaninem, dlaczego nie chce się ochrzcić.

Weil opowiada o dwóch sytuacjach, kiedy była na progu nawrócenia, kiedy miała wrażenie, że wszystko jej się poukładało, że jest w swoim czasie i na swoim miejscu. Pierwsza przydarzyła się podczas jej pobytu w Portugalii, kiedy oglądała procesję żon rybaków z pochodniami wokół kutrów na brzegu. Te kobiety chodziły śpiewając jakąś bardzo smutną pieśń. Weil pisze, że kiedy słyszała tę pieśń, widziała te pochodnie, te kobiety, czuła, że to jest również jej pieśń.

Druga opowieść Simone Weil jest bardzo podobna. Kiedyś w Asyżu filozofka weszła do kościoła i znalazła się w ciszy. Nagle jakaś siła silniejsza od niej samej kazała jej uklęknąć i zacząć odmawiać po grecku modlitwę "Ojcze Nasz", której uczyła się wspólnie ze swoim uczniem. Weil pisze, że miała wrażenie, że w tym momencie zstąpił na nią Chrystus, który wziął ją w posiadanie.

Dlatego o tym opowiadam, że Simone Weil bardzo przypomina mi świętego Augustyna. Również niezwykle ostra intelektualistka, która uważa, że w drodze do Boga też niezwykle istotne jest wątpienie i stawianie bardzo radykalnych pytań. Jednak przełomowe momenty z jej opowieści mają coś w sobie, co tak naprawdę nie poddaje się racjonalnemu, intelektualnemu opisowi. Ktoś wchodzi do kościoła i nagle coś się dzieje, ktoś patrzy na procesję żon rybaków i coś się dzieje, ktoś słucha opowieści, coś się wydarza, zaczyna płakać, zaczyna się poddawać, słyszy dziecko za płotem i otwiera na chybił trafił Pismo Święte. To wszystko jest prawdą.

Zatem element, który był Augustynowi w życiu potrzebny, to element Moniki. Opowieść o Augustynie jest tak naprawdę opowieścią o Monice. O pokorze, którą ona w sobie miała, a której nie miał Augustyn. Kiedy Augustyn podsumuje swoją drogę, stwierdzi, że brakowało mu właśnie pokory. Schlebiało mu to, że wszystko wiedział, wszystko rozumiał, że potrafił o tym uczenie rozprawiać, a brakowało mu uznania, że tak naprawdę był słaby, nie potrafił, nie umiał. Uznał to dopiero w tym przełomowym momencie, w ogrodzie mediolańskim. Owocem było przyjęcie chrztu. W ten sposób Augustyn wrócił do Moniki, zrozumiawszy, że Chrystus, którego szukał na mojej drodze i Chrystus, którego cały czas miała Monika, to jest jeden i ten sam Chrystus. To jest ten sam Pan i my tak samo w niego wierzymy, chociaż dochodzimy do Niego różnymi drogami. I dzięki temu odkryciu, jak powiedziałem na samym początku, pisząc "Wyznania" w wieku czterdziestu siedmiu lat jako biskup od siedmiu lat, Augustyn może powiedzieć: ja cały czas jestem słaby, cały czas jestem chorym człowiekiem, który nieustannie potrzebuje nawrócenia i nieustannie potrzebuje uzdrowienia Chrystusowego.


Wszystkie cytaty biblijne pochodzą z: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, wydanie piąte, Pallotinum, Poznań 2000.

1.Św. Augustyn, Wyznania, tłum. Zbigniew Kubiak, Warszawa 1993, s. 205

2.Tamże, s. 204

3.Tamże, s. 187

4.Tamże, s. 169

5.Tamże, s. 159

6.Tamże, s. 157

7.ks. Janusz St. Pasierb, Stare kobiety w kościele, cyt. za: Wiersze religijne, Poznań 1983

8. Augustyn, Wyznania, dz. cyt., s. 45-46

9.Tamże, s. 119

10.Tamże, s. 133

11.Tamże, s. 133

12.Tamże, s. 133

13.Tamże, s. 140

14.Tamże, s. 140

15.Tamże, s. 141

16.Św. Augustyn, Wyznania, dz. cyt., s. 141


w marcu 2003


[powrót]