Tomasz Wytrwał OP
Wykład III
Dzisiaj chciałbym, żebyśmy się zajęli sakramentem pokuty, tak jak było zaplanowane, oraz odpustami, które z sakramentem są bardzo mocno związane, a o których niestety czasami się zapomina, zwłaszcza w kontekście sakramentu spowiedzi. Tym lepiej się składa, że ten temat w dzisiejszą niedzielę wypada, a dzisiaj jest, jak Państwo pamiętacie, biała niedziela, niedziela Miłosierdzia Bożego. Zapraszam oczywiście po Szkole Wiary na Mszę Świętą na godzinę 12 do kościoła. I dzisiaj chciałbym żeby ten pierwszy wykład był poświęcony sakramentowi spowiedzi, zwłaszcza takim rzeczom, które tak jak wczoraj mówiłem, pamiętamy zapewne z dzieciństwa, z katechizmu, natomiast warto, żebyśmy je przypomnieli sobie tak bardziej po dorosłemu. Chodzi mi mianowicie o 5 warunków dobrej spowiedzi.
Znamy te warunki dobrej spowiedzi w hasłowym zarysie i wiemy, że należy je spełnić aby spowiedź była dobra. Warto natomiast sobie uświadomić, że te 5 warunków dobrej spowiedzi to po prostu są warunki WAŻNEJ spowiedzi. Dobra spowiedź to znaczy ważna spowiedź. Mogą być takie sytuacje w życiu penitenta, który podchodząc do sakramentu spowiedzi, spowiadając się, nie wypełnia pewnych warunków związanych z sakramentem pojednania, że spowiedź, która została odbyta, może się okazać spowiedzią nie ważną. Zanim przejdę do tych warunków wytłumaczę, co to znaczy, że spowiedź jest nieważna.
Do istotnych warunków spowiedzi należy wyznanie grzechów i oczywiście rozgrzeszenie. Bardzo bym prosił, żeby nie patrzeć na sakrament, a zwłaszcza na sakrament pokuty w taki sposób magiczny. Bo to często nam grozi, że kapłan wypowiada jakąś formułkę, hokuspokus, nagle coś się dzieje, nie wiadomo dokładnie co, i już jesteśmy pojednani z Panem Bogiem. To nie jest magia. To jest rzeczywistość, w której naprawdę uczestniczymy. Nawet, jeżeli kapłan wypowiada jakąś formułę (tę formułę nazywamy formułą sakramentalną), jeżeli ją słyszymy, jeżeli wcześniej wyznaliśmy grzechy, ale jeżeli np. jakiś grzech zatailiśmy, albo wprowadziliśmy w błąd tego kapłana, albo nie prawdę powiedzieliśmy i na tej podstawie kapłan wypowiedział słowa rozgrzeszenia, to nie jest magia, która i tak zadziała. Mimo, że te słowa były wypowiedziane, to one mogły nie odnieść skutku w życiu tego konkretnego penitenta. Jeżeli nie powiedział wszystkiego zgodnie z prawdą to po prostu dalej np. w jakimś grzechu trwa i ta ważność spowiedzi od strony penitenta polega przede wszystkim na tym, że naprawdę następuje pojednanie z Panem Bogiem. Pominę tu kwestię spowiednika, bo zakładam, że spowiednik ma wszystko, ma święcenia, wszystkie uprawnienia, które są potrzebne do tego żeby spowiadać i że z jego strony nie ma żadnej przeszkody do tego, żeby spowiedź była ważna, mogą się zdarzyć jednak takie ograniczenia ze strony penitenta, które sprawią, że ta spowiedź będzie nie ważna, dlatego warto nad tym się zatrzymać. Przy czym, druga uwaga, którą na początku chcę powiedzieć, to nie chcę tutaj nikogo też straszyć. I każdy sobie teraz pomyśli, że tak na prawdę ważnie wyspowiadać się to jest praktycznie niemożliwe, albo bardzo trudne. Nie. Sakrament spowiedzi jest dla nas, w kondycji, w jakiej się znajdujemy i ten sakrament spowiedzi jest po to, żeby naprawdę pojednać nas z Panem Bogiem, jednakże powinniśmy dołożyć wszelkich starań żeby te warunki dobrej spowiedzi, czyli warunki, które są potrzebne do tego żeby sakrament spowiedzi był ważnie odbyty, spełnić.
Na początku może warto sobie uświadomić, bo do tego będę się odwoływał w drugim wykładzie, co się z nami dzieje, gdy popełniamy grzech? A mianowicie, kiedy popełniamy grzech w naszym życiu to każdy grzech rodzi 2 skutki (dlatego wykład obejmuje i sakrament pojednania i odpusty). Pierwszy skutek nazywamy w teologii winą, a drugi skutek każdego grzechu to jest kara. Wina za grzech, który popełniliśmy jest gładzona w sakramencie pojednania. Ale mimo, że wina została zgładzona, że zostaliśmy pojednani z Panem Bogiem w sakramencie pojednania to pozostaje jeszcze kara, pozostaje to coś co nazywamy w sakramencie spowiedzi zadośćuczynieniem. Zadośćuczynieniem Panu Bogu i zadośćuczynieniem bliźniemu za grzechy, które popełniliśmy. Te dwie rzeczywistości są związane z każdym grzechem, który popełniamy (wina i kara) przy czym, jeżeli popełniamy jeszcze dodatkowo grzech śmiertelny, to ta wina, która jest związana z grzechem śmiertelnym sprawia, że w pełni odwracamy się od Pana Boga, tracimy całą łaskę uświęcającą, którą posiadaliśmy i to jest coś co można nazwać życiem bez Pana Boga. Święty Tomasz mówi, że każdy grzech śmiertelny jest dla nas śmiercią, bo tak naprawdę zaczynamy żyć zupełnie bez Pana Boga. Teraz, w tej pierwszej części wykładu zajmę się tym co jest pierwszym skutkiem grzechu, mianowicie winą, bo to dotyczy sakramentu pojednania, czyli pięciu warunków, które trzeba spełnić.
Pierwszym warunkiem, który spełniamy, aby dobrze się wyspowiadać, czyli aby spowiedź była ważna, to jest rachunek sumienia. Rachunek sumienia, który musimy sobie zrobić, żeby wiedzieć z jakich grzechów mamy się wyspowiadać. Pierwsza rzecz, którą bym powiedział to, że są różnego rodzaju rachunki sumienia i każdy powinien sobie dostosować do swojego życia taki rachunek, który mu najbardziej odpowiada. Wszyscy jesteśmy nauczeni tak naprawdę jednego rachunku sumienia. Ja ten rachunek sumienia nazywam sobie rachunkiem negatywnym, dlatego, że polega on na tym, że uświadamiamy sobie nasze grzechy i je wyznajemy później w sakramencie spowiedzi. Mimo, że nazwa jest "negatywny" to jest bardzo dobry rachunek sumienia, bo do istoty spowiedzi należy wyznanie grzechów. Więc musimy sobie te grzechy pokazywać i musimy później w sakramentalnej spowiedzi wyznać te grzechy.
Natomiast, jeżeli się skupiamy tylko na tym negatywnym rachunku sumienia to naprawdę w naszym życiu duchowym dotykamy tylko rzeczywistości, która jest związana z naszymi grzechami, tak naprawdę troszeczkę zapominamy, że poza grzechami, poza wadami, poza słabościami jest jeszcze druga strona, strona dobra, naszych pozytywów, talentów, które posiadamy, dobra, które na co dzień robimy i dlatego ja bym proponował, żeby zawsze, kiedy robicie sobie rachunek sumienia, to poza rachunkiem negatywnym do zrobienia zrobić sobie też rachunek pozytywny. Czyli tego, co dobrego było od ostatniej spowiedzi. Bo jeżeli chcemy stanąć w prawdzie i popatrzeć na siebie to prawda o nas to nie jest tylko grzech, który popełniamy, ale także dobro, które dzieje się poprzez nasze ręce. Jeżeli chcemy w prawdzie na siebie popatrzeć to musimy znać te słabe strony, te grzechy, które popełniamy w naszym życiu, ale musimy też znać dobro, które jest w naszym życiu. Co więcej okazuje się, że wcale nie jest tak łatwo odkryć te dobre strony w swoim życiu, dlatego, że nikt nas tego nie uczył. Gdybym teraz Państwu rozdał karteczki i powiedział, że macie minutę na to żeby napisać 10 swoich dobrych cech to po trzech, czterech pewnie zaczęłyby się problemy, że już więcej to ich chyba nie ma. To dlatego, że nie jesteśmy nauczeni w sposób taki pozytywny patrzeć na siebie i myśleć o sobie, że naprawdę w czymś jestem dobry, że potrafię coś dobrze zrobić w swoim życiu i to nie wcale z pychy, tylko wiem, że naprawdę potrafię coś zrobić dobrze. Gdyby Państwa zapytać, kto potrafi coś zrobić, to niejednej rzeczy moglibyśmy się dowiedzieć. Natomiast w życiu naszym duchowym jest tak, że my o tym dobru zapominamy, co więcej nie potrafimy go nazywać, bo od małego, od drugiej klasy szkoły podstawowej jesteśmy uczeni nazywać grzechy (i tego się nauczyliśmy po prostu) natomiast nie jesteśmy nauczeni nazywać dobra, które jest w naszym życiu. Tego nie potrafimy. Dlatego bardzo bym radził, jeżeli ktoś robi sobie rachunek sumienia, ten negatywny ze swoich grzechów to żeby też, zwłaszcza dla swojego rozwoju duchowego, robił sobie obok drugi rachunek sumienia, ten pozytywny. Z tych rzeczy które od ostatniej spowiedzi udało się zrobić, co się udało zrobić, co dobrego zrobiłem, co jest dobrego w relacjach z drugą osobą, itd. itd.
Drugi aspekt rachunku sumienia, bez względu na to, czy to jest pozytywny, czy negatywny, to według czego go trzeba zrobić. Tu z kolei jesteśmy nauczeni, że najprostszym sposobem robienia rachunku sumienia to jest 10 przykazań i to jest bardzo dobre. Przykazania mówią o naszej relacji z Panem Bogiem i zasadniczo dotyczą całej sfery w naszym życiu. Tylko z kolei jeżeli się robi ileś tam lat rachunek sumienia wg 10 przykazań dochodzi się do pewnej rutyny. Bardzo łatwo jest wtedy zrobić tak: "bogów obcych to żadnych chyba nie mam, w niedziele na mszy święty byłem, raz może nie byłem, nikogo nie zabiłem, żony nie zdradziłem, właściwie święty, jeszcze niczego nie ukradłem, (bo to też często się pojawia), samochodu sąsiada nie ukradłem, właściwie to jest wszystko w porządku...". Bardzo szybko zapominamy o tym, że te przykazania, które sformułowane są w króciutkich słowach, naprawdę dotyczą rzeczywistości, w której my żyjemy, która wymaga solidnego rachunku sumienia. Bardzo bym zachęcał żeby kupić sobie Katechizm Kościoła Katolickiego, ten najnowszy i w katechizmie jest 100 stron na temat 10 przykazań i te 100 stron zawiera takie dziedzin naszego życia, że każdy we współczesnym świecie potrafi się odnaleźć, nagle zobaczy, że "nie kradnij" to nie tylko samochód sąsiadowi, ale że tzn. nie kradnij impulsów telefonicznych w pracy, nie kseruj na nie swoim sprzęcie itd. itd. ... tu można naprawdę bardzo to rozwinąć i nagle się okaże, że jesteśmy złodziejami, że kradniemy w naszym życiu. Może ktoś nie zdradza żony czy męża, ale że z komputerem też można cudzołożyć, że można naprawdę zdradzić swoją żonę pieszcząc samochód całą sobotę, żeby świecił się na niedzielę i był wysprzątany i tak naprawdę warto sobie popatrzeć takim współczesnym językiem na przykazania, żeby ten rachunek sumienia nie był zrobiony tylko tak po łebkach, tak, że nic strasznego w moim życiu się nie wydarzyło, tylko, że rzeczywiście są sfery naszego życia, które wymagają uleczenia, które wymagają poprawy. Po to robimy sobie ten rachunek sumienia.
Jest natomiast jeszcze jedno niebezpieczeństwo związane z rachunkiem sumienia, a mianowicie bardzo często przedkładamy w naszej relacji do Pana Boga sprawy, które są w relacji naszej do drugiego człowieka. Przede wszystkim chodzi o przyjmowanie różnych póz albo masek, poprzez które próbujemy pokazać siebie z zupełnie innej strony. To tak jest w tym dzisiejszym świecie, że bardzo często w relacji do drugiego człowieka, zwłaszcza w relacji zawodowej, po prostu ubieramy jakieś maski, pokazujemy siebie z innej strony. Jeżeli byśmy komuś całą prawdę o sobie powiedzieli, to ten ktoś mógłby nas poranić, a my nie chcemy być ranieni w związku z tym jakoś próbujemy zmienić nasz wizerunek, nasz oraz, żeby druga osoba całej prawdy o nas nie poznała... ale jeżeli robimy to dosyć często to bardzo łatwo możemy też próbować ukrywać coś przed Panem Bogiem. Z resztą, jeżeli sobie przypomnimy historię grzechu, grzech pierwszych rodziców, to pierwsze, co przyszło do głowy Adamowi i Ewie, to żeby się schować przed Panem Bogiem, w krzaki. Jak się schowają w krzaki to Pan Bóg ich nie znajdzie i nie dowie się o grzechu, który popełnili. Z każdym grzechem, który przydarza się w naszym życiu jest taka pokusa, żeby schować się w krzaki przed Panem Bogiem, żeby Pan Bóg może nie dowiedział się o naszym grzechu, żeby przypadkiem Pan Bóg nie dowiedział się, w jaki sposób zgrzeszyliśmy. I próbujemy coś tam ukrywać. Myślę, w sposobie w jaki robimy rachunek sumienia, żeby później dobrze się wyspowiadać, najważniejsze jest, aby uświadomić sobie, że ten rachunek sumienia robimy po to, żeby później, w trakcie spowiedzi, stanąć w prawdzie przed Panem Bogiem i powiedzieć całą prawdę o sobie samym. Edyta Stein mówiła, że jak nie wiem, co powiedzieć, to najlepiej powiedzieć prawdę, bo prawda nas wyzwoli. Nie wiem, co powiedzieć - to najlepiej powiedzieć prawdę, czyli tak jak jest. Na pewno wtedy ta sytuacja zostanie w jakiś sposób uzdrowiona.
Tylko, że z tym powiedzeniem prawdy i z powiedzeniem jak to jest w moim życiu jest związany drugi, myślę bardzo trudny, warunek spowiedzi. Jak sobie uświadomię te moje grzechy, jak już stanę w prawdzie, to wtedy muszę żałować za moje grzechy. A grzechy mają to do siebie, że są przyjemne. Jak tu żałować, że się zrobiło coś, co przyniosło mi jakąś (chwilową) ale jakąś pozorną przyjemność? Jak tutaj żałować? Nie czuje żadnego żalu i smutku. Nie wiem. Potrafię sobie przypomnieć coś miłego. Co teraz zrobić z tym żalem za grzechy? Czym on powinien być? Katechizm mówi, że żal za grzechy to jest ból duszy i znienawidzenie popełnionego grzechu z postanowieniem nie grzeszenia w przyszłości. To jest bardzo ważna definicja, dlatego, że żal za grzechy to nie jest odwoływanie się do swoich uczuć, to jest odwoływanie się do swojego rozumu. Odwoływanie się do tego, że rozum, który potrafi ocenić, co jest dobre a co jest złe jeżeli mówi mi, że popełniłem jakieś zło to jednocześnie mówi mi, że powinienem za to zło żałować czyli przeprosić. To jest coś takiego, że powinniśmy sobie uświadomić, że żal za grzechy powinien być przede wszystkim chęcią naprawienia tego zła, przeproszenia za zło, które się popełniło, za grzech, który się popełniło bo jeżeli będę chciał za coś złego przeprosić to będę mógł także podjąć pewne starania żeby przypadkiem w przyszłości nie popełnić żadnego grzechu a przynajmniej tego grzechu. Tylko, bardzo ważna uwaga, żal za grzechy to nie jest przyrzeczenie, że się nie popełni tego grzechu w przyszłości bo jeżeli ktoś przyrzeka, że nie popełni tego grzechu w przyszłości to tak naprawdę pychą grzeszy. Nie możemy przyrzec, że nie popełnimy grzechu. Możemy przyrzec, że dołożymy wszelkich starań żeby danego grzechu uniknąć, żeby dany grzech nie pojawił się znowu w naszym życiu. To nie jest obietnica, że nie popełnię już tego grzechu nigdy więcej. To jest bardzo ważny wymiar żalu za grzechy. Jeżeli sobie uświadamiam swoje grzechy, jeżeli wiem, że powinienem za nie przeprosić to powinienem się teraz w sakramencie spowiedzi do nich przyznać. To że sobie uświadomiłem grzechy i wiem jakie mam, to jeszcze nie jest spowiedź. Spowiedź polega na tym, że wobec kapłana przyznaję się do grzechów, które popełniłem. Kolejnym warunkiem spowiedzi jest po prostu wyznanie grzechów, które się popełniło. Wyznać w sakramencie spowiedzi należy grzechy ciężkie. Z grzechów lekkich nie musimy się spowiadać. Grzechy ciężkie należy wyznać co do ilości, jakości, ewentualnie okoliczności, które mogą wpłynąć na jakość tego grzechu. Do tego jesteśmy zobowiązani.
Myślę, że warto sobie tutaj uświadomić, że takim największym problemem, który jest związany z wyznaniem grzechów, zwłaszcza w takim rozwoju życia duchowego jest sytuacja, kiedy człowiek w swoim życiu przestaje popełniać grzechy ciężkie, a pozostają już tylko grzechy lekkie. Co wtedy? Czy spowiadać się z nich w jakiś sposób? myślę, że to jest bardzo trudny moment (jeszcze na końcu możemy sobie o tym powiedzieć jeśli trochę czasu zostanie) dlatego że za grzechy lekkie możemy zadośćuczynić w inny sposób. Przy odpustach powiem w jaki sposób, natomiast nie musimy ich wyznawać w sakramencie spowiedzi. Warto sobie uświadomić, że spowiedź to jest nie tylko pojednanie z Panem Bogiem, spowiedź jest to też pewnego rodzaju kierownictwo duchowe, żeby skorygować swoje życie. Może być tak, że ja rzeczywiście nie będę miał grzechów ciężkich, że rzeczywiście będę miał tylko grzechy lekkie ale nagle będę dostrzegał zupełnie nową rzeczywistość w której się znajduję. Bo nagle zobaczę, że grzechy to nie tylko przewinienia przeciwko przykazaniom, ale że to jest też zaniedbanie np. dobra, że mogłem zrobić coś dobrego a nie zrobiłem tego bo nie chciało mi się bo byłem leniwy bo coś tam. Wtedy nagle zaczynamy obserwować zupełnie nową rzeczywistość, w której się znajdujemy, której wcześniej nie widzieliśmy, bo grzechy nam ją przysłaniały.
Natomiast w momencie, kiedy z jakimiś grzechami potrafimy się uporać w naszym życiu, i odsłaniają się nam te nowe perspektywy, które były dotąd przesłonięte przez grzechy, to trzeba się nauczyć rozpoznawać nową rzeczywistość. Odkryć, że żyjemy nie tylko w rzeczywistości grzechu, ale także w zakresie naszego funkcjonowania jest dobro, którego mogliśmy nie podjąć, i tutaj będzie bardzo przydatny właśnie ten pozytywny rachunek sumienia, że mogłem coś dobrego zrobić, mogłem komuś posłużyć poprzez dobro którym się potrafię posłużyć, poprzez talenty które posiadam, a nie zrobiłem tego i myślę, że warto też w taki sposób próbować robić sobie rachunek sumienia. Że mogłem coś dobrego zrobić a tego po prostu nie zrobiłem. W momencie, kiedy przyznamy już się do naszych grzechów, to po spowiedzi, w sensie po wyznaniu grzechów, powinniśmy postanowić poprawę w naszym życiu. Tu jest taka rzecz, z którą najwięcej mamy problemów dlatego że to postanowienie poprawy najczęściej wygląda, bardzo teraz uproszczę, ale łatwo się w tym odnajdziemy, że z jednej strony postanawiam poprawę, widzę swoje grzechy, nie chcę ich popełniać i mówię tak: musze coś zmienić w swoim życiu muszę coś poprawić w swoim życiu i przychodzi następna spowiedź i nagle widzę, że tak naprawdę to nic się nie zmieniło, takie same grzechy, takie same problemy i z jednej strony chciałem żeby coś się zmieniło, miałem to postanowienie poprawy, a z drugiej strony nic się nie zmieniło w moim życiu.
Myślę, że jest tak dlatego, że bardzo rzadko o naszym życiu duchowym, o naszej relacji z Panem Bogiem myślimy w sposób konkretny. Porównałbym to do sytuacji kiedy trzeba pójść po zakupy, to jest tak, że w takim życiu codziennym potrafimy bardzo konkretnie myśleć, jak idziemy na zakupy to sobie potrafimy wypisać na karteczce to i to mam kupić. Idę do sklepu, wracam i patrzę kupiłem te rzeczy, które miałem kupić czy nie kupiłem. Bardzo zachęcam żeby w taki sam konkretny sposób myśleć o swoim życiu duchowym. To jest coś takiego, że jak sobie postanawiamy poprawę naszego postępowania, to można o tej poprawie myśleć bardzo konkretnie, można myśleć sobie, że to i to, w taki i taki sposób chcę zmienić w swoim życiu, albo nad tym i nad tym przez taki okres czasu chcę pracować. To jest bardzo konkretne myślenie, bo wiem, co chcę zmienić w swoim życiu i w jaki sposób chcę tego dokonać. I później, przed następną spowiedzią warto sobie zadać pytanie czy to co chciałem zmienić, i to w jaki sposób chciałem to zmienić, rzeczywiście udało mi się wprowadzić w moim życiu. Jeżeli tak, to wiem, że coś się zmieniło. Jeżeli udało mi się tylko częściowo, to wiem, że powinienem dalej w jakiś sposób nad tym pracować. Natomiast, jeżeli nie udało mi się zmienić, to wtedy mogę sobie zadać pytanie: "dlaczego?" Postanowiłem sobie, że w taki i w taki sposób powinienem nad tym pracować i albo nie pracowałem, albo był to zły sposób. Więc jest szansa, żeby dalej próbować coś zmienić w swoim życiu. i szczerze mówiąc tylko wtedy, gdy bardzo konkretnie patrzymy na życie duchowe to jest szansa, że rzeczywiście coś w tym życiu duchowym będzie się przemieniało. Ze spowiedzi na spowiedź będziemy widzieli, że coś się zmienia w naszym życiu i że możemy w naszym codziennym życiu podążać do Pana Boga. Myślę, że warto w ten sposób sobie to postanowienie poprawy jakoś podejmować.
Ostatni warunek dobrej spowiedzi to jest zadośćuczynienie. Ja o tym nie będę za dużo mówił, bo to przy odpustach będzie, a chciałem jeszcze o jednej rzeczywistości związanej z sakramentem spowiedzi powiedzieć... zadośćuczynienie, czyli najprościej mówiąc pokuta, którą kapłan zadaje w sakramencie spowiedzi. Ta pokuta, którą kapłan zadaje w sakramencie spowiedzi nazywana jest pokutą sakramentalną, bo w czasie sakramentu spowiedzi kapłan ją zadał. I ta pokuta sakramentalna ma za zadanie zadośćuczynić z naszej strony Panu Bogu, zadośćuczynić bliźnim za grzechy, które popełniliśmy. O zadośćuczynieniu to będzie przy odpustach więcej, więc na razie nie będę się nad tym rozwodził. natomiast jest jeszcze jedna bardzo ważna rzeczywistość, która dotyczy pięciu warunków dobrej spowiedzi. Można robić sobie rachunek sumienia, można żałować za swoje grzechy, można szczerze te grzechy wyznać, bardzo konkretnie chcieć coś zmienić w swoim życiu, można pokutować za swoje grzechy, tylko, że umyka nam bardzo podstawowe pytanie - skąd ja wiem, że coś jest grzechem, a coś nie jest grzechem? Przecież pracując nad tymi warunkami dobrej spowiedzi muszę umieć przede wszystkim rozeznać, która sytuacja w moim życiu jest grzechem, a która nie jest grzechem.
Do tego, żeby w sposób właściwy rozeznać, co jest grzechem w moim życiu, a co nie, służy nam sumienie. Tylko teraz o sumieniu trzeba w sposób właściwy myśleć, bo sumienie to nie jest to, co często mówimy: "mam wyrzut sumienia, że coś złego zrobiłem". Pamiętam, jak ojciec Jacek Salij, profesor z naszego klasztoru, opowiadał nam, że gdzieś tam w Korbielowie był kiedyś i bawił się z psem wilczurem, który miał wyrzuty sumienia. Był nauczony, że nie wolno od obcych brać kiełbasy z ręki i jak nikogo nie było z właścicieli to jak ojciec Jacek dawał tą kiełbasę, to pies się rozglądał, czy nikt nie widzi i brał tą kiełbasę. Na tej podstawie ojciec profesor wywnioskował, że ten pies chyba ma sumienie, bo miał wyrzuty sumienia, że robi coś złego i nie powinien tego robić, bo tak był wyszkolony, ale jednak ta kiełbasa pachniała i była całkiem smaczna. I właśnie - czy to chodzi o takie wyrzuty sumienia? Rozglądamy się czy ktoś nie widzi i jak nie widzi, to - myk! - grzeszymy, bo nikt nie zauważy. Później albo będziemy mieć z tego powodu wyrzuty sumienia, albo gdyby ten pies miał bardzo szerokie sumienie, to by w ogóle się nie rozglądał tylko od razu wziął tą kiełbasę i nie miałby wtedy wyrzutów sumienia, więc by nie grzeszył... Natomiast to, że miał wyrzuty sumienia, to zrodziło u profesora pytanie teologiczne: czy ma sumienie czy nie.
Warto więc sobie zadać pytanie: co to jest sumienie? Na pewno nie są to wyrzuty sumienia, że mi jest niedobrze po tym, że zgrzeszyłem. To nie o to chodzi. Sumienie wg św. Tomasza to jest akt rozumu praktycznego. Ja do tego się już wczoraj odwoływałem i to jest bardzo ważne sformułowanie. U św. Tomasza ten rozum nazywał się praktycznym, bo tam kilka funkcji rozumu nazwał i ten praktyczny był związany z sumieniem. Jeżeli sobie patrzymy na sumienie jako na akt rozumu praktycznego to zauważamy dwie bardzo ważne rzeczy: po pierwsze to rozum mówi nam jako sumienie co jest dobre a co złe, to rozum powinien opowiadać nam o rzeczywistości, którą widzimy i powinien nam mówić: to jest dobre a to jest złe. W strukturze naszej ludzkiej, za tym, co rozum mówi, powinna iść nasza wola. Czyli jeżeli rozum mówi mi, że to jest coś dobrego, to moja wola powinna za tym iść, pragnąc tego, co jest dobre. Natomiast, jeżeli rozum mówi mi, że to jest coś złego, to moja wola nie powinna za tym iść, powinna nie chcieć dokonać wyboru, które rozum przedstawia jako zło. Za tym wszystkim idą nasze uczucia, które towarzyszą różnym sytuacjom, w jakich się znajdujemy. Ja podam prosty przykład. Widzę ciastko. Mój rozum mówi możesz to ciastko zjeść. Moja wola za tym idzie i mówi tak: ciastko jest rzeczywiście smaczne i mogę je sobie zjeść. Przy jedzeniu tego ciastka towarzyszą nam różne doznania uczuciowe, smaku itd., itd.. i to jest wszystko w porządku. Rozum powiedział mogę zjeść, wola wzięła, w trakcie jedzenia miałem jakieś tam uczucia... Natomiast może być zupełnie inna sytuacja. Rozum mi mówi słuchaj, to jest już piąte ciastko i nie powinieneś go jeść, to już jest coś złego. A moja wola mówi - to 5 ciastko też bym zjadł jeszcze i w tym momencie dochodzi do grzechu. Wola wchodzi w funkcje rozumu praktycznego. Rozum mówi, że to ciastko, w tej sytuacji (już jako piąte) jest czymś złym, a wola dalej pożąda tego, co rozum pokazuje jako coś złego. Wchodzi w rolę rozumu. Jeżeli ja pójdę teraz za moją wolą to dojdzie do grzechu. Tak jest z każdym grzechem, który popełniamy. Rozum nam pokazuje, co jest dobre a co jest złe.
Jeżeli my idziemy za czymś, co rozum nam pokazuje jako złe to znaczy, że nasza wola jakby próbuje osłabić działanie naszego rozumu, próbuje pójść za tym, co jest złe w ustawieniu wartości, którymi rozum się posługuje. Wtedy dochodzi do grzechu. Może być też tak, że my popełnimy jakiś grzech i dopiero wtedy mamy, tzw. sumienie po-uczynkowe, sumienie, które mówi, tak a propos tego piątego ciastka- nie powinieneś go jeść, widzisz pochorowałeś się, to źle wpłynęło na twoje samopoczucie i mówimy, że zgrzeszyłem i na tej podstawie przychodzę do sakramentu spowiedzi i wyznaję ten grzech.
Może być też tak w naszym życiu, że to uczucia będą chciały zająć miejsce rozumu. To są sytuacje, kiedy mówimy, że działamy w afekcie. Pod wpływem jakiegoś uczucia zadziałaliśmy i teraz widzimy, że to działanie było złe, i dlatego też spowiadamy się z tych sytuacji. Przy czym, tu bardzo ważna rzecz, żeby nie spowiadać się ze wszystkich sytuacji, które są pod wpływem, wypływają z uczuć. Bo jeżeli dziecko wybiega na ulice i matka zdenerwowana chwyci to dziecko po to żeby nie wybiegło na ulicę, jeszcze klapsa przyłoży, to nie jest działanie w afekcie, rzeczywiście może być pod wpływem impulsu, silnego uczucia, natomiast rozum powinien zadziałać wtedy w ten sposób, że działanie było właściwe, że wolno się w ten sposób zachować, że to było działanie dobre, i to sumienie po-uczynkowe nie powinno mówić w tej sytuacji, że coś złego zrobiliśmy. I tutaj warto sobie tak myśleć o naszym sumieniu, że jest to działanie rozumu, które pokazuje, co jest dobre a co złe, za tym idzie wola i towarzyszą temu uczucia. Jeżeli na miejsce rozumu chce wejść wola albo uczucia, to mamy do czynienia z grzechem. Może też być taka sytuacja, że ponieważ sumienie jest aktem rozumu, to my możemy go kształtować poprzez wiedzę i może być tak, że my mamy ten rozum źle ukształtowany - źle ukształtowany, bo np. w naszym życiu poznaliśmy złą hierarchię wartości, kierujemy się określonymi wartościami w naszym życiu, dobro nazywamy złem, czarne nazywamy białym. To jest możliwe, że nasze sumienie będzie źle ukształtowane, natomiast naszym podstawowym zadaniem, to jest jakby najtrudniejsza rzecz w całej teologii moralnej w takim praktycznym wykonaniu, jest bezwzględne zobowiązanie do kierowania się swoim sumieniem.
Mamy być wierni tym wskazaniom, które sumienie nam podaje. Jeżeli sumienie nam mówi to jest dobre, a to jest złe, to ja za tym muszę iść. Żyć zgodnie ze swoim sumieniem, ale jest druga zasada i te zasady łącznie należy stosować: jestem zobowiązany do tego, żeby w sposób właściwy moje sumienie kształtować, żeby ono jako rozum praktyczny właściwie pokazywało to jest dobro, a to jest zło, to jest białe a to jest czarne. Do tego jestem zobowiązany do tego stopnia, że jeżeli sumienie mi mówi, ja tutaj podam bardzo prosty przykład, to myślę też od razu obrazuje jak to posłuszeństwo nasze względem sumienia powinno wyglądać. Jeżeli rozum mi mówi, że dzisiaj jest piątek, a w piątek nie powinienem jeść mięsa, i ja z całą świadomością przygotowuje mięso i jem, to mimo, że dzisiaj tak na prawdę jest niedziela, grzeszę. Grzeszę, bo sumienie mi mówi, że dzisiaj jest piątek, a w piątek mięsa jeść nie wolno. Z drugiej strony, jeżeli w piątek sumienie mi mówi, że dziś jest sobota i ja jem to mięso, bo wiem, że w sobotę wolno jeść, to nie grzeszę. Natomiast jestem zobowiązany do tego, żeby sumienie wychować, żeby wiedziało, kiedy jest sobota, kiedy niedziela a kiedy jest piątek. To się da nauczyć tego. I tak samo jest z całym naszym życiem.
Może być tak, że w jakichś sytuacjach naszego codziennego życia my obiektywnie, według obiektywnych wartości, popełnimy jakieś zło, natomiast sumienie moje nie będzie mi wyrzucało tego jako zła, bo nie będę wiedział, że to jest coś złego, np. nie będę się z tego spowiadał, ale to nie znaczy, że ta spowiedź była zła, że ta spowiedź była nie prawdziwa, bo wtedy nie wiedziałem, że to był grzech, ale jeżeli dowiem się, że ta sytuacja jest grzechem, to mam obowiązek od tego czasu zacząć się z tego spowiadać. Dlatego, że jakby nauczyłem moje sumienie, żeby umiało odróżniać już właściwie tą konkretną sytuację, której nie potrafiłem rozróżnić. Bardzo ważne jest, żeby sumienie swoje, czyli akt rozumu praktycznego, jak najlepiej ukształtować, żeby jak najlepiej to sumienie wychowywać, żeby ono było właściwie ukształtowane. To kształtowanie dokonuje się na sposób intelektualny: poprzez słuchanie konferencji, nauk, rekolekcji, chodzenie na jakieś wykłady, czytanie książek z zakresu religijności, tak szeroko mówiąc czy teologii moralnej, poprzez to, że kupie sobie katechizm i zobaczę jak on opisuje 10 przykazań współczesnym językiem, żeby wiedzieć co w moim życiu jest grzechem, a co nie jest grzechem.
Jestem do tego jako chrześcijanin zobowiązany, do tego, żeby w sposób właściwy kształtować moje sumienie, bo ono w sakramencie spowiedzi jest tym względnym wymiarem, czy względną normą, która mi mówi, co jest dobre a co jest złe i wg tego powinienem postępować. Dlatego to działanie jest tak trudne, bo ja muszę, jak ktoś przychodzi do mnie do spowiedzi i pyta mnie czy zgrzeszył, czy nie - sorry, nie grzeszyliśmy razem, to nie wiem czy żeś zgrzeszył, czy nie! No bo jak ja mogę za kogoś rozstrzygnąć czy on zgrzeszył czy nie. To on w swoim sumieniu, tak jak ma ukształtowane to sumienie musi rozpoznać czy zgrzeszył w tym momencie, czynie zgrzeszył, czy on wiedział, że to jest grzech czy nie wiedział. To jest decyzja, którą każdy z nas przystępując do spowiedzi musi samodzielnie podjąć. Nie można za kogoś podjąć decyzji, czy on zgrzeszył, czy nie. Zwróćcie teraz uwagę co się dzieje jak np. ktoś pyta księdza, często młodzi ludzie pytają, co w relacji między chłopakiem a dziewczyną jest grzechem a co nie jest grzechem. No i jak ja mam na to odpowiedzieć? Skąd ja wiem jak oni sumienie mają ukształtowane? Skąd ja wiem, w jaki sposób są wrażliwi na tą sferę swojego życia? Tak jest z każdą dziedziną naszego życia.
Jeżeli ktoś mnie pyta czy coś jest grzechem czy nie jest ja oczywiście mogę podać normy, które pokazują, że coś jest grzechem. Jeżeli ktoś mnie pyta czy dzwonienie z cudzego telefonu, służbowego, prywatnego czy jeszcze jakiegoś innego, bez płacenia rachunków jest grzechem, czy nie, to mówię, że obiektywnie to jest grzechem, ale jeżeli szef pozwala na takie dzwonienie, no to wtedy w tym wypadku nie będzie grzechem, jeżeli mamy jakieś układy, że w rodzinie, idziemy do sąsiadów, możemy zawsze dzwonić, no to nie będziemy ich okradać, bo oni na to pozwalają. Przychodzą do nas i też dzwonią. To jest coś takiego, że ja mogę pokazywać obiektywne normy, które jakoś porządkują nam rzeczywistość, natomiast już w konkretnych sytuacjach w jakich my się znajdujemy powinniśmy być bezwzględnie posłuszni naszemu sumieniu, temu co ono nam mówi i temu w jaki sposób powinniśmy postępować. Na tym może zakończę pierwszą część wykładu.
Co się dzieje dalej? Sumienie nam rozpoznało grzechy, wyznaliśmy je i powinniśmy za nie odpokutować, czyli ta druga część. Wina została zgładzona poprzez formułę sakramentalną, jaką usłyszeliśmy, kapłan odpuścił nam grzechy, wina została zgładzona, czyli zostaliśmy pojednani z Panem Bogiem, ale pozostaje jeszcze pokuta, czyli zadośćuczynienie za grzechy, które popełniliśmy. A o tym, w jaki sposób powinniśmy zadośćuczynić za nasze grzechy to już po przerwie. Dziękuję.
w kwietniu 2003
[powrót]
|