Wojciech Prus OP

Wykład I i II



Modlitwa św. Katarzyny do Ducha Świętego

Duchu Święty przyjdź do mojego serca
i mocą swoją pociągnij je ku temu,
który jest prawdziwym Bogiem.
Obdarz mnie miłością oraz świętą bojaźnią.
Oddal ode mnie wszelkie złe myśli.
Ogrzej mnie i rozpal Twoją miłością,
aby każdy ciężar wydał mi się lekki.
Ojcze mój najświętszy i słodki mój Panie,
wspomagaj mnie w każdej posłudze.
O Jezu miłości, Jezu miłości.
Amen

Muszę wytłumaczyć się z pomysłu. Nie jestem specjalistą od św. Katarzyny, ale kiedy rok temu we Wrocławiu na Szkole Wiary miałem wykład poświęcony świętym Augustynowi i Hieronimowi, jakaś kobieta zadała pytanie: dlaczego ciągle mówimy o mężczyznach? Stąd pierwsza inspiracja, żeby wygłosić wykład poświęcony kobiecie. Postanowiłem odpowiedzieć i spróbować spotkać się ze św. Katarzyną.

Wszystko to, co będę mówił, w dużej mierze jest śladem czy świadectwem takiego właśnie spotkania, które nie jest jeszcze zakończone. Podobnie jak z przyjaźnią; kiedy spotykamy się z kimś i rozpoczynają się więzy pomiędzy nami, to te więzy rosną. Można dodać, że właściwie one nigdy na tej ziemi nie będą doskonałe. Trochę tak jak z Katarzyną i ze mną. Właściwie to dopiero początek przyjaźni i tak proszę mnie traktować, jeśli będą pojawiały się pytania - nie jako specjalistę, ale jako kogoś, kogo zainspirowano i kto jest wdzięczny za tę inspirację.

Druga inspiracja wzięła się z samego Kościoła - św. Katarzyna ze Sieny jeszcze przed Rokiem Jubileuszowym została przez Jana Pawła II ogłoszona jedną z patronek Europy, wraz z Brygidą Szwedzką i św. Teresą Benedyktą od Krzyża (Edytą Stein). Uzasadnienie Papieża było dokładnie to samo, jakie pojawiło się w pytaniu zadanym podczas wrocławskiego spotkania, jak bowiem stwierdził Jan Paweł II, szczególnie znamiennym był wybór kobiecych wzorców świętości, zgodny z Opatrznościową tendencją - coraz silniejszą w Kościele i w społeczeństwie naszych czasów - do pełniejszego uznania godności kobiety i właściwych jej darów. A zatem nasze spotkanie odpowiada również na decyzję następcy św. Piotra.

To, co zamierzam opowiedzieć, jest również w jakiejś mierze hołdem, a zarazem słowem podziękowania składanym kobietom. Jest też opowieścią o fascynacji. Gdy ostatnio w Radiu Józef rozmawialiśmy chwilę o św. Katarzynie, redaktor prowadzący zadał mi pytanie: "Właściwie jak to było możliwe w XIV wieku - bo to jest ten czas, który często jest nazywany średniowieczem - że kobieta odegrała taką rolę, właściwie moglibyśmy powiedzieć rolę proroka, nauczyciela i mistrza duchowego wobec papieży, wobec władców świata, wobec osób, które decydowały o historii tamtego czasu?" Mam nadzieję, że to spotkanie da odpowiedź i nieco zmieni nasze schematy myślowe dotyczące średniowiecza. Okazuje się, że w tamtym czasie - będę starał się pokazać to w kilku miejscach - działy się rzeczy takie, które nam sobie trudno wyobrazić dzisiaj, a wtedy to było już możliwe, tak jak fascynujące połączenie dwóch rzeczywistości, bycie mistykiem, politykiem, a zarazem kobietą.

Sądzę też, że opowiadanie o Katarzynie jest bardzo aktualne dzisiaj, bo znaleźliśmy się wszyscy w takim momencie, kiedy po wielu latach zmagań Polska odzyskała wolność, a z tą wolnością pojawiły się zarówno zjawiska pozytywne, jak i problemy. Nierzadko spotkamy ludzi, którzy będą mówili: nie o taką Polskę walczyłem, nie na taką Polskę czekaliśmy. Nierzadko spotkamy takie wypowiedzi, że właściwie nic nie ma sensu, że wszystko jest przeżarte przez korupcję, że jest jedna wielka beznadzieja. W konsekwencji prowadzi to do czegoś takiego jak myślenie, że polityka to jest tylko i wyłącznie przestrzeń brudu i czegoś, czym absolutnie nie powinniśmy się zajmować, jeżeli myślimy o życiu duchowym, życiu chrześcijańskim, o poszukiwaniu Chrystusa.

Dlatego sądzę, że Katarzyna jest ogromnie ważną postacią właśnie na dzisiaj, bo ona jakby pisze komentarz swoim życiem do stajenki betlejemskiej, do przyjścia Boga na ziemie i zamieszkania w tym świecie, takim właśnie, jakim on jest. Bóg jest obecny wszędzie - a zatem także i w polityce. Dokładnie tak swoje życie pojmuje św. Katarzyna. Dlatego jest przeciwna takiemu zwątpieniu, które oddziela rzeczywistość duchową, życie duchowe i modlitwę od zajmowania się doczesnością, bieżącymi sprawami. Jest przeciwna myśleniu, że aby się dobrze modlić, trzeba zostawić rzeczywistość, ten brudny świat ze wszystkimi jego napięciami, korupcją i beznadzieją. Katarzyna żyje wręcz odwrotnie, o czym za chwilę się przekonamy.

Cofnijmy się do XIV wieku, a konkretnie do daty narodzin Katarzyny - 1347 roku. Katarzyna przychodzi na świat jako dwudzieste trzecie z dwudziestu czterech dzieci farbiarza wełny ze Sieny. Prawdopodobnie nikt z nas tutaj obecnych nie ma tyle rodzeństwa, ale spróbujmy sobie to wyobrazić. Łatwiej pójdzie nam z domyśleniem się, że skoro rodzice mają tyle dzieci, nie stać ich, aby je wysyłać do szkół i kształcić. Katarzyna też nie chodzi do szkoły, nie jest edukowana, nie umie czytać ani pisać. A zatem liczebna i uboga rodzina, w której Katarzyna pojawia się jako któreś tam dziecko z kolei. Umiera w wieku 33 lat. Nie jest to przypadek, ponieważ istnieją listy z 1380 roku opisujące ostatnie chwile jej życia. Właściwie jest to analogia do męki Chrystusa, a nawet dokładnie to samo. Znowu moglibyśmy pokazywać przedziwną przyjaźń świętych, podobieństwo, ponieważ wiemy, że inna znana nam osoba żyjąca na tej ziemi, gdzie my jesteśmy - siostra Faustyna - również umiera w tym samym wieku. Też ma 33 lata. Przyjaźń sprawia, że ludzie się do siebie upodabniają. Przyjaźń z Chrystusem sprawia, że do Chrystusa również się upodabniamy.

33 lata - a zatem krótki czas. To trochę też znowu inna święta: myślę, że te imiona będą się często pojawiały tutaj. To św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Miała 24 lata odchodząc do nieba, Katarzyna 33, Faustyna 33. A zatem osoby bardzo młode, a w tak krótkim czasie - to też nieprawdopodobne - dokonujące mnóstwa rzeczy, wywierające silny wpływ na Kościół, na świat, na nas. Bardzo często nawet sobie nie zdajemy sprawy z tego wpływu. Katarzyna zaczyna swoją działalność publiczną mając 19 lat. Jeszcze dzisiaj sprawdzałem w różnych opracowaniach, co to znaczy rozpocząć działalność publiczną. Otóż do tego momentu, do 19 roku życia, Katarzyna, można by było powiedzieć, prowadzi ukryte życie w Sienie (przez analogię z ukrytym życiem Pana Jezusa w Nazarecie). Katarzyna żyje normalnie, z tą jednak różnicą, że ma wielkie pragnienie modlitwy i zjednoczenia z Chrystusem. W tym napotyka na ogromne trudności, ponieważ prześladuje ją własna mama, która ma inną wizję życia i nie pozwala Katarzynie na oddawanie się modlitwie, a zatem trwa między nimi konflikt. Katarzyna jest jednak wierna swoim intuicjom, i według Rajmunda z Kapui, naszego brata dominikanina, jej spowiednika, w 19. roku jej życia następują mistyczne zaślubiny. Mamy opis tego wydarzenia, zresztą cytowany w naszej ulotce: w pewnym momencie w wizji mistycznej do Katarzyny przyszedł Chrystus, nałożył jej obrączkę na palec i zaślubił ją.

Opowiadam o tym dlatego, bo wydaje nam się często, że mistyka, poszukiwanie Pana Boga w momencie, kiedy następują mistyczne zaślubiny, powinna oznaczać pójście na pustynię, a zatem oderwanie się od świata i pogrążenie się w samotności. W przypadku Katarzyny jest zupełnie inaczej -ona dopiero w tym momencie wychodzi na zewnątrz. To właśnie nazywam początkiem działalności publicznej. Katarzyna ma 19 lat i wyrusza na ulice Sieny, zakładając coś, co nazywa się Bella Brigata, powiedzielibyśmy po polsku Piękna Brygada, albo, cytując Arkę Noego, Święta Załoga. Co to za załoga? Otóż ta grupa zajmuje się ludźmi ubogimi i chorymi, odwiedza ich w szpitalu sieneńskim, w leprozorium, a zatem w miejscach izolacji, zanosząc im jedzenie i niosąc im pociechę. Właściwie nie ma wytłumaczenia, jak to się dokładnie dzieje, ale Katarzyna zajmując się ubogimi robi to w taki sposób, że gromadzi wokół siebie innych ludzi i staje się coraz bardziej znana.

Przypomina mi się w tym miejscu jedna z konferencji błogosławionej Matki Teresy z Kalkuty. Opowiadała o swoich siostrach - tutaj pewnie są analogie bardzo istotne - które zamieszkały w Moskwie i zaczęły pracować w szpitalu. Po jakimś czasie, miesiącu może, kiedy Matka Teresa pojechała je odwiedzić, przyszedł z nią porozmawiać dyrektor szpitala i dosyć zbulwersowany, a zarazem zafascynowany zapytał: "Co takiego dziwnego siostry robicie, że cały szpital mi się przemienił? Ludzie zaczęli inaczej do siebie się odnosić, zaczęli do siebie się uśmiechać. Są życzliwi, zauważają się na co dzień". Matka z Kalkuty odpowiedziała: "Nic dziwnego nie robimy, po prostu robimy to, co jest do zrobienia, wykonujemy naszą pracę". W jej działaniu było coś takiego, co przyciągało innych, i tak samo zapewne było w przypadku św. Katarzyny.

Podam jeszcze inny przykład. Ostatnio rozmawiałem z młodym człowiekiem, który robi karierę w środowisku artystycznym. Opowiadał mi o problemach z tym związanych. Przed tą rozmową miałem już wyobrażenie, jak trudne może być to środowisko trudne ze względu na panującą w nim konkurencję. Może teraz jest tak już wszędzie: wolna amerykanka, rozpychanie się łokciami, walka o miejsce, kto będzie bliżej, kto będzie bardziej zauważony. W związku z tym ogromnie istotnym elementem jest dbałość o strój, ponieważ człowieka ocenia się ze względu na sposób ubierania się. Trwa też nieustanne porównywanie się, kto ile ma, kto na jakiej pozycji w rankingu się znajduje. I ta osoba opowiadała, że jest strasznie trudno, ponieważ w tym środowisku nie ma czegoś takiego jak bezinteresowność. Jeden patrzy na drugiego tylko w taki sposób, jak go można wykorzystać, jak dzięki niemu można się wypchnąć i stać się bardziej popularnym, a w końcu tą największą gwiazdą znaną z telewizji i z gazet. Zadaję więc pytanie: Czy wszyscy są tacy? Mój rozmówca zastanawia się przez chwilę i mówi: Nie, jest dwóch mężczyzn, którzy są zupełnie inni, oni są wierzący. Pytam, skąd wie. Ten ktoś odpowiada: rzeczywiście, to dobre pytanie, ja nigdy na ten temat z nimi nie rozmawiałam, ale jeden ma naklejoną rybkę na samochodzie z tyłu, więc sądzę, że jest wierzący, a drugi podczas przerw często czytuje książki religijne. Ale, mówi ta osoba, to jeszcze nie wszystko: oni inaczej się zachowują - oni patrzą na ludzi w sposób bezinteresowny, oni się uśmiechają, oni zauważają człowieka, oni się zatrzymują i potrafią słuchać. Widzicie, taka szybka, króciutka charakterystyka tego, na czym polega głoszenie Słowa na co dzień.

To niezwykła perspektywa, bo o Katarzynie mówimy też jako o kaznodziei. Ona jest tercjarką Zakonu Kaznodziejskiego, dlatego można powiedzieć, że też jest kaznodzieją. Zanim jednak przemówi, najpierw głosi Słowo swoim zachowaniem, przez to właśnie, że pojawiając się wobec ludzi, może tak jak ci wspomniani koledzy ze środowiska artystycznego, jest inna, bezinteresowna. Potrafi się zatrzymać. Potrafi oceniać ludzi nie przez strój, tylko patrząc na serce, na duszę i potrafi słuchać. To jest bardzo rzadkie dzisiaj, kto wie, czy również nie wtedy. Katarzyna ma zresztą niezwykłą odwagę aby spotykać się z chorymi. Wyjście do chorych w tamtym czasie było znacznie bardziej ryzykowne niż dzisiaj: często miały miejsce, ludzie umierali zaraziwszy się przez kontakt z osobami chorymi. Tymczasem Katarzyna odwiedza szpitale, przytułki i leprozoria, a przez tę swoją odwagę staje się popularna. Stąd też Bella Brigata - Święta Załoga, która się wokół niej gromadzi.

Tutaj pojawia się pierwszy element pokazujący niezwykłość tego czasu. Jak powiedziałem, często wydaje się, że średniowiecze to były takie ciemne wieki, ale Katarzyna chodzi czasami z ekipą czterdziestu osób i wśród nich jest Rajmund z Kapui, dominikanin, jest jeden augustianin, jest malarz, który jest Anglikiem, jest poeta, jest jej własna mama i mnóstwo przyjaciół. Najpierw działają w samej Sienie, w końcu wyruszą na bezdroża Toskanii i będą odwiedzać różne miejsca. Dlaczego o tym opowiadam? Ponieważ na istnienie takiej grupy - dziś nazwalibyśmy ją wspólnotą charyzmatyczną, może neokatechumenalną - biskup musiał wydać zgodę. Jak ogromna musiała wyobraźnia przełożonych tamtego czasu, że oni na coś takiego pozwolili, aby kapłani, zakonnicy podporządkowywali się Katarzynie ze Sieny - duchowej przywódczyni tej grupy, nazywanej "La Dolce Mamma" (słodka mama) i traktowanej przez resztę grupy jak matkę. Mamy tu do czynienia z czymś pięknym i wspaniałym.

Razem z tą grupą od 19. do 27. roku życia Katarzyna zajmuje się głównie ubogimi. Jej sława powoli rozszerza się na całą Toskanię, do tego stopnia, że w pewnym momencie - też jakoś to musiało dotrzeć, musimy użyć wyobraźni jak to było, pewnie ludzie ze sobą rozmawiali, wtedy nie było telewizji, gazet, radia, ale musiało się stać coś takiego - dociera do Florencji i Katarzyna zostaje tam zaproszona. Zamieszkuje tam gościnnie u znajomego polityka, Nicolo Sonderiniego, obracającego się w najwyższych sferach i w otoczeniu swojej Świętej Załogi, spotyka się z różnymi ludźmi. Jest 1374 rok, a ona ma 27 lat. To kolejny dla mnie bardzo istotny element - gdy próbuję zaprzyjaźnić się ze świętymi, wyobrażam sobie ich wiek, bo to dużo mówi. Dlatego ktoś, kto ma 27 lat życia, może się poczuć w jedności ze św. Katarzyną, tak samo, jak ktoś, kto ma lat 19. Katarzyna, mając 27 lat, przybywa do Florencji, spotyka się z najważniejszymi ludźmi swoich czasów, rozmawia z nimi. Te rozmowy dlatego są istotne, ponieważ dotyczą one nie tylko życia duchowego, a także polityki, w sferze której istnieje wówczas palący problem.

Chodzi o sposób sprawowania władzy w państwie kościelnym przez papieża, na który składa się kilka elementów. Po pierwsze: niewola awiniońska polegająca na tym, że papież Grzegorz XI, jako Francuz, zamieszkuje w Awinionie, a zatem Stolica Apostolska św. Piotra jest pusta, opuszczona. Po drugie: państwo kościelne w osobie papieża, ale też wszystkich innych urzędników, jest ogromnie zaangażowane w doczesną politykę. W tamtym czasie wyraża się to w ten sposób, że trwa konflikt z Florencją, wkrótce też innymi republikami, ostatecznie przeradzający się w wojnę. Stąd papież jest właściwie głową państwa, które walczy zbrojnie z Florencją i z ośmioma innymi republikami włoskimi. A zatem stają naprzeciwko siebie chrześcijanie i po prostu się mordują, a uczestnikiem tego konfliktu jest następca św. Piotra - możemy sobie wyobrazić, jak ogromnie osłabia to jego duchowy autorytet. Zaangażowanego w sprawy tylko i wyłącznie polityczne papieża, bardzo łatwo potraktować jako przeciwnika, a trudno jako tego, który reprezentuje Chrystusa na ziemi. Po trzecie: słabość. Stylem sprawowania władzy w państwie kościelnym jest nepotyzm, czyli popieranie przez papieża i przez innych przełożonych swoich własnych krewnych. Na wyższe urzędy w Kościele wyznaczani są ludzie ze względu na znajomości, nie zaś ze względu na kryteria merytoryczne. Święta Katarzyna uważa, że jest to największy problem Kościoła tamtych czasów i stwierdzi, że wstyd patrzeć na ludzi, którzy powinni być wzorem dobrowolnego ubóstwa, powinni rozdawać ubogim dobra Świętego Kościoła, a tymczasem oddają się przyjemnościom, zaszczytom, przepychowi, ucztowaniu i innym marnościom tego świata. Powie jeszcze ostrzej, że źli przełożeni w Kościele są jak wilki, które się dostały do owczarni i które pożerają dusze. Tak można by pokrótce streścić dramat, który wydarza się w tamtym czasie w Kościele w XIV wieku.

Słysząc słowo mistyk i myśląc, że Katarzyna ma 27 lat, moglibyśmy sądzić, że jest jeszcze młoda, może jeszcze naiwna, może jako ta zaślubiona Chrystusowi nie ma otwartych oczu. Otóż nic dalszego od rzeczywistości: ona doskonale sobie zdaje sprawę z tego, co stanowi rzeczywisty problem w Kościele i w świecie tego czasu. Jest takie zdanie, jakby wykrzyczane przez nią w jednym z listów: "O, Boże, mój Boże, co za hańba! To co Chrystus zdobył na drzewie krzyża trwoni się teraz z metresami!" Łagodnie mówiąc, metresy to panie do towarzystwa, w języku potocznym nazwalibyśmy je nieco inaczej. Katarzyna bardzo świadoma jest tego, że źli przełożeni to największy problem Kościoła. W związku z tym, pisząc listy do papieża, kontaktując się z nim i rozmawiając, będzie cały czas powtarzała mu, że właśnie nepotyzm i przesadna łagodność stanowią w tej sytuacji błąd, że w tej sytuacji trzeba działać i trzeba być stanowczym - ale o tym za chwilę.

W taki świat wkracza Katarzyna znalazłszy się we Florencji, miastu, które właśnie zostaje obłożone klątwą papieską. W tej sytuacji florentczycy, wiedząc, że Katarzyna jest również w kontakcie z Ojcem świętym i że on ją bardzo szanuje, proszą, żeby ich reprezentowała, aby pojechała do papieża, do Awignonu i spotkała się z nim. Tak się faktycznie dzieje. Poprzedza Katarzynę nasza brat Rajmund z Kapui, on przygotowuje to spotkanie, a następnie będzie tłumaczył włoski Katarzyny na łacinę, którą się wtedy posługiwano w kontaktach międzynarodowych. Papież jest Francuzem, a misji rozmawiania z nim w imieniu mieszkańców Florencji podejmuje się Katarzyna, 27-letnia córka ubogiego farbiarza ze Sieny, niewykształcona, nie umiejąca czytać ani pisać. To znak Bożej Opatrzności, Bożego działania, tego, że Bóg rzeczywiście wybiera to, co słabe w oczach świata, to co niemądre, czyli uważane przez ludzi za głupie - ten wątek często powtarza się w biografiach świętych. Sama Katarzyna zresztą - ona sama dosyć rzadko mówi o sobie wprost, czy to w "Dialogu" czy w "Listach", które pozostawiła, czasami pojawiają się tylko króciutkie wzmianki - jest świadoma swojej niepozorności, jest świadoma tego, że jest prostą kobietą, nieuczoną. Zdaje sobie sprawę, że została też obdarzona wątłym zdrowiem. Pisze na przykład: "Przyszłabym do Ciebie chętnie, aby spełnić Twoje, Panie, życzenie, ale nie pozwala mi na to moje ciało". W innym miejscu stwierdzi: "Zanoszę modły, na ile mi na to pozwala moje słabe ciało." Tak by ją trzeba było sobie wyobrazić, porównując z innymi świętymi mistyczkami. Wspomniana już Faustyna, która nie mogła sobie poradzić z garnkami pełnymi ziemniaków, bo była słaba; bardzo szybko się też rozchorowała. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, też słabego zdrowia, właściwie przez ostatnie chwile swojego życia zakonnego cały czas pozostająca w łóżku. Kiedy przygotowywałem się do wykładu, pomyślałem też o matce Róży Czackiej, tej, która była założycielką dzieła Lasek, osobie prawie niewidzącej, a pod koniec życia - niewidzącej, tak po ludzku nie mającej danych po temu, by założyć tak wielkie dzieło, jakim są Laski.

Dokładnie to samo możemy powiedzieć o św. Katarzynie. Prosta, młoda dziewczyna, 27 lat, jedzie do papieża, staje naprzeciwko niego, negocjuje. Czasami słyszymy w wiadomościach telewizyjnych albo czytamy w gazetach o różnych negocjatorach, zwłaszcza tych negocjujących pokój w Izraelu między Żydami i Palestyńczykami - wyobraźmy sobie mniej więcej podobną sytuację. Co prawda, nie było aktów terrorystycznych na taką skalę, jak to się dzieje dzisiaj, ale trwał konflikt zbrojny, ginęli ludzie. Katarzyna staje na przeciwko papieża jako reprezentantka Florencji. Jak fascynujące musi być to spotkanie. Nieustannie towarzyszy mi przy lekturze różnych dzieł Katarzyny pytanie: Skąd ty to miałaś, jak w ogóle dałaś sobie radę? Ja, stając naprzeciwko was, doświadczam drżenia i tremy, a tu musiałbym stanąć naprzeciwko papieża i powiedzieć mu, że ma tak i tak określać swoją politykę. W ogóle chyba by mi słów zabrakło i z wrażenia nic bym nie powiedział. Tu znowu element podobieństwa Katarzyny do Teresy od Dzieciątka Jezus, która, aby móc wstąpić do Karmelu, złamała etykietę dworu w Watykanie. Wtedy na audiencji u papieża nic się do niego nie mówiło, najwyżej, ale bardzo rzadko, za pośrednictwem tłumacza, a Teresa padła przed papieżem na kolana i powiedziała mu wprost, że chce wstąpić do Karmelu. Wczoraj nawet przeglądałem ten tekst, Ojciec święty był bardzo zaskoczony, że jakieś dziecko przed nim uklękło i zaczęło do niego mówić. Dlatego można sobie wyobrazić, jak bardzo musiał być zaskoczony Grzegorz XI rozmawiając z Katarzyną.

To jedna z charakterystyk Katarzyny. Spójrzmy na nią jeszcze z kilku innych ujęć. Była bardzo wrażliwa na potrzeby materialne, co podkreślam, skoro nazywamy ją mistyczką. Znajdujemy w jej listach takie zdanie, które napisała do swojego znajomego: "Dowiedz się, bracie, czy pani Lippa zapisała coś w testamencie dla klasztoru św. Agnieszki. Jeżeli nic im nie dała, zajmij się tymi zakonnicami, gdyż są naprawdę w wielkiej potrzebie". Znała zakonnice z klasztoru św. Agnieszki, wiedziała że po prostu brakuje im pieniędzy, więc nie wstydziła się napisać listu do znajomego, prosząc o coś, co dziś nazywany sponsoringiem. Zajmij się tymi biednymi siostrami, bo naprawdę są w wielkiej potrzebie - wielka wrażliwość serca na potrzeby materialne innych, troska o ich sprawy. Ta wrażliwość dotyczy również serca, ponieważ znajdujemy wśród listów taki niesamowity tekst opowiadający o tym, jak Katarzyna towarzyszyła w ostatnich chwilach skazanemu za bunt przeciwko władzom jednego z włoskich miasteczek. Skazaniec miał na imię Nicolo Tuldo. I Katarzyna mówi o tym, jak odkryła, że musi przy nim być, ponieważ wiedziała, że dla niego te chwile przed ścięciem - miał być ścięty - będą bardzo trudne, że będzie doświadczał trwogi i w związku z tym w zmaganiu duchowym może się stać tak, że zaprze się wiary albo ogarnie go rozpacz. Jakoś musiała zdobyć na to zgodę i towarzyszyła mu w ostatnich chwilach. Była przy skazańcu w jego celi, rozmawiała z nim, szła z nim, gdy go wyprowadzono i cały czas do niego mówiła. Tak opisywała to później w listach: "Po to do niego mówię o Bogu, ponieważ czuję zamieranie jego serca, czuję jego drżenie, czuję jego strach. I dlatego jestem cały czas z nim". Do tego stopnia była z nim, że jak została ścięta jego głowa, Katarzyna tę głowę wzięła w swoje ręce. Natomiast jej działanie, jej obecność była tak przedziwna, że, sądząc po słowach Katarzyny, Nicolo Tuldo rzeczywiście w pewnym momencie się uspokoił i ostatnie słowa, jakie miał wypowiedzieć, brzmiały: "Jezus" i "Katarzyna". A zatem taka też ona była.

Towarzyszyła człowiekowi, o którym domyśliła się, że będzie mu po prostu ciężko, że będzie mu trudno i koniecznie trzeba przy nim być w tych ostatnich i najtrudniejszych momentach.

W tej jej wrażliwości i w zatroskaniu o sprawy różne, zarówno te duchowe, polityczne i materialne, nazwałbym też Katarzynę patronką lobbingu. Lobbing to dzisiejsze sformułowanie, określające zestaw technik wpływania na decyzje podejmowane w ramach struktur demokratycznego społeczeństwa. Św. Katarzyna nie boi się używać swojego wpływu na mechanizmy podejmowania decyzji. To aż przedziwne. Katarzyna ma wielu znajomych, sama Święta Brygada liczy nawet i po 40 osób, ale jej przyjaźnie sięgają znacznie dalej. W związku z napisała mnóstwo takich listów, w których jedną osobę poleca drugiej, mówiąc: Taki a taki człowiek pojawi się u ciebie, zadbaj o niego. Czy mógłbyś mu pomóc w tym i jeszcze w tym?.. Najpiękniejszy przykład, jaki znalazłem, jest pro domo sua, a zatem dotyczący naszego Zakonu: w pewnym momencie Katarzyna dowiaduje się z pogłosek, pewnie od któregoś ze swoich znajomych, że ma być zmieniony generał - najwyższy przełożony dominikanów, a obecny ma zostać biskupem. Co robi Katarzyna? Od razu dyktuje swoim sekretarzom list do papieża, w którym pisze coś takiego: Słyszałam, ze nasz generał ma zostać biskupem; jeżeli to prawda to proszę pamiętaj, żeby jego następca spełniał takie kryteria... Następnie wymienia konkretne cechy, którymi musi się charakteryzować generał dominikanów. To jeszcze nie wszystko. Katarzyna pisze dalej: w tej sprawie napiszę również do arcybiskupa (czyli do jednego z kardynałów), napiszę również do Rajmunda z Kapui i do pewnego notabla, prosząc żeby oni z tobą porozmawiali w tej sprawie. Na tym list do papieża się kończy, a potem następują listy do tych osób, które Katarzyna wymieniła w liście do papieża i do których pisze tak: Słyszałam, że nasz generał ma zostać biskupem, a zatem będzie wakat na stanowisku przełożonego dominikanów. Napisałam papieżowi, że będziecie z nim rozmawiali. Napisałam mu jakie cechy powinien mieć nowy generał dominikanów. Do wszystkich trzech pisze: Czy słyszeliście o mistrzu Stefanie? Wymienia konkretne imię mówiąc: Proszę żebyście o nim porozmawiali z papieżem. To właśnie jest przedziwne. Katarzyna nie boi się takiego działania, które przypomina kampanię wyborczą, pozakulisowe negocjacje, wpływanie na decyzje. Jej postępowanie, jak powiedziałem, świadczy o największej trosce, jaką było ustanawianie w Kościele dobrych przełożonych - nich zależy cały kierunek, w którym będzie zmierzał Kościół. Przy tym nie oszczędza również naszego Zakonu, jednym ze swoich listów mówi, że zakon dominikanów jest zdziczałym sadem i dzieją się w nim takie rzeczy, że ogarnia przerażenie.

Postawiono mi pytanie dotyczące mamy św. Katarzyny. Wspomniałem, że ona dosyć ostro się sprzeciwiała pragnieniom modlitwy i samotności, które były w sercu Katarzyny, a potem powiedziałem, że mama była też w Bella Brigada. Rzeczywiście - nastąpiła przemiana serca mamy. Ojciec Katarzyny z kolei inaczej podchodził do jej zainteresowań, był w stosunku do niej bardziej łagodny i wyrozumiały. Być może jego rola w przemianie serca jego żony, a mamy Katarzyny, była tutaj decydująca, tak, że mama później towarzyszyła córce w jej działalności.

Powiedziałem, że 27-letnia Katarzyna znajduje się w samym centrum najważniejszych wydarzeń dla Półwyspu Apenińskiego i dla Kościoła. Powiedziałem, że jej działalność polegała na chodzeniu najpierw po Toskanii, potem po tych okolicznych republikach włoskich, ale wspomniałem też, że często pisała listy. Rzeczywiście jest tak, że jej rola negocjatora to były nie tylko spotkania, kiedy się po prostu rozmawia w cztery oczy, jak to spotkanie z Grzegorzem XI, ale to też było pisanie listów. Pisanie listów brzmi dziwnie skoro pamiętamy, że Katarzyna nie umiała pisać i czytać. Rzeczywiście, ona swoje listy dyktowała sekretarzom, osobom z Bella Brigata. Piszę się o niej również, że posiadała jakąś przedziwną jasność umysłu, bo potrafiła dyktować kilka listów równocześnie, a następnego dnia pamiętała też miejsce danego listu, w którym dzień wcześniej zatrzymała się podczas dyktowania.

Teraz przejdę do samych listów, które można by nazwać "listami braterskich upomnień", a jeszcze lepiej "listami siostrzanych upomnień". Wcześniej jeszcze słowo o tym, jak Katarzyna mogła łączyć zaangażowanie w sprawy doczesne z modlitwą, takie pytanie nieustannie pojawia się w spotkaniu ze św. Katarzyną: jak to robiłaś, że z jednej strony pisałaś o tych siostrach w klasztorze św. Agnieszki, którym trzeba pomóc, towarzyszyłaś umierającym, że rozmawiałaś z politykami, władcami z papieżem, a z drugiej strony nieustannie oddawałaś się modlitwie? Wiemy to przecież od niej samej, jak też od ludzi, którzy o niej opowiadali. Być może jednym ze sposobów łączenia modlitwy i pracy, jednym pewnie z wielu, charakterystycznym dla listów Katarzyny, są nieustannie wracające słowa, znajdujące się również w modlitwie, jaką odmówiliśmy na początku: "Jezu słodki, Jezu miłości...". Właściwie prawie każdy list kończy się takim sformułowaniem, takim aktem strzelistym, takim zawołaniem: "Jezu słodki, Jezu miłości", tak jakby Katarzyna pisanie, dyktowanie zamykała modlitwą. Tę praktykę możemy też odnaleźć u Jana Pawła II. Jeżeli ktoś czytał "Tryptyk Rzymski", znajdują się w niej także reprodukcje, fotografie oryginałów wierszy, na których można dostrzec, że często w prawym górnym rogu kartki Papież pisze takie modlitewne zawołania: Jezus, Maryja albo jeszcze jakieś inne słowa, które są skrótami modlitwy. To jedna z prób połączenia wykonywanej pracy z modlitwą.

Adresatami listów Katarzyny są ludzie decydujący o biegu historii XIV wieku, chociaż oczywiście nie tylko oni, bo także jej liczni przyjaciele. Akurat najwięcej listów otrzymał nasz brat Rajmund z Kapui, ważnymi adresatami są jednak także osoby decyzyjne: papież, król Francji, królowa Neapolu, a nawet córka panującego wówczas w Polsce króla Władysława Łokietka, wielu kardynałów, biskupów i arcybiskupów. Wszystkie te listy zawierają charakterystyczną rzecz, obecną w duchowości dominikańskiej, szczególnie w życiu zakonnym, nazwaną upomnieniem braterskim, correctio fraterna. To termin wzięty z Ewangelii, fragmentu, w którym Pan Jezus mówi, co zrobić, jeżeli brat twój wystąpi przeciwko tobie, zgrzeszy przeciwko tobie: Idź i najpierw upomnij go w cztery oczy. To upomnienie jest jednak - kolejna cecha św. Katarzyny - bardzo zręcznie sformułowane. Na czym polega zręczność? Otóż list zawsze rozpoczyna się taką charakterystyczną i bardzo podobną formułą. Katarzyna pisze: "Ja Katarzyna, sługa i niewolnica sług bożych, piszę do ciebie w drogocennej Krwi Chrystusa" - tutaj czasami są modyfikacje - "pragnąc ujrzeć cię takim, takim, takim, takim" i w tym miejscu następuje często katalog cnót, np.: pragnąc ujrzeć cię mężnym, pragnąc ujrzeć cię odzianym w miłość Chrystusa, pragnąc ujrzeć cię rozmodlonym, pragnąc ujrzeć cię dobrym władcą i tak dalej. Teraz, kiedy czytamy listy Katarzyny, jest dla nas oczywiste, że jej adresaci mieli jakieś braki w danej dziedzinie - nie byli mężnymi, nie byli rozmodlonymi, nie byli dobrymi władcami. Jednak takie sformułowanie, "pragnę cię ujrzeć takim" dla jej adresatów było znacznie łatwiejsze do przyjęcia niż gdyby napisała wprost: "esteś nie rozmodlony", "brakuje ci męstwa".

Kolejna charakterystyczna rzecz tych upomnień to bezkompromisowość. Mamy XIV wiek, średniowiecze, listy zaczyna pisać 27-letnia kobieta i robi to aż do swojej śmierci w 33. roku życia. A zatem młoda kobieta pisząca listy do przełożonych Kościoła - biskupów, kardynałów, papieży, która zwraca się do nich nie raz w zadziwiający sposób. Mamy taki list do kardynała Orsiniego, zacytuję, to warto usłyszeć: "Ojcze, musisz być wonnym kwiatem, a nie śmierdzącym chwastem". Tu też trochę bardziej wprost mówi: "Nie możesz być słaby, lecz mocny. Jesteś słabą kolumną z winy swej ludzkiej natury". Do arcybiskupa Pizy Muricotta d'Avico Katarzyna pisze z kolei: "I nie udawaj, że nie widzisz zła, gdyż nie jest to postępowanie godne pasterza. Drogi Ojcze, nie ociągaj się dłużej, gdyż z powodu braku nagany wielu ludzi utraciło cnoty. Drogi Ojcze, dosyć tych maści, na miłość boską, dosyć! Użyjcie rozgrzanego żelaza, wypalajcie wady ze świętą i prawdziwą sprawiedliwością złączoną z miłosierdziem. Błagam cię, na miłość Chrystusa ukrzyżowanego, nie śpij już dłużej". Jak słychać z tych słów, potem Katarzyna nazywa rzeczy po imieniu i zastanawiamy się, jak to możliwe, że ci biskupi, arcybiskupi, kardynałowie przyjmowali takie słowa. Katarzyna w takim razie taka była i to robiła.

Zadziwiające jest też to, że kiedy Katarzyna pisze do przełożonych Kościoła i do notabli ówczesnego świata, rzadko używa trybu warunkowego - a przecież moglibyśmy spodziewać się tu pewnej uniżoności. Czasami pisze: "chciałabym ujrzeć ciebie", o wiele częściej pojawia tryb rozkazujący, kiedy na przykład zwraca się do wspomnianego już kardynała Orsiniego: "Rozkazuję ci w imię Chrystusa ukrzyżowanego", do króla Francji: "Wymagam od ciebie, żebyś postępował w określony sposób". Przypominam, że Katarzyna ma 27 lat, a w taki właśnie sposób zwraca się do kardynała czy też króla. Bardzo często powtarzającym się u niej słowem jest włoskie słowo "voglio", "chcę". Ona tym słowem również zwraca się do Pana Boga. Skąd to wiemy? Otóż w tym liście opisującym egzekucję Nicolo Tuldo, Katarzyna opowiada, w jaki sposób modliła się do Pana Boga. Po prostu krzyczała. W momencie, kiedy to wszystko się działo, ona krzyczała do Pana Boga: "Ja chcę, żeby on był zbawiony". Niesamowite, bo to jest znak jej pokory, pokory polegającej na odsłanianiu serca takim, jakim ono jest, nie udawaniu wobec Pana Boga i nie przybieraniu przed nim masek, tylko mówieniu wprost o swoich pragnieniach z przyjęciem wszystkich tego konsekwencji, bo pokora również jest otwarciem na odpowiedź ze strony Pana Boga. Jeżeli ja powiem: "ja chcę", to Pan Bóg może powiedzieć: "a nie ja chcę". W tym momencie musimy zacząć rozmawiać i dyskutować, ale prawdziwa rozmowa ma miejsce właśnie wtedy, kiedy człowiek mówi o tym, czego naprawdę chce, o tym, co naprawdę jest w jego sercu. To jest bardzo trudne, nie tylko wobec Pana Boga, ale często wobec samego siebie, czasami nawet sobie samym nie potrafimy powiedzieć, czego tak naprawdę chcemy, jakie są rzeczywiście nasze pragnienia, a co dopiero nie bać się konsekwencji, czy ze strony Pana Boga, czy innych ludzi. Katarzyna też doświadczała różnych reakcji. Któregoś razu podczas rozruchów we Florencji została napadnięta przez rozwścieczony tłum i o mało nie pozbawiono jej życia, z nienawiści, że florenckie wszystkie kłopoty tak naprawdę są winą Katarzyny. Takie były konsekwencje jej odważnego, otwartego stawiania sprawy, mówienia tego, co uważała za prawdziwe.

Inne ulubione słowa Katarzyny, powtarzające się często w listach, wiążą się z powstawaniem ze snu. Przed chwilą słyszeliśmy, że zwróciła się do arcybiskupa: "Na miłość Chrystusa ukrzyżowanego, nie śpij już dłużej". W jednym z listów Katarzyna wspomni o tym, że nie chce łoża i nie chce pościeli. Kiedy to czytałem, zastanawiałem się, czy nie miała przypadkiem kłopotów ze spaniem i ile spała na dobę. Mówią o naszym Ojcu św. Dominiku, że podobno sypiał 2 - 3 godziny na dobę, ale myślę, że jest w tym przesada, to trochę za mało, no chyba, że miał rzeczywiście jakąś wyjątkowo małą potrzebę snu. Katarzyna będzie też kojarzyła sen, to ciekawe, z zakopywaniem ewangelicznych talentów i z marnowaniem czasu. Ona czas uważa za dar. Czas jest talentem, dlatego powie: "Nie czas spać bowiem, czas nie śpi, ale ciągle pędzi jak wiatr". I w związku z tym w tych jej upomnieniach braterskich głównie do przełożonych Kościoła będą słowa: "Obudź się, Ojcze, ze snu niedbałości i niewiedzy. Ojcze nie śpij już dłużej, dalej żywo mój ojcze miły nie śpijmy już dłużej, zerwijmy się z łoża niedbałości". Inne sformułowanie, często powtarzające się w listach świętej Katarzyny, blisko związane z powstawaniem ze snu, to analogia do biegu. Nie wiem, czy Katarzyna biegała, ale wyobrażam sobie, że była energicznie chodzącą niewiastą, raczej z rzadka zdarzały się jej powolne spacery, może kiedy chciała odpoczywać. Pisze: "Rusz się Ojcze, dalej żywo biegnij". Znowu znajomość realiów - Katarzyna doskonale zna pokusę odkładania na jutro, opierającą się na złudnym wrażeniu, że starczy czasu. W jednym z moich kazań zawarłem nawet taki refren: na jutro, na jutro, na zawsze i tak człowiek odkłada, odkłada i odkłada. Katarzyna mówi: nie jesteś przecież pewny czy zostanie ci dany czas; nie myślcie o jutrzejszym dniu, ponieważ jutrzejszego dnia może nie być. To bardzo konkretne doświadczenie, w tamtych czasach ludzie umierali nagle, na przykład podczas licznych epidemii i rzeczywiście mogło się tak zdarzyć, że w każdym momencie ich czas mógł być zakończony. Zatem: nie mów, że zrobię to jutro, nie odkładaj, tylko biegnij, tylko powstań ze snu, tylko weź się do pracy. I wreszcie ostatni taki obraz, który bardzo często się powtarza w listach Katarzyny, to obraz związany z Ewangelią, gdzie Pan Jezus mówi o Dniu Pańskim przychodzącym jak złodziej. Wiąże się on z tym wszystkim, o czym już mówiłem. Skoro Dzień Pański przychodzi jak złodziej, to trzeba cały czas pracować, trzeba cały czas być gotowym.

Praca duchowa jest przez Katarzynę porównywana do bitwy, do walki, do wojny. Katarzyna, myśląc o życiu duchowym, często odwołuje się do militarnych porównań, twierdzi, że każdy człowiek, który chce być uczniem Chrystusa, nie uniknie wojny, że znajdzie się na pierwszej linii frontu i będzie musiał walczyć. To wszystko, na czym polega życie duchowe, właściwie jest przygotowywaniem się, czy może nabieraniem sił, zapasów po to, żeby można było walczyć, żeby można było trwać na pierwszej linii frontu. A skoro tak jest, musimy sobie powiedzieć o tym co było walką Katarzyny, co było jej najważniejszym zmaganiem - zmaganie o dobrych pasterzy w Kościele. Katarzyna jest świadoma, że dobrzy przełożeni w Kościele czy liderzy różnych grup społecznych, decydują o tym, w jakim kierunku będą zmierzać wszyscy. W związku z tym Katarzyna pisze dużo listów do papieża Grzegorza XI. Przypomnę, że przebywa on w Awinionie w niewoli awiniońskiej. Katarzyna chce go skłonić do powrotu do Rzymu - dlatego, że są tam groby apostołów Piotra i Pawła, ale też dlatego, ze papież powracając do Rzymu stanie się rzeczywiście dobrym pasterzem, a przestanie być świeckim władcą. Głównym wątkiem listów Katarzyny jest jednak jej troska o jakość życia w Kościele. Żeby ukazać relację Katarzyny i papieża, a właściwie - Katarzyny do papieża, wspomnę o tym, w jaki sposób ona go tytułuje. Oczywiście pojawia się często tytuł Wasza Świątobliwość, ale równie często często zwraca się do niego "Ojczulku". Ten tytuł też o czymś świadczy - skoro papież czytał te listy, rozmawiał z Katarzyną i wrócił do Rzymu dzięki jej staraniom i dzięki jej wstawiennictwu, to znaczy, że taki tytuł akceptował. Pewnie się też wzruszał i uśmiechał. Co jest ważne, Katarzyna co jakiś czas wyznaje miłość do papieża i bardzo często powtarza: "Jestem gotowa oddać za ciebie życie". Musi być coś niezwykle czystego w Katarzynie, co pozwala na taką zażyłość. Jednak Katarzyna nie tylko mówi papieżowi łatwe i proste rzeczy, często w absolutnie jednoznaczny sposób go upomina, pisząc: "Jeżeli dotąd nie byłeś dosyć mocny, proszę cię i żądam, abyś wziął pod uwagę czas, jaki jeszcze został ci dany i abyś zaczął postępować mężnie, jak człowiek odważny, naśladując Chrystusa, którego namiestnikiem jesteś. Nie lękaj się". Potem tłumaczy, dlaczego tak uważa. Dla niej powodem braku męstwa papieża jest miłość własna polegająca na kochaniu siebie bez Pana Boga ustawianie siebie na miejscu Boga, na pierwszym miejscu. Jeżeli tak się samego siebie kocha, to w konsekwencji nie można być dobrym, wymagającym pasterzem. Dlaczego? Bo wtedy zależy na tym, żeby przypodobać się ludziom, zależy na opinii ludzkiej, zależy na dobrym wizerunku. Jeżeli Katarzyna takie rzeczy pisze do papieża, znaczy to, ze mówi mu: "Jesteś niestety zniewolony zbyt dużą miłością własną". Przeplata się to z innymi słowami, trudnymi, ale równocześnie może trochę humorystycznymi, może Katarzyna uśmiechała się dyktując te słowa do Grzegorza XI: "Postępuj tak, żebym nie musiała się skarżyć Bogu na ciebie".

Na czym polega to postępowanie? Na zerwaniu z chorobą, z nepotyzmem. Cały czas te bardzo wymagające, trudne słowa przeplatają się jednak ze słowami miłości. Katarzyna mówi: "jestem gotowa oddać za ciebie życie, ale postępuj tak, żebym nie musiała się na ciebie skarżyć Bogu". "Kocham cię", ale równocześnie "Użyj władzy, a jeżeli nie chcesz jej użyć to ją lepiej oddaj". Wspomina też, że kryterium ustanawiania przełożonych musi być merytoryczne, że musi to być cnota i dobra sława, nie zaś pochlebstwa, pieniądze, pochodzenie i znajomości. Równocześnie, choć namawia papieża do zastąpienia złych pasterzy dobrymi pasterzami, ostro protestuje, kiedy do tego zabiorą się ludzie, którzy nie mają uprawnień. Bardzo wyraźnie i często powtarza: "Kapłani należą do Chrystusa, a zatem tylko Chrystus i ci którym władzę przekazał mogą dotykać kapłanów". Protestuje, gdy we Florencji jeden ze świeckich władców zdecydował się wystąpić przeciw kapłanom, mimo, że decyzja tego władcy merytorycznie była dobra. Jest bowiem świadoma, że takie decyzje może podejmować tylko papież i ewentualnie biskupi w odniesieniu do lokalnego kleru. Jej działania - listy, modlitwy, posty - również będą zawsze mieścić się w granicach posłuszeństwa. Gdyby żyła dzisiaj, nie próbowałaby rozwiązywać problemu Kościoła, jakim są źli pasterze, przez zaangażowanie w to mass mediów. Powiedziałaby zapewne, że trzeba by to było zrobić w inny sposób. Bardzo też wyraźnie podkreśli, że nawet źli pasterze są pasterzami i należy im się posłuszeństwo. Tłumaczy, dlaczego: "Nie dlatego, że sami z siebie są dobrzy, ale dlatego, że rozdają Ciało i Krew Chrystusa". Ten problem teologiczny - czy osobista świętość szafarza czyli tego, który celebruje sakramenty, wpływa na wartość i ważność sakramentu - Katarzyna rozwiązuje podobnie jak wcześniej inni teolodzy, w tym święty Augustyn: świętość sakramentu jest ze świętości Chrystusa, nie ze świętości odprawiającego.

Ostatnia rzecz, którą w tych staraniach Katarzyny o dobrych pasterzy chciałbym pokazać, to jest coś nazywane przez nią samą "świątobliwym oszustwem". Na czym ono polega? Otóż Katarzynie udało się doprowadzić do takiej momentu, że papież zdecydował się na powrót do Rzymu. W Genui on i towarzyszący mu kardynałowie zatrzymali się na postój, w owym czasie przebywała tam również Katarzyna ze swoją Świętą Brygadą. Jednak - podobnie jak w życiu, gdy zatrzymamy się na chwilę w drodze, w realizacji postanowień, w rozwoju duchowym, zaczynamy się zastanawiać - tak i papież zaczął mieć wątpliwości, a kolegium kardynałów, w którym przewagę mieli Francuzi (dla nich obecność papieża w Awinionie oznaczała realizację ich najważniejszych interesów politycznych), zaczęło go w tych wątpliwościach utwierdzać. Dzieją się rzeczy znowu nieprawdopodobne, niepojęte. Przypominam: mamy XIV wiek, średniowiecze, Katarzyna ma wtedy 28-29 lat. Papież w tajemnicy przed kardynałami przychodzi do niej nocą po radę. Katarzyna sugeruje mu: "Powiedz kardynałom, że się zastanawiasz, że ciągle się wahasz i wyjedź nocą. Zanim oni się zorientują, ty już będziesz daleko w drodze i cię nie zdążą dogonić. W międzyczasie przyjedziesz do Rzymu". Papież postępuje dokładnie według jej rady i to właśnie jest "świątobliwe oszustwo". Katarzyna nie boi się uprawiania polityki, w tym wypadku takiego kształtowania rzeczywistości, aby można było realizować szczytne i święte cele. Takim celem jest bez wątpienia powrót papieża do Rzymu, ponieważ od tego zależy jakość życia w Kościele. W podobny sposób zachęca papieża do potraktowania mieszkańców Florencji, których wcześniej obłożył klątwą. Katarzyna namawia go do miłosierdzia, do dobroci i do łagodności, pamiętając, że w pewien sposób jest to świątobliwy podstęp: "jak będziesz miłosierny, będziesz dobry i będziesz otaczał ich miłością, to ta miłość będzie miała taką wielką moc przekonywania, że oni nie będą mogli się oprzeć temu. A jak już się nawrócą to wtedy ich ukarzesz". To nie jest wyrachowanie, bo Katarzyna działa z bezinteresownych pobudek i to jest rękojmia jej działania.

Jedyne, co Katarzyna ma ze swojej działalności, to absolutna utrata zdrowia. Na tych kartkach, które otrzymaliśmy znajduje się Katarzyna dźwigająca łódź Kościoła, to w pewien sposób obrazuje, jakim ciężarem była obarczona. Powie w pewnym momencie: "Już jestem tak zmęczona tym dźwiganiem łodzi Kościoła, tak bardzo mi to doskwiera, że już wręcz nie mam siły". Jej ogromne zaangażowanie, bycie w samym centrum dramatu, sprawiają, że traci siły i umiera w dość młodym wieku, mając 33 lata. Nie myśląc jednak ludzkimi kategoriami - jest szczęśliwa, bo wie, że to jest to dobro, którego którego Chrystus pragnie dla Kościoła.

w listopadzie 2003


[powrót]