Wojciech Czwichocki OP

O liturgii i duchowości chrześcijańskiego Wschodu.
Wykład II



Poza brakiem doktryny i mitologią dla religijności Greków charakterystyczne było jeszcze to, że ta religijność była religijnością obywateli, jednostek przynależących do większych społeczności. Stąd masowe uczestnictwo w uroczystościach związanych z kultem danego boga należało do obywatelskich obowiązków, było elementem wychowania, pajdei. Dodds, autor książki "Grecy i irracjonalność", pisze, że w społeczeństwie antycznym powoli rodziło się jednak pragnienie osobistego kontaktu z bóstwem, kontaktu związanego z doświadczeniem niezwykłym, zmieniającym osobowość, nie będącym zaś tylko spełnieniem obowiązku obywatela. Należy również wspomnieć o filozofii i o starożytnych misteriach, które przynależąc do tej obywatelskiej religii Greków były odpowiedzią na tę właśnie rodzącą się tęsknotę.

Wspomnę krótko - bo to jest ważne - o stosunku religii przedchrześcijańskich, także starotestamentalnej, do problemu wieczności, do tego, co dzieje się po śmierci. Według myśli homeryckiej czekałby mnie Hades, chyba że jestem herosem, półbogiem i wtedy zostaję dopuszczony do życia takiego, jakim żyją bogowie olimpijscy. W książce "Życie wieczne" Hans Küng pisze w jednym z rozdziałów o rozmijającej się idei tego, co ma się ze mną dziać po śmierci. Twierdzi, że Mojżesz czy Abraham wcale nie wierzyli, że w ogóle coś będzie się działo z nimi po śmierci, a już na pewno nie wierzyli, że będzie się działo z nimi coś dobrego. Właśnie to jest niezwykłe, że idea życia wiecznego rozwija się w objawieniu biblijnym. Nie pojawia się nagle, ale rozwija w miarę tego, jak rozwijał się naród żydowski.

Uważam, że z greckimi kultami misteryjnymi związana jest rozwijająca się w ludzkiej społeczności tęsknota za tym, żeby jakoś wpłynąć na to, co się będzie działo ze mną po śmierci. Oczywiście, filozofia zalecała prowadzenie życia pełnego cnót, czyli między innymi nieustanne poznawanie, ale też określony sposób traktowania drugiego człowieka (tutaj znowu pobrzmiewa idea pajdei), ale nie mówiła nic o tym, co będzie po śmierci. Tego dotyczyły misteria. Uczestnictwo w nich miało zapewnić jednostce lepsze, łaskawsze traktowanie, to aby Mitra czy też inny bóg wstawił się za nią, gdy będzie zapadać ostateczna decyzja.

Oczywiście o misteriach można powiedzieć jeszcze więcej, są niezwykle wdzięcznym tematem - czy to będą właśnie misteria eleuzyjskie, czy to jeszcze jakieś inne, ja chciałbym jeszcze tylko zwrócić uwagę na niezwykłe podobieństwa miedzy symboliką misterium Mitry a symboliką chrześcijańską. Być może ono wcale nic nie znaczy. Na te podobieństwa zwraca uwagę Danuta Musiał we wspomnianej już przeze mnie książce. Zarówno Mitra jak i Chrystus rodzą się w środku nocy w jaskini. Co prawda, Mitra wychodzi ze skały, to akurat dość istotna różnica. Mitra ma walczyć z bykiem, który symbolizuje całe zło tego świata, uwolnić świat od zła. Czyli też ktoś w rodzaju zbawiciela. Wcześniej o tym zupełnie nie myślano. Uważano, że życie na tym świecie to jedno pasmo cierpień, a po śmierci czeka niepewny Hades. Być może w taki sposób próbowano sobie tłumaczyć własne miejsce w świecie. Jeden z uczonych, już nie pamiętam który, stwierdził, że to tylko dzieło przypadku, że chrześcijaństwo zwyciężyło jako uniwersalna religia, tak naprawdę niewiele brakowało, byśmy rytualnie zarzynali byki. Z tym poglądem jednak niekoniecznie trzeba się zgadzać.

Misteria, które są wprowadzeniem w tajemnicę i dotyczą tego, co ma się dziać po śmierci, są przeżyciem bardzo indywidualnym. Zwłaszcza misteria Mitry, z zarzynaniem byka nad głową, ściekającą krwią, która oczyszcza - kolejna paralela do chrześcijaństwa. W każdym razie myślę, że nie warto zbyt łatwo łączyć ze sobą tej symboliki. Istnieją pewne uniwersalne symbole i one mogą zaistnieć równie dobrze w świecie chrześcijańskiego objawienia oznaczając prawdę jak i w świecie pogańskich misteriów, gdzie wyrażają pewną tęsknotę ludzkości. W świat takiej religijności wkracza chrześcijaństwo, początkowo lokowane właśnie gdzieś w okolicach przychodzących ze wschodu kultów misteryjnych, które przez stulecia czy nawet tysiąclecia były z łatwością asymilowane przez Greków. Oprócz tego chrześcijaństwo spotyka grecką filozofię. Filozofię, zwłaszcza platońską i neoplatońską, która wówczas była czymś w rodzaju bezwyznaniowego chrześcijaństwa, mówiła o Bogu, ale inaczej niż mitologia i kulty misteryjne. Dlatego okazała się niezwykle cennym narzędziem do opowiadania antycznemu światu o Chrystusie i o tym się właśnie mówi, gdy mówi się, że chrześcijaństwo jest wspaniałą syntezą myśli greckiej świata hellenistycznego i rzymskiego porządku. Filozofia przyniosła skuteczne narzędzia, z kilku powodów: bo po pierwsze - mówiła o jednym Bogu, po drugie - ten Bóg w filozofii platońskiej i później neoplatońskiej był utożsamiany z dobrem najwyższym, po trzecie - Bóg był jeden (w tej filozofii neoplatońskiej), po czwarte - dlatego, że stoicy bardzo wyraźnie mówili o cnotach, o tym, że człowiek ma się samodoskonalić, co później znalazło swoje miejsce w teologii moralnej, czy też choćby w pismach ze środowisk monastycznych, które czasem nawet można wziąć za pisma pogańskich filozofów, gdyż zachęcają do duchowego samodoskonalenia. Istniało też przeciwstawienie świata duchowego i materialnego (cały czas mówię tylko o platońskiej i neoplatońskiej filozofii). Ostatecznie filozofia pomogła również uporządkować wszystko, co jest orędziem Chrystusa, co znamy z Pisma Świętego i co było jako kerygmat, czyli pierwsze przedteologiczne jeszcze głoszenie apostołów i pierwszych uczniów, że Chrystus jest rzeczywiście Zbawicielem i Mesjaszem.

Chciałbym jeszcze powiedzieć o jeszcze jednej idei, która w tym czasie się pojawiła i była niezwykle ważna i niezwykle cenna dla chrześcijaństwa, mianowicie o gnozie i o rozmaitych systemach gnostyckich, które przywędrowały również ze wschodu. Gnoza to system - nawet wielość systemów - skrajnie dualistycznych, twierdzących, że wszystko co jest związane z materią jest złe i nie można tego okiełznać, ponieważ jest to dzieło szatana czy też złego, przewrotnego boga. Istnieje również świat duchowy, dobry, który jest dziełem dobrego boga. To wszystko brzmi nam niezwykle znajomo, świat duchowy versus świat zmysłowy, cielesny. Przywodzi na myśl platońskie idee - ciało, które jest więzieniem, platońska jaskinia, gdzie związani nieszczęśnicy oglądają cienie rzeczywistości, nie wiedząc, że prawdziwa rzeczywistość jest za ich plecami, że jak się wyzwolą z tego, żeby się znajdować tylko w tym świecie zmysłowym, będą naprawdę szczęśliwi i naprawdę doświadczą pełni istnienia.

Jednak idee filozofów greckich i idee gnostyckie nie są dokładnie takie same. Skrajny dualizm, który przyniosły ze sobą systemy gnostyckie jest błogosławieństwem, dlatego, że zmusił wczesne chrześcijaństwo, żeby zbyt łatwo nie adaptować i nie tworzyć zbyt łatwych analogii między nauczaniem greckich filozofów - zwłaszcza tych, gdzie te elementy dualistyczne oddzielające ciało i ducha są bardzo wyraźne - i zmusił wczesne chrześcijaństwo do refleksji nad ludzką cielesnością, światem, losem oraz do usunięcia z Objawienia wątków gnostyckich, gdyż gnoza ubierała się też i w szaty chrześcijańskie. Ewangelia Tomasza jest, na przykład, ewangelią gnostycką, a niektórzy twierdzą, iż gnostyckie wątki jak na przykład kontrastowa symbolika światłości i ciemności ("Bóg jest światłością", "nie ma w Nim żadnej ciemności"), znajdują także w Ewangelii św. Jana. Dlatego trzeba było przeprowadzić bardzo gruntowną refleksję i bardzo rzeczową polemikę z tym gnostyckim dualizmem. W efekcie współczesne chrześcijaństwo potrafi docenić zarówno wartość całego człowieka, tego co jest jego ciałem i tego, co jest elementem duchowym. Chrześcijaństwo przeprowadziło nie tylko refleksję, ale stało się twórcą kultury materialnej, której też nie sposób przecenić, należy tutaj wspomnieć choćby o ikonach (do tematu ikon będę zresztą jeszcze nawiązywał). Wyrażało się i wyraża się w dalszym ciągu poprzez rozmaite materialne dokonania.

Semicki sposób postrzegania człowieka był zupełnie inny. Duch to po prostu było życie. Człowiek był postrzegany jako jedność. Duch i ciało nie stanowiły elementów przeciwstawnych, walczących ze sobą. Znamy Biblię i nauczanie biblijne często tak jakby przefiltrowane przez takie rozmaite dualistyczne myślenia o duszach, a zmartwychwstanie ciał gdzieś nam ucieka. Z jednej strony ze zmysłowych i cielesnych rzeczy bardzo chętnie i intensywnie korzystamy. Kultura jest taka, żeby tak się właśnie działo. Z drugiej strony mamy wyrzuty sumienia, że to jest grzeszne, że to jest nie Boże, że ten dualizm przekrawa człowieka tak mocno, że wydaje się - mówiąc bardzo kolokwialnie - że dusza jest od Pana Boga, a ciało od zupełnie innych spraw, nie zawsze dobrych. Wczesne chrześcijaństwo właśnie przez gnozę zostało zmuszone do przeprowadzenia takiej refleksji.

Najważniejszym argumentem zajmującym przez kilka wieków Ojców Kościoła, czyli teologów wczesnego chrześcijaństwa, którzy przyczynili się w sposób znaczący do odkrywania, formułowania prawd wiary, to wyższość Wielkanocy nad Bożym Narodzeniem. Oczywiście, nie sposób się kłócić, czy ważniejsza jest pascha, męka i śmierć Pana Jezusa, czy ważniejszy jest Pan Jezus jeszcze w żłobku. Tych dwóch prawd wiary nie sposób i nie można czytać osobno, ale trzeba czytać je razem. Św. Maksym Wyznawca (mój ulubiony autor, którym akurat zajmuję się w związku z moimi bardzo gruntowymi naukowymi badaniami) całą swoją teologię koncentruje wokół tego faktu wcielenia. Jak to jest, że Bóg stał się człowiekiem. Co to znaczy, że Bóg stał się człowiekiem. Co to naprawdę znaczy? Czy cały Bóg, czy całym człowiekiem? Czy w momencie kiedy był człowiekiem, to był trochę mniejszym Bogiem, albo zostawił część swojej boskości na górze, czy nie? Jakie to ma konsekwencje dla mnie, dla każdego człowieka? Co ten fakt wcielenia znaczy dla społeczności Kościoła. Co znaczy fakt wcielenia dla ludzkiej historii? Czy on wpływa na to, że historia ma biec tak, albo inaczej? I wreszcie jakie to ma znaczenie dla kosmosu, dla całego stworzenia?

Skoro Wcielenie - że Bóg przemienił część stworzonej materii, w taki sposób, że stała się ona Jego Ciałem i to jest prawdziwe ciało, a nie nieprawdziwe - jest faktem absolutnie niezaprzeczalnym, w który wierzymy i mocno wyznajemy, to jest fakt o konsekwencjach ponadhistorycznych i absolutnie kosmicznych. Że takie wydarzenie miało miejsce, że właśnie część materii dostąpiła takiej właśnie chwały, co więcej, że to się nie skończyło, bo wierzymy, że to Chrystusowe Ciało jest. Co więcej, wierzymy w to, że co niedziela, czy ile razy jesteśmy na Mszy Świętej, taki nowy rodzaj materii przyjmujemy pod postacią Eucharystii. Co więcej, o Kościele też mówi się, że jest Ciałem Chrystusowym.

Druga rzecz, o której chciałem powiedzieć, że kiedy doszło do konfrontacji chrześcijaństwo-gnoza i kiedy Kościół zaczął zastanawiać się, w co tak naprawdę wierzy, jakie są tego konsekwencje i dlaczego wierzy tak, a nie inaczej, zaczyna się wówczas nowa epoka w jego dziejach. Nazwałem ją epoką dogmatów albo epoką - tutaj trochę się waham - formułowania albo odkrywania dogmatów. Przed tą epoką, na przełomie II i III wieku, działali ojcowie, których nazywamy apologetami, czyli obrońcami wiary. Tutaj można wymienić św. Ireneusza z Lyonu, św. Justyna, św. Klemensa Aleksandryjskiego. Wzięli na swoje barki zadanie powiedzenia greckiemu światu, czym tak naprawdę jest ten przedziwny, przychodzący ze wschodu, razem z wszystkimi Mitrami i innymi bogami, Chrystus, kim są Jego wyznawcy i dlaczego kierują się w życiu takimi, a nie innymi zasadami, że to, co się o nich opowiada, to w dużej mierze jest nieprawda albo jest to po prostu źle zrozumiane.

Epoka dogmatu następuje po teologii judeochrześcijańskiej, kiedy Kościół zaczyna się zastanawiać, dlaczego wierzy tak, a nie inaczej i jakie są tego konsekwencje. Wtedy działają właśnie Ojcowie Kościoła, ci, których tradycja i historia chrześcijańska uznaje za największych, filary nauczania, z których myśli wciąż jeszcze korzystamy. Ta nazwa jest dość trafna, dlatego, że ich nauczanie to nie jest formułowanie doktryny, ale raczej ojcostwo, relacja, która nie jest relacją nauczający-pouczany, a jeżeli już, to raczej na sposób ojcowski i braterski.

Skąd się wzięły dogmaty? Powiedziałem wcześniej, że trudno mi stwierdzić, czy dogmaty są sformułowane czy też odkryte, dlatego, że dotyczą prawd wiary, które w pewnym momencie zaczęły być dla Kościoła problematyczne. Dogmaty zostały wypowiedziane wtedy, kiedy zaczęto głosić jakieś nauczanie, które wydawało się być co najmniej podejrzane, a to z tego powodu, że coś w nauczaniu Kościoła niezwykle ważnego podważało, czegoś już wierzących pozbawiało. Każda herezja, każde nieprawidłowe nauczanie chrześcijańskie bierze się moim zdaniem ze zwykłej chęci racjonalizowania tajemnic wiary, z chęci zbytniego ułożenia w zgrabne regułki, którymi będzie się można posługiwać i które będą proste, jasne, będą wyjaśniały nie pozostawiając cienia wątpliwości.

Miejscami, gdzie dogmaty zostały oficjalnie sformułowane były sobory powszechne. Wspominałem tę na pół anegdotyczną historyjkę z soborem w Nicei, ale zostawmy na boku wszystkie te historyczne i na poły anegdotyczne historie, jak sobór istnieje w świadomości Kościoła. Jestem głębokim orędownikiem tego, żeby sobór postrzegać jako nowe zesłanie Ducha Świętego i do tego mam kilka powodów, o których za chwilę wspomnę.

Jeszcze taka mała ciekawostka związana z Soborem Nicejskim w 45 roku. Zdaniem księdza profesora Henryka Pietrasa, który jest autorem wstępu do pierwszego tomu serii dokumentów soborów powszechnych i lubuje się w wyszukiwaniu historycznych ciekawostek, ten pierwszy sobór był właściwie uroczystością cesarską i nawet przez kolejne kilkadziesiąt lat, czy nawet do któregoś następnego soboru nikt nie uznawał go za sobór powszechny. Odprawiano uroczystości związane z rocznicą objęcia tronu przez cesarza Bizancjum i przy tej okazji ten cesarz sprawował swoją normalną cesarską funkcję "pontifex maximus", funkcję najwyższego kapłana, którą sprawował każdy cesarz rzymski. Do tej funkcji należało czuwanie nad poprawnością kultów, a skoro kult chrześcijański był jednym z nich, cesarz również miał wobec chrześcijaństwa taką funkcję.

Pierwszy właściwy sobór to jest 325 rok i nie jest to pierwsze zebranie biskupów, ale pierwsze powszechne zebranie biskupów, przynajmniej od czasów apostolskich i od tego, co w Dziejach Apostolskich nazywane jest Soborem Jerozolimskim, na którym decydowały się sprawy kultu chrześcijan, między innymi czy mają stosować obrzezanie i Prawo Mojżeszowe, czy też nie i w jakim zakresie, a zatem niemal 300 lat różnicy. Ale ten sobór był pierwszym soborem powszechnym (przypominam, że słowo katolicki i powszechny znaczy to samo). Podczas niego próbowano wrócić do pierwszego momentu, kiedy Kościół zaczął doznawać powszechności, kiedy ta powszechność objawiła się w sposób wyraźny i po raz pierwszy, czyli do drugiego rozdziału Dziejów Apostolskich i opisu zesłania Ducha Świętego. Kiedy zgromadzeni w jednym miejscu apostołowie doświadczyli zesłania Ducha Świętego i mogli głosić Słowo Boże, wieścić zmartwychwstanie Chrystusa całemu światu, we wszystkich językach, a zatem powszechnie. To jest pierwsze doświadczenie powszechności, a skoro biskupi są następcami apostołów, w ten sam sposób można popatrzeć na powszechność Soboru. Dlatego też jestem głębokim orędownikiem, aby sobór postrzegać jako nowe zesłanie Ducha Świętego.

Podczas spotkań, które prowadziłem w Sandomierzu, i które dotyczyły ikon, pokazałem takie cztery ikony, gdzie powtarza się pewien temat ikonograficzny. Patrząc na wydarzenia przedstawione na tych czterech ikonach, na prawdy wiary na tych ikonach ukazane, można między nimi odnaleźć też pewną tożsamość, wiążącą się z tym, co wcześniej powiedziałem.

Pierwsza ikona to ikona Zesłania Ducha Świętego. Wygląda mniej więcej tak: dwa rzędy apostołów, którzy siedzą półkoliście, ale nie są to apostołowie, którzy byli w Wieczerniku, dlatego, że u samego szczytu znajdują się święty Piotr i święty Paweł naprzeciwko siebie. Jak wiemy, świętego Pawła w Wieczerniku, na zesłaniu Ducha Świętego nie było, natomiast była obecna Matka Boża, a tutaj Jej nie przedstawiono. Jednak jest obecna w sposób niewidoczny, dlatego, że w tradycji wschodniej (i w zachodniej zresztą też) i w tradycji ikonograficznej Maryja jest uobecniona w Kościele, tak, że jeżeli zbiera się Kościół, to Matki Bożej nie trzeba malować, bo to jest modlący się Kościół. Także te ikony maryjne, gdzie Ona ma na ręku Chrystusa - to z jednej strony są przedstawienia Maryjne, a z drugiej jest to też uobecnienie tajemnicy Kościoła, który ma Chrystusa, w którym Chrystus jest obecny, jak na ręku Maryi. Dlatego Maryi nie ma na ikonie Zesłania Ducha Świętego. Natomiast miejsce między Piotrem i Pawłem na samym szczycie kręgów jest puste, nikt go nie zajmuje, świeci ono tak wyraźną pustką, jakby chciało nas odesłać do bardzo podobnych tematów ikonowych i na przykład taki temat znajdujemy w ikonach Sądu Ostatecznego.

Ikony Sądu ostatecznego powstały dosyć późno. Znajduje się tam kilka rzędów bardzo podobnie siedzących osób. Jest też taki rząd, gdzie siedzą apostołowie dokładnie w taki sam sposób jak na ikonie Zesłania Ducha Świętego. Gdyby położyć jedną ikonę nad drugą, to byłyby dokładnie te same rzędy. Rzędów na ikonie Sądu Ostatecznego jest jednak więcej, jak się pierwszy raz patrzy, wydają się być ogromną gmatwaniną małych ludzików, których nawet nie sposób dostrzec.

Nad tym rzędem siedzących w dwóch półkolach apostołów, jest ikona, które nazywa się Deesis. Deesis znaczyło wstawiennictwo. To jest Chrystus siedzący na tronie, właśnie w tym miejscu, które w ikonie Zesłania Ducha Świętego jest puste i w ikonie Sądu Ostatecznego jest puste, bo ten rząd Deesis jest wyżej. I po jednej stronie jest najświętsza Maryja Panna, po drugiej św. Jan Chrzciciel w ikonie takiego wstawiennictwa.

Trzecia, a właściwie czwarta, ikona, na której ten motyw się powtarza, przedstawia Sobór Powszechny, jednak w miejscu, gdzie na tamtych ikonach siedzą apostołowie, tutaj siedzą biskupi. Tam gdzie jest tron (albo puste miejsce) znajduje się tron z otwartą księgą Pisma Świętego. Gdzieś obok na stołeczku siedzi także cesarz, i nie chodzi tutaj o bizantyjski cezaropapizm (wbrew temu, czego uczono nas w szkole, nie jest do końca prawdą, a przynajmniej nie u wszystkich cesarzy), ale to ot, że on w teologii i kulcie bizantyjskim miał swoje bardzo ważne miejsce - między innymi to on zwoływał sobory.

Gdyby postawić te trzy ikony jedna pod drugą: Zesłanie Ducha Świętego, Sobór Powszechny i Sąd Ostateczny (gdzie ikona Deesis też się znajduje), to można by zobaczyć takie jakby filtrowanie, czy płynięcie - taką rzekę, taki strumień prawdy, która wlana została przez Ducha Świętego w Kościół i przepływa przez wszystkie sobory, ale też i przez nasze życie, kiedy to staramy się żyć w miarę prawdziwie i uczciwie. Ta prawda w całej swojej pełni objawi się w paruzji, w Sądzie Ostatecznym, kiedy Chrystus przyjdzie powtórnie.

w lutym 2004


[powrót]